23 kwi 2018

Rozdział I - Mała, nie śpij





Wyjęłam słuchawki z uszu, patrząc rozbawiona na przyjaciela. Naprawdę jest dla mnie jak brat ale słuchanie o jego kolejnej zdobyczy w łóżku nie jest już fascynujące. On jest gorszy niż nie jedna prostytutka. Co najlepsze, to facet. Na szczęście jest hetero. Nie wyobrażam sobie jakbym miała słuchać tych opowieści w wersji męskiej. Chyba bym zwymiotowała. Jestem tolerancyjna, ale on naprawdę nie ma ani grama wstydu. W sumie przed kim? Znamy się od dziecka. Choć czasami wolałabym bym głuchoniema. 
- Lukas, cieszę się, że spotkałeś dziewczynę wartą zdobycia nagrody Nobla w dziedzinie robienia loda, ale naprawdę uszy mnie już bolą. Powiedziałeś, że podniecę się na samym początku, a ja nadal jestem sucha. Dlatego pozwól, że pójdę po sok. - powiedziałam, śmiejąc się lekko.
- No dzięki gruby tyłku, że mnie słuchasz. Jeszcze kiedyś będziesz chciała, żebym ci powiedział jak to się robi, to pokażę ci środkowy palec. Już dawno straciłaś wianek a jesteś gorsza niż cnotka. - odpowiedział mi oburzony. 
- Po prostu jakoś nie podnieca mnie myśl o robieniu mi loda Mr. Dick. - dodałam rozbawiona i wyszłam z mojego pokoju. 
Zeszłam po schodach, uważnie stawiając nagie stopy na kolejnych stopniach. Były świeżo umyte, więc nie chciałam przez nieuwagę się wywrócić. Już raz tak zrobiłam, to teraz mam na udzie bliznę. Lukas do tej pory się ze mnie śmieję, bo moja głowa centralnie znalazła się wtedy w doniczce z kwiatkiem, która się rozbiła, a ja nie miałam nawet siniaka czy jakiegokolwiek wstrząsu. Byłam wtedy w 2 liceum, a on cieszy się z tego jakby to wszystko stało wczoraj, a minęły ponad 2 lata. 
- Potrzebujesz czegoś, pszczółko? - zapytała Ruby tym swoim ciepłym głosem co zawsze. 
Ruby była naszą gosposią. Dom może nie był szczególnie wielką willą, a nas było tylko 2 w domu, w tym tata 3/4 dnia był nieobecny, ale oboje podjęliśmy decyzję, że poszukanie starszej gosposi dobrze nam zrobi. I tak było faktycznie. Wprowadziła dużo ciepła, dla mnie była jak babcia a ja mogłam się wiele od niej nauczyć. To ona była teraz dla mnie taką " kobietą do naśladowania ". Ruby też to wiele dało. Zatrudniliśmy ją niewiele po śmierci jej męża. Nie umiała znaleźć dla siebie miejsca, nie miała już nikogo a w nas znalazła rodzinę. Nie dała się jedynie namówić na zamieszkanie z nami, ale na szczęście dzieli nas tylko 2 domy. Lukas też ją bardzo lubi. Zdarza nam się, że oboje mówimy do niej babciu. Uwielbia go. To niesamowite, że kobieta, która nigdy nie miała dzieci tak potrafi traktować obcych dla siebie ludzi. Dała też duże wsparcie tacie. Oboje byli w końcu po stracie swojej drugiej połówki. Żony i męża. 
- Nie, dziękuję. Nie przeszkadzaj sobie. Przyszłam tylko nam po picie. - odparłam z uśmiechem, wchodząc do kuchni i otwierając szafkę. 
Wyjmuję z niej dwa kubki. Pewnie wiele osób uzna mnie za dziwną, ale kubki to moja pasja. Zbieram je. Mam ich tyle, że tata zamontował dodatkową szafkę specjalnie na nie. Nie kupuję wszystkich, ale mam takie z każdych naszych wakacji lub takie, które kupowałam w ważnych dla mnie momentach. Nie ma żadnego, który by czegoś nie oznaczał. Takie już mam hobby. Tato powiedział, że to słodkie a Lukas za to, że jestem wariatką. Zaśmiałam się pod nosem na tą myśl po czym zaczęłam je napełniać swoim ulubionym sokiem pomarańczowym, który Ruby niedawno wycisnęła. To odziedziczyłam po mamie. Tato opowiadał, że piła to litrami. Brakuję mi jej w każdej sferze mojego życia. Nawet w takim zwykłym piciu soku. 
Wzięłam je do rąk za uszka i poszłam na górę, wcześniej posyłając Ruby uśmiech, która pielęgnowała kwiaty na tarasie. Ona też przelała swoje zainteresowania tutaj. Uwielbiała ogrodnictwo, przez co mieliśmy dom pełny kwiatów, a ogrodu zazdrościła nam nie jedna gazeta. Mogła tam spędzać całe dnie. Kilka razy próbowała mnie tym zarazić, ale traciłam ochotę po kilku minutach. To chyba po prostu nie dla mnie. Owszem, często jej pomagam, ale z własnej inicjatywy nie zrobiłabym czegoś takiego, mimo, że moje marzenia sięgają ku architekturze wnętrz i otoczenia. Wolę rysowanie, projektowanie. W tym jestem naprawdę dużo lepsza i jest mniejsza szansa na to, że zrobię komuś krzywdę. 
- Włącz telewizor. Mój tata lada chwila powinien przemawiać. - powiedziałam, wchodząc do pokoju. 
Usiadłam obok Lucas'a, podając mu jeden z kubków a na środek łóżka powędrowała paczka pianek, którą wyciągnęłam z szuflady. Kolejne uzależnienie. Tym razem były truskawkowe. 
- Nadal jestem na niego zła, że mnie ze sobą nie zabrał. Lukas, on jest na Dominikanie. Przecież to spełnienie marzeń. Rozumiem, to wyjazd biznesowy, ale kurcze. - burknęłam, wkładając piankę do ust i kładąc się na łóżku. 
- Nie martw się, pojedziesz tam kiedyś. Zawsze możesz poprosić tatę, żeby sfinansował ci wyjazd. - wzruszył ramionami Lukas, biorąc pilota i włączając na odpowiedni kanał.
- O nie, nie. Nie po to od dziecka zbieram kasę do tego słoiczka. Pojadę tam za własne pieniądze i będę się świetnie bawić. To moje marzenie i sama chcę je spełnić. - wyjaśniam.
- Więc nie możesz mieć do taty pretensji. - stwierdził, a ja jedynie musiałam kiwnąć głową bo wiedziałam, że ma całkowitą rację. 
Pamiętam, jak kiedyś zobaczyłam w telewizji w jednej bajce, jak dziewczynka znalazła słoik. Dostała od mamy monetę i postanowiła, że będzie zbierać na nowe lalki. Przykleiła sobie etykietę " Na lalkę " i kiedy tylko coś dostała od rodziców, od razu to tam wrzucałam. Wtedy marzyłam już o Dominikanie. Miałam wtedy niecałe 4 latka. No i od tej bajki zaczęła się przygoda ze słoiczkiem, która trwa do dziś. Może to dziecinne, ale z drugiej strony ten wyjazd będzie miał dużo większą wartość dla mnie.
*
Weszłam do firmy. Tata wraca dopiero za 3 dni, więc ja będę musiała przejąć na ten czas stery. Ufa swoim pracownikom, wszyscy tworzą niesamowitą pracę razem, ale woli jednak, jak trzymam nad tym wszystkim piecze. Wie, że może mi zaufać całkowicie i nie bać się, że ktoś nagle odmówi mu posłuszeństwa i sprzeda wszystkie dane. Nie przeżyłby tego. Układał firmę od fundamentów. Denerwuje go niepowodzenie jakiegoś projektu, a co dopiero mówić o upadku wszystkiego. Zabrałoby go to ze sobą. A ja nie mogę pozwolić na stratę i jego. 
Uśmiecham się kolejno do każdego. Wszyscy mnie tu znają, więc darzą podobnym szacunkiem jak swojego szefa. W końcu jestem jego oczkiem w głowie, jedynym dzieckiem. I jednocześnie jedyną żyjącą pamiątką po jego żonie. Oddał mi całą swoją miłość. 
- Dzień dobry. - powiedziałam z uśmiechem do głównej sekretarki, która siedziała na recepcji. 
To ona była prawą ręką taty. Wiedziała wszystko o każdym spotkaniu, co do sekundy a jej głowa była jednym wielkim terminarzem. Kiedyś myślałam, że podkochuje się w tacie, ale od niedawna jest zaręczona, więc uspokoiło mnie to. Nie, że jej nie lubię ale chyba bym nie umiała widzieć przy tacie jakieś innej kobiety od mamy. Wiem, że ma prawo układać sobie życie i robi to, ale chodzenie do łóżka a ślub to zupełnie dwie inne sprawy. Choć w sumie bym się nie zdziwiła, jakby to pierwsze kiedyś ich łączyło. To by się zgadzało. 
- Dzień dobry, Isabel. Dziś masz tylko zastąpić tatę w rozmowie kwalifikacyjnej z nowym pracownikiem. Zatrudniamy nowych informatyków. W tej firmie są na wagę złota. Ich nigdy nie za dużo, choć nie chcemy też przyjąć byle kogo. - odpowiedziała Amy. 
- Jasne, nie ma problemu. Kiedy ma przyjść? - zapytałam, biorąc od niej teczkę, w której były papiery takie jak jego podanie, list motywacyjny czy różne certyfikaty. 
Będę musiała się z tym zapoznać, żeby nie wyjść na jakąś dziewczynę, która nie ma pojęcia z kim ma do czynienia i z kim może niedługo pracować jej ojciec. On sam pewnie zna to już na pamięć. Przykłada wielką wagę co do doboru swoich ludzi. Dzięki temu odniósł tak wielki sukces. Każdy z nich tworzy równą część w tym łańcuchu. 
- Za jakieś 15 minut powinien już być. Jeśli zdecydujesz się go zatrudnić, to może zacząć i dziś jeśli będzie chciał. Twój tato mówił, że każda sekunda jest ważna. - odparła z uśmiechem.
- Dziękuję ci. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę windy. 
Weszłam do niej, wciskając najwyższe piętro a ona powoli ruszyła. W tym czasie wygładziłam czarną, dopasowaną spódnicę, która sięgała mi lekko przed kolano. Włożoną w nią miałam bordową koszulę na długi rękaw, zrobioną z przewiewnego materiału. Miała delikatne złote dodatki przy guzikach. Na moich stopach prezentowały się czarne, lśniące szpilki a włosy związane były w wysokiego koka, lekko niechlujnego. Nie lubiłam takich zalizanych fryzur, nawet do pracy. Szczególnie w moim wieku. Gdyby nie to, że to firma taty to pewnie bym nie miała wyjścia. Na szczęście jest inaczej. W sumie mój ojciec nie jest na tyle wymagający by oczekiwać idealnej perfekcji w pracownikach. Ważne jest, by wyglądali ładnie i elegancko, a nie każda fryzura wygląda dobrze na człowieku. Ważna jest też wygoda. Nie chciał, żeby ktokolwiek męczył się w pracy we własnym ciele. To w nim kocham. Tą empatię mimo straty żony i gojenia smutków w łóżku kolejnych kobiet. 
Kiedy winda się zatrzymała, wyszłam z niej i udałam się w stronę biura. Na panelu przy drzwiach wpisałam odpowiedni numer, a słysząc piknięcie, weszłam do środka. Uśmiechnęłam się, bo od razu uderzyły mnie męskie perfumy, tak rozpoznawalne dla mojego taty. Położyłam teczkę na biurku i wyjęłam z niej papiery. Wiedziałam, że nie mam za dużo czasu. W międzyczasie zrobiłam sobie kawę z mlekiem i usiadłam na krześle obrotowym. Czułam się jak królowa świata. Uruchomiłam laptopa i weszłam na stronę firmy, tak jak robi to zawsze tata. Dzięki temu mogę śledzić wszystkie wyniki, postępowanie projektów. Otwieram też jego pocztę firmową. 
Mój wzrok kieruje się na podanie. 
Matteo Galaota, lat 25. Zdążyłam tylko tyle się dowiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. No to świetnie. Wzdycham, szybko jeszcze wertując szkoły, które skończył, ale kiedy zobaczyłam ten cały spis, to o mało nie zemdlałam. On jest jakiś nieśmiertelny czy jak? Kiedy on to wszystko zrobił? Pokręciłam głową i nacisnęłam guzik, który pozwolił na otworzenie drzwi. Wstałam jednocześnie i podeszłam obok biurka, żeby móc się z nim godnie przywitać. Był młody, więc wiedziałam, że chyba lepiej nam będzie złapać wspólny język. O ile nie będzie tym młodocianym bufonem, myślącym, że jest najmądrzejszym pępkiem świata na świecie. Przy tym moim, może się schować. 
Do środka wchodzi młody mężczyzna. Rozszerzam powieki, kiedy go widzę. Zagryzam wargę, ale po chwili szybko ją uwalniam. Ma na sobie idealnie leżący, granatowy garnitur, a jego szyję zdobi czerwony krawat. Lekki zarost idealnie podkreśla jego twarz i kości policzkowe. Modna fryzura. Wyglądał wręcz nienagannie. A do tego te perfumy. Od razu rozpoznałam drogi zapach. Widocznie jest nie tylko wykształcony, ale cholernie bogaty. Co więc robi w firmie mojego ojca, skoro jego portfel i tak pęka w szwach?
- Pan Matteo Galaota? - zapytałam z uśmiechem, podchodząc do niego i próbując zachować całkowity profesjonalizm.
- Si. - odpowiedział, a mnie od razu przykuł ten włoski akcent. - Przepraszam, ale z tego co wiem miałem rozmawiać z właścicielem tej firmy.
Od razu wyczułam ten nacisk na słowo " właściciel ". Wiedziałam, że chodzi tu o męskiego osobnika. Tak chce się bawić? Proszę bardzo. Niech go tylko przyjmę, a będę miała ubaw do końca życia. Jestem tu średnio co 2 dni, a przez najbliższe codziennie.
- Pan Sanchez jest obecnie na wyjeździe na Dominikanie, ale upoważnił mnie do przeprowadzenia rozmowy z panem, proszę sobie usiąść. Chciałby może pan coś do picia? - zapytałam jak najbardziej formalnie, dłonią pokazując na fotel przed biurkiem.
- Pierwszy raz widzę, żeby szef pozwalał swojej sekretarce na rozmowę z przyszłym pracownikiem, ale dobrze. Mam nadzieję, że będę z niej zadowolony. Przyjechałem na nią z Włoch i nie zamierzam wrócić w złym humorze. - odpowiedział. - Nie, dziękuję bella. Wolałbym przejść już do konkretów.
Kiwnęłam głową i usiadłam na siedzeniu, które należało do mojego taty. Uważa mnie za sekretarkę, tak? W takim razie będzie ją miał. Ale już ja zadbam o to, żeby ktoś go tu nauczył posłuszeństwa. Obawiałam się bufona i go mam. Do tego bezczelny. Mogłabym mu powiedzieć, że jestem córką jego przyszłego szefa, ale tak dużo szybciej skończy się to przedstawienie. A tak to przez 3 dni idealnie sprowadzę go do parteru. Będzie trząsł tymi cholernie drogimi spodniami, żebym tylko nie powiedziała tacie, że uznał mnie za swoją sekretarkę i tak się do mnie odnosił. 
- W takim razie sądzę, że możemy zaczynać. - powiedziałam spokojnie, kiedy rozłożyłam sobie wszystko.
Miałam czas, a wiedziałam, że muszę go jednocześnie poddenerwować jak i zrobić na nim wrażenie. Z drugiej strony byłam świadoma, jak ważnym może być pracownikiem dla tej firmy i zamierzałam go zdobyć. Nieważne czy jako sekretarka czy jako córka szefa. Był młody, ale niesamowicie doświadczony i posiadał więcej kwalifikacji niż wszyscy tu zatrudnieni razem. No i trzeba przyznać, że był cholernie przystojny. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz