30 sty 2016

One Shot cz.1 " Ty jesteś dla mnie niebem, słońcem, które nigdy nie zachodzi."




Życie jest dla każdego z nas ciągłą zagadką, labiryntem, gdzie każdy z nas odnajduję swoją własną drogę. My decydujemy czy wejdziemy w ślepą uliczkę lub wyjdziemy z niego sprawnie. A co czeka na końcu.? Śmierć.? Miłość.? Smutek.? Na pewno to, co każdy z nas oczekuję. Być może nasze życie można porównać do dziecięcego rysunku. Gdy będziemy malować starannie, otrzymamy pochwałę, a gdy wyjdziemy na linię, naganę. Czy w życiu też można wyjść w pewnych momentach za linię.? Tylko czy wtedy można też użyć gumki i zmazać niepotrzebne kreski.?
Właśnie skończyła rozpakowywać walizki. Nie chciała wracać do Buenos Aires, wolała dalej mieszkać w Barcelonie. No cóż... jej ojciec ma jutro urodziny, więc chciała się zdobyć na taki miły gest. Poza tym, nie widzieli się już jakieś 4 lata. Czyli to tyle minęło od jej wyjazdu.? Może lepiej opowiem od początku. Ta dziewczyna to Violetta Castillo. Zapytacie, dlaczego wyjechała.? Otóż, pojechała spełniać marzenia. Chodziła do prestiżowej szkoły muzycznej, miała wspaniałego chłopaka Leon'a, którego kochała nad życie. Pewnego dnia dostała propozycje wyjazdu w swoją własną trasę koncertową. I co.? Oczywiście, że się zgodziła. Jej szczęście jednak nie trwało długo. Pobiegła szybko do swojego ukochanego, powiedzieć o radosnej dla niej nowinie. Chciała skorzystać z okazji i od razu powiedzieć, że jest z nim w ciąży. Cała w skowronkach opowiedziała mu wszystko. Jednak nie takiej reakcji się spodziewała. Uśmiech znikł z jego twarzy. Zaczął być dla niej oschły, inny... Powiedział, że jeśli wyjedzie to z nimi koniec. Nie rozumiała jego reakcji. Chciała tylko wyjechać. Próbowała to z nim wyjaśnić, ale z nic z tego. Zdania nie zmienił. Zaczęła się kłótnia, podczas której chłopak wykrzyczał, że ona skończy jak jej matka. To był dla niej cios w samo serce. Dlaczego.? Jej mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy Violetta była małą dziewczynką. Wracała wtedy z trasy koncertowej, bo też śpiewała. Ze złamanym sercem wróciła do domu, wciąż ocierając łzy. Miała wtedy 16 lat. Bez namysłu spakowała walizki i wyjechała w trasę. Urodziła zdrowego synka - Alex'a. To on był jedynym mężczyzną w jej życiu. Próbowała zapomnieć o swoim byłbym, ale nie dała rady. Bardzo go kochała, a do tego Alex, był bardzo do niego podobny. Te same miękkie włosy, oczy... Cechy charakteru... Nie powiedziała nikomu o tym, że ma dziecko. Oprócz swojej rodziny i dwóch przyjaciół : Fran i Maxi'emu. Gdy skończyła 18 lat, postanowiła, że zamieszka w Barcelonie na stałe. Buenos Aires już nie sprawiało jej tyle szczęścia, co kiedyś, gdy była jeszcze z ukochanym...
Za oknem było ciepło i słonecznie, więc nie chciała spędzić reszty dnia w hotelu. Do taty pójdzie jutro, na jego urodziny. Nie wie, że przyjechała bo chce mu zrobić niespodziankę. W portfelu miała swoje stare zdjęcie, gdy jeszcze tu mieszkała. Czy się zmieniła.? Psychicznie, owszem ale fizycznie również. Miała dłuższe włosy, pofarbowane na zbliżony odcień blondu, była bardziej kobieca, zgrabniejsza, seksowniejsza i wypiękniała dzięki ciąży. Czy przytłoczyło ją bycie matką, do tego samotną, w tak młodym wieku.? Nie. Poradziła sobie i wychowała swojego synka najlepiej jak umiała. Przebrała się w białą bokserkę i biało-czerwone hawajki. Włosy związała w koński ogon i nałożyła swoje ulubione czerwone conversy. Jej 1,5 roczny synek nie spał już od kilku minut. Uśmiechnęła się do niego i przebrała go w niebieską koszulkę na długi rękaw oraz niebieskie śpioszki. Karmiła go niedawno, więc teraz tego nie zrobiła. Dała mu czułego całusa w czoło i położyła go do granatowego wózka dziecięcego. Dwójka przyjaciół wiedziała, że przyjechała. Umówiła się z nimi w domu Maxi'ego. Włożyła jeszcze mu do buzi smoczek i wyszła razem z nim, w wózeczku, z hotelu. Pamiętała doskonale każdą ulicę, więc bez problemu trafiła do domu swojego przyjaciela. Zapukała, a drzwi szybko zostały otworzone przez Fran.
- Violu... to ty.? - spytała Włoszka, która jej nie poznała.
- No oczywiście, że ja. - odpowiedziała i mocno ją przytuliła.
- Vilu, jak ja za tobą tęskniłam. Wchodź, Maxi akurat robi herbatę. - uśmiechnęła się.
Kiwnęła głową i razem z wózkiem weszła do środka.
- Violetta.? - uśmiechnął się Maxi.
Nie wytrzymała i podbiegła do niego, mocno go przytulając. No cóż, w ciągu tych 2 lat zdążyła się bardzo stęsknić. Maxi poszedł po herbatę i ciastko, a ona wzięła Alex'a na ręce i usiadła razem z Fran przy stole w salonie. Usadziła go sobie na kolana, wyciągnęła z tore paczkę kredek i kolorowankę, a on grzecznie sobie kolorował jak na maluszka w swoim wieku.
- Violu... On jest tak bardzo podobny do Leon'a. - powiedziała, patrząc na niego z uśmiechem.
- Tak. - westchnęła - Mały Leoś. A tak w ogóle to co u niego.?
- Żeni się. Z Larą. - powiedziała, niezadowolona tym faktem. - Do tego Maxi jest drużbą.
- Dobrze, że sobie ułożył życie. - odpowiedziała cicho Violetta.
- Kochasz go, prawda.? - spytała.
- Tak i to bardzo. - spojrzała na nią. - Ale nie pójdę do niego, nie będę psuła mu ślubu ani tym bardziej nie powiem nic, że ma synka.
Fran spojrzała na nią. Kochała Viole jak siostrę i ciężko było jej, gdy ta wyjechała. Maxi dosiadł się do nich z kawą i ciasteczkami, ale nawet nie rozpoczął rozmowy, bo ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedł otworzyć, a dziewczyny dalej rozmawiały. Alex wypluł delikatnie smoczek i chwycił rączką ciasteczko, oblane na górze mleczną czekoladą. Słodko go jadł, malując boc
homazy na czystej kartce z tyłu kolorowanki.
Maxi otworzył drzwi, a do środka wszedł Leon. Tak, wiedział, że przyjechała. Tak, wiedział, że ma synka. Skąd.? Maxi mu powiedział.
- Gdzie oni są.? - spytał cicho Leon.
- W salonie. - odpowiedział równym mu tonem głosu. - Leon... to jest taka mała wersja ciebie.
- Myślisz, że mi wybaczy.? - powiedział.
- Walcz o nią, bo już raz ją straciłeś. - odpowiedział Maxi.
Pewnie to wyda wam się dziwne, ale to prawda. Leon ani na chwilę nie przestał kochać Violetty. Co z ślubem jego i Lary.? Zerwał oświadczyny, bo zrozumiał, że jej po prostu nie kocha. Nie tak jak kocha Violettę...
- Mama. - mamrotał słodko pod nosem Alex.
- Tak... mamusia jest obok. - pocałowała go z uśmiechem w główkę.
- On jest taki słodki.... - przedłużyła Fran.
Violetta miała coś odpowiedzieć, gdy nagle poczuła na ramionach męski dotyk dłoni... Jego dłoni... Tych dłoni... Serce zaczęło jej bić szybciej, myślała, że to po prostu jej się wydaje, że to głupi sen. Dopóki nie usłyszała jego głosu.
- Tak. Jest bardzo słodki. - powiedział Leon jej do ucha szeptem.
Obróciła delikatnie głowę, ze zdziwieniem, niedowierzaniem ale też strachem. Od razu spojrzała mu w oczy. Pierwszy raz w życiu, czuła się jak sparaliżowana.....

Ciąg dalszy nastąpi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz