30 sty 2016

Rozdział XIX






Słowo. Jedno słowo. Cztery litery. Dwie sylaby. Dwie samogłoski, dwie spółgłoski. Rodzaj męski. Znaczenie... Wielkie. Wielkie dla każdego dziecka na ziemi. A dla mnie.? Budzi na pewno mieszane uczucia. Tej osoby nie miałam przy sobie prawie całe życie, a teraz miałam ją poznać. Poznać. Oficjalnie przypomnieć sobie kim był. Ale kim był.? Dla mnie kimś nieistniejącym od dawnych lat.
Zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście Leon mnie przytrzymał i pomógł usiąść na fotelu. Objął mnie czule, głaszcząc dłonią udo. Nie miałam ochoty go odsuwać, ani też się wtulać. Sama nie wiedziałam, czego powinnam chcieć w tym momencie. Fede stał i cierpliwie przypatrywał się mojej reakcji, oparty o framugę drzwi. Spojrzałam na niego po chwili.
- Jeśli myślisz, że tam pojadę... - zaczęłam.
- Nie Violu, nie proszę cię o to. To on prosi. - odparł, lekko wzdychając.
- Dzwonił.? - zdziwiłam się.
- Przestań, oczywiście, że nie. Niby jak.? - powiedział.
- To skąd miał twój numer.? - zadałam kolejne pytanie.
- Mieli moje namiary w szpitalu. Twoje też, ale ryzykowne by było, by to do ciebie zadzwonili, prawda.? - odparł.
- Tak, masz rację. - kiwnęłam głową.
- Christian się o ciebie martwi. Pokłóciliście się.? - spytał czule.
- Nie Fede, zwykłe nieporozumienie. - westchnęłam. - Przekaż mu, że zaraz zejdę i porozmawiamy. Na razie muszę przemyśleć to wszystko.
Kiwnął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zmierzwiłam delikatnie włosy do tyłu i spojrzałam w stronę łóżeczka. Uśmiechnęłam się słodko, widząc jak mała próbuje przewrócić się na brzuszek.
- Chciałby już śmigać po domu. - zaśmiał się cicho Leon.
- Na pewno... - uśmiechnęłam się. - Niedługo zacznie siedzieć, potem raczkować...
- Przeklinać... - zaśmiał się.
- Tak... przeklinać. - westchnęłam z uśmiechem.
- Coś się stało.? - zmartwił się.
- Nie... po prostu nie mogę uwierzyć, że malutka ma już te 6 miesięcy. - szepnęłam z delikatnym uśmiechem. - To wszystko tak szybko upływa. Każdy dzień z nią był taki wspaniały... Malutka główka przy serduszku... Rączka trzymająca silnie mój palec... Płacz... Śmiech... Uśmiech... To takie niezapomniane przeżycie.
- Wierzę, że niesamowite. - poczułam w jego głosie nutkę smutku.
Nie ma się co dziwić. Sam odmówił sobie przyjemność patrzenia, jak dorasta.
- Mogę cię o coś spytać.? Tylko nie odbierz tego źle. - poprosił.
- Spróbuję. - odparłam.
- Chciałabyś... drugiego maluszka.? - spytał niepewnie.
- Z tobą.? - powiedziałam, lekko zdziwiona jego pytaniem.
- Być może. Ze mną, czy z Christianem, czy z kimś innym... Chciałabyś.? - zapytał.
- Nie wiem, nie zastanawiałam się jeszcze na tym. Mimo wszystko, gdybym już miała zajść w ciążę... to po ślubie. Ciężko jest być samotną matką. - odparłam.
- Nie jesteś sama. - zaprzeczył.
- A ty jesteś od początku ciąży.? - spytałam.
Nie odezwał się. Spuścił tylko wzrok w dół. Może i był to cios poniżej pasa, ale nie umiałam udawać, że nagle jest super tatą, bo zaczął się interesować Nikol. Nie. To tak nie działa. Wstałam, unikając na szczęście wcześniejszych zawrotów głowy i podeszłam do małej. Pocałowałam ją w czółko i wzięłam na rączki. Delikatnie zachichotała, gdy smyrałam ją noskiem po szyjce. Uwielbiała tak.
- Jesteś normalnie przecudna. - zachichotałam.
Zobaczyłam, że Leon też się uśmiecha.
- Nakarmię ją i będziesz mógł się z nią pobawić... Chcesz.? - szepnęłam.
Rozpromienił się od razu i szybko kiwnął głową. Jeśli chodzi o zabawę, to Nikolka uwielbia takie rzeczy. Dobrze się dogaduje z Ruggiem, synkiem Ludmi i Federio. Szkoda, że blondynka tak rzadko tu bywa. Chociaż teraz możemy spędzić czas jak za dawnych czasów. Pamiętam, jak nieraz spałyśmy w jednym łóżku... To były czasy. Dlaczego to wszystko musiało nas oddalić, chociaż nie byłyśmy winne.? Chciałam to naprawić i to zrobię. Nie wiem jeszcze jak, ale zrobię. Zależy mi na niej, cholernie. Wyszłam z pokoju razem z moją księżniczką i Leon'em. Zeszliśmy na dół. Na kanapie siedzieli chłopcy, grając razem z Christianem na Xboxie. Ludmi przypatrywała im się znudzona, a Rugg chętnie pstrykał co się dało na kontrolerze. Wkońcu niedługo skończy roczek. Brakuje mu 3 miesiące. Umiał już siedzieć i gugał słodko. Zaśmiałam się, patrząc na blondynkę.
- Nie komentuj, błagam. - zaśmiała się Ferro, poirytowana już zadowoleniem chłopaków. - Niszczą mi syna.
- Nie wiedziałaś, że tak będzie.? - zachichotałam. - Weź tego małego następce. Pójdziemy ich nakarmić.
- Świetny pomysł. - powiedziała z uśmiechem i wzięła małego na ręce.
- Miśka, on prawie wbił gola, a ty go zabierasz. - oburzył się mój brat.
- Federico.... - zaczęła z lekkim śmiechem.
- Ja ci dzisiaj dobrze nie zrobię, oj nie. - pokręcił głową, a ona gestem ręki, kazała mu się puknąć w łeb.
Poszłam razem z nią do kuchni, Leon został z chłopakami. Posadziłam małą do jej czerwonego wózka, a Rugg siedział obok w niebieskim.
- Lubi warzywne.? - powiedziałam z uśmiechem.
Byłam jego chrzestną i wiem, że kiedyś bardzo lubił zupki jarzynowe. Mam nadzieję, że tym razem również nie przestał.
- Tak oczywiście. Niki też.? - spytała.
- Najbardziej z dużą ilością marchewki. - zachichotałam.
Wyciągnęłam warzywa z lodówki i umyłam. Gdy ugotowały się, zmieliłam je w blenderze i dałam do dwóch plastikowych miseczek. Podałam jedną Ludmi i usiadłam obok niej, dając wózek małej przede mnie. Założyłam jej śliniaczek i zaczęłam karmić. Blondynka robiła to samo.
- Jak tam z Leon'em.? - spytała niepewnie.
- A jak ma być.? - westchnęłam lekko. - Jesteśmy przyjaciółmi.
- Violu, kochasz go. - odparła.
- Ludmi, wiem... Ale to nie ma nic do rzeczy. Wybaczyłam mu, pozwoliłam by był obok mnie i Nikoli, ale... nie jestem jeszcze gotowa, by było między nami tak jak kiedyś. - westchnęłam. - Za bardzo się boję.
- Boisz się, że cię zostawi.? - spytała, a ja kiwnęłam głową. - Zmienił się.
- Ludmi, może i się zmienił, ale nadal ucieka. Zerwał z Gery.? Nie. Wyznał mi miłość, a ciągle z nią jest. Jeśli myśli, że gdy wezmą ślub, ja nadal będę chciała, byśmy kiedyś byli razem, to się myli. Z dniem jego małżeństwa nasz rozdział oficjalnie się kończy. - westchnęłam. - Proszę, nie męcz mnie w tym temacie.
- A Christian.? Nie możesz go zwodzić. - odparła.
- Nie zwodzę go. Kocham go. Wiem, że może to nie jest dla was realne, skoro kocham Leon'a, ale jak widzie, da się - powiedziałam.
- Violu.... A tata.? - spytała niepewnie.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem. - pokręciłam głową. - Pójdę, odwiedzę go, ale nie wiem, czy z nim porozmawiam. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić to spotkanie. Nienawidzę go, a z drugiej strony to nadal mój ukochany tato..,.
- Federico mi mówił, jak blisko byłaś z nim w dzieciństwie. - powiedziała.
- Tak... uwielbiałam, gdy brał mnie na ręce, bawił się ze mną... nawet wolała, by to on mnie karmił czy przebierał. - zachichotałam lekko. - Nigdy nie pomyślałam, że tak bardzo wtedy się co do niego pomyliłam...  Ale w sumie zaczęłam go rozumieć. Był tylko mężczyzną, a my byliśmy mali. Potrzebowaliśmy mamy, a on nie mógł w stanie nam jej zastąpić i zwątpił w siebie... Mimo wszystko oddał nas do domu dziecka, a nie na przykład wyrzucił do śmietnika, jak to teraz robią.
- Masz rację... - kiwnęła lekko głową. - Za skomplikowane masz te życie, wiesz.?
- Tak, wiem. - zaśmiałam się i skończyłam karmić małą. - Ślicznie królewno.
Zjadła całą miseczkę, brawo. Bardzo lubiła pić po posiłku, więc dałam jej herbatki owocowej. Wypiła chyba z 10 ml. Będzie miała na później. Odłożyłam ją, po czym wzięłam małą na rączki, gdy i Rugg miał pełny brzusio. Jak zwykle cały się pobrudził, więc blondynka poszła go przebrać. Ja udałam się do salonu. Zaśmiałam się. Oni nadal grali. Nałogowcy. Pokręciłam głową i usiadłam z małą na dywanie po turecku, Nikol sadzając przede mną i trzymając ją po boczkach. Leon od razu usiadł przed nią i podał jej zabawki, posyłając ciepły uśmiech zarówno małej, jak i mi. Odwzajemniłam i niemym gestem podziękowałam.
- Kochanie, porozmawiamy.? - poprosił Christian.
- Teraz.? - odparłam niechętnie.
- Pasowałoby. - powiedział.
- No dobrze. - westchnęłam lekko. - Leon, popilnujesz małej.?
- Oczywiście. - uśmiechnął się i zajął moje miejsce.
Pocałowałam księżniczkę we włoski i wstałam, idąc z Christianem do ogrodu. Objął mnie, chyba tylko dlatego, by Leon miał powód do bolącego serca. Był typem faceta, który lubił tak robić. Szliśmy w ciszy aż do ulubionej altanki, na środku tego miejsca. Wybudował ją Christian, dla mnie, tu spytał się, czy zostanę jego dziewczyną oficjalnie... Wiele razy wyznawał mi miłość, robił pikniki, grille... Uśmiechnęłam się delikatnie. Usiadł na drewnianych schodkach, a ja poszłam w jego ślady.
- Christian, jeśli chodzi o Leon'a... - zaczęłam.
- Nie, kochanie, nie chodzi o niego... bynajmniej nie tylko o niego. - westchnął lekko. - Po prostu chcę wiedzieć na czym stoję. Pojawił się znów i...
- Christian, pojawił się, owszem, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Chce być blisko Nikoli... - odparłam.
- I ciebie... - westchnął z bólem. - Violu, wiesz, że cię kocham i jeśli będziesz z nim szczęśliwsza, to dam ci odejść...
- Nie, nie chcę wcale od ciebie odchodzić. Chcę być z tobą, bo cię kocham i myślę o nas na poważnie. - szepnęłam szczerze.
- Mówisz serio.? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Bardzo serio. Nie musisz się martwić o niego. Wiem, że jeszcze nie odkochałam się, ale musisz zaakceptować go, że część mnie nadal jest mu oddana. - szepnęłam.
- Wiem. - kiwnął głową. - Jak się czujesz.?
- Masz na myśli sytuację z moim ojcem.? - spytałam.
- Tak... Pójdziesz go zobaczyć.? - spytał.
- Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że... że chyba tak. - odparłam. - Pójdziesz tam ze mną.?
- A Niki.? - zapytał.
- Też. Na korytarzu zostanie z Fede, a ja wejdę. - wyjaśniłam.
- Oj Violu... - szepnął i wtulił mnie w siebie.
- Tak, wiem. Moje życie jest skomplikowane. - zachichotałam lekko, dając mu delikatnego, choć czułego buziaka.
***
Położyłam Nikolę do łóżeczka i pocałowałam ją w czółko. Złapała ją gorączka, więc nie poszłam na te odwiedziny do mojego ojca. Pójdę jutro, o ile mała poczuje się lepiej. Dzisiaj nie będę spała spokojnie. Nakryłam ją kocykiem i pogłaskałam włoski. Nie chcę, by moja księżniczka się rozchorowała. Zaświeciłam lampkę i poprawiłam szlafrok. Pod spodem miałam tylko bieliznę.
- I co z nią.? - spytał Christian, wchodząc do pokoju.
- Już lepiej. Dzisiaj raczej nie zasnę, więc będziesz musiał spać sam. - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
- Kochanie, nie możesz się tak przemęczać. - powiedział czule, obejmując mnie w talii.
- Christian, to moja córeczka... nie mogę spokojnie spać, gdy ona będzie gorączkować. - szepnęłam.
- Może weź ją do nas.? - zaproponował.
- Wezmę, ale jeszcze sama muszę zrobić wiele rzeczy, więc dopiero jak będę się kłaść. - powiedziałam, a on kiwnął głową i pocałował mnie delikatnie w usta.
Odwzajemniłam czule i namiętnie, z lekkim uśmiechem.
- Zrobiłem nam kolację. Skusisz się, królewno.? - szepnął mi słodko do uszka.
Zachichotałam uroczo i splotłam nasze dłonie, wychodząc po cichu z pokoiku małej i idąc po schodach na górę. Pisnęłam lekko, zasłaniając oczy.
- Fede, debilu.! - zaśmiałam się.
- Gramy w butelkę. Ludmi dała mu wyzwanie, że jeżeli ją kocha, to ma się rozebrać. Jeszcze krzyczał taki w ogrodzie. - Maxi był aż czerwony ze śmiechu.
- Jejku... to ja już nie chcę wiedzieć, co sobie o mnie sąsiedzi pomyśleli. - zachichotałam delikatnie, wtulając się w Christiana, by nie widzieć. - Zakładaj te ubrania.
- Nie chcesz podziwiać mojego seksownego ciałka.? - zamruczał, śmiejąc się.
- Musiałam je widzieć, gdy cię przebierano, jak byłeś mały. Dosyć koszmarów. - zaśmiałam się. - Widzieliście Leon'a.?
- Był tu przed chwilą. - zdziwił się Andres.
- Christian, dołącz do nich, a ja pójdę zobaczyć, gdzie jest. - poprosiłam.
- Violu... - zaczął niepewnie.
- Christian, proszę. - szepnęłam, a on zrezygnowany kiwnął głową.
Uśmiechnęłam się ciepło i poszłam do ogrodu. Podejrzewałam gdzie może być. Nie pomyliłam się. Murki zawsze były jego ulubionym miejscem, gdy był smutny, lub gdy się pokłóciliśmy. Teraz zapewne musiało chodzić o nas. Bo o co więcej.? Uśmiechnęłam się delikatnie i oparłam się z kubkiem herbaty dla niego i kocem o futrynę drzwi. Leon siedział na murku po turecku i grał na gitarze. Po chwili brzdąkania, które nie miała ni ładu, ni składu, wypłynęły poszczególne akordy.

No me digas lo que piensas,Creo que lo sé.Solo mirame un instanteY adivinaré...Qué dificil fue querernos yVolvernos a querer,Y al final de este camino,Encontrarnos otra vez...



Z uśmiechem wsłuchiwałam się, jak śpiewał moją piosenkę. Skąd ją ma.? W sumie ostatnio wszędzie się walała, a jeśli znał tylko pierwszą zwrotkę, to mógł ją znaleźć dosłownie wszędzie. Podeszłam do niego cichym krokiem z lekkim uśmiechem. Spojrzał na nią z widocznym uśmiechem, choć i smutkiem w oczach.
- Twoja.? - spytał.
- Tak... Napisałam ją jakiś czas temu. - szepnęłam z uśmiechem, siadając obok i podając mu herbatę, wcześniej przykrywając tylko kocem, bo był w samych spodniach dresowych.
- Jest naprawdę piękna. Masz całość.? - spytał.
- Nie, tylko dwie zwrotki. Ciężko pisać duet samemu. - zachichotałam lekko.
- Duet.? - zdziwił się.
- Tak, duet. - uśmiechnęłam się.
- Nie wiedziałam, że Christian śpiewa. - przyznał.
- Ale to... to wcale nie jest duet dla mnie i Christiana. - szepnęłam.
- Nie.? - zapytał zaskoczony.
- Jest tylko jedyna osoba, z którą potrafię zaśpiewać w duecie. - szepnęłam nieśmiało, choć z lekkim uśmiechem, patrząc w jego oczy.
W oczach Leon'a pojawiły się słodkie iskierki, a na jego ustach uroczy uśmiech. Odłożył gitarę i pogłaskał mój policzek czule. Delikatnie przymknęłam powieki, rozkoszując się jego dotykiem. Zbliżał się, chcąc mnie pocałować. Delikatnie otarł swój nos o mój, a wargi muskały delikatnie już moje. Oparł o siebie nasze czoła.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cię teraz..... - zaczął.
- Wiem... Ale oboje nie należymy do siebie. - szepnęłam.
- Zmieńmy to. - odparł cicho, zamykając powieki i głaszcząc mojego policzki.
- Leon.... - westchnęłam.
- Jak długo zamierzasz jeszcze się wypierać.? Kochamy się. - szepnął.
- Nie chcę znów cierpieć. - odparłam.
- Nie będziesz, zmieniłem się. - szepnął.
- Przepraszam cię... - powiedziałam.
- To koniec nas.? - spytał.
- Przecież nas nie ma. - odparłam.
- Wiesz o czym mówię. - powiedział.
- Wiem... - westchnęłam. - Ja po prostu potrzebuję czasu.
- Poczekam, chociażby do końca moich dni. - uśmiechnął się lekko.
- Bardzo cię kocham, wiesz.? - powiedziałam z uśmiechem.
- Wiem... A ja ciebie jeszcze mocniej. - szepnął zadowolony i musnął moje czoło. - Wracamy.? Robi się zimno.
- Tak, chodźmy. - powiedziałam z uśmiechem i wstałam razem z nim.
Wróciliśmy wspólnie do salonu. Uśmiechnęłam się ciepło do Christiana i usiadłam przy nim. Wiem, że zachowuje się nie fair, nie poradzę nic na to. Kocham Leon'a i kocham go, jednego bardziej, drugiego mniej, ale kocham i nie chcę żadnego skrzywdzić, a rozstanie z którymś jest po prostu nieuniknione. Czasami chciałabym cofnąć czas do momentu uderzenia. Wziął twarz Leon'a w dłonie i pocałować najczulej jak umiem. Może wtedy wszystko byłoby inaczej, nie musielibyśmy się rozstawać... Ale z drugiej strony poznałam jego inne oblicze, nieczułe, agresywne i bez jakichkolwiek emocji. To odkrycie chyba boli najbardziej. Myślałam, że go znałam, a okazuje się, że poznałam tylko 1/2 tego kim jest. Z resztą każdy tak miał. Mężczyzna uchodzący za ideał faceta i partnera, potrafił uderzyć kobietę i zdradzić ją w pierwszej lepszej okazji. Przed oczami miałam te wszystkie nasze wspólne chwile. Do tej pory pamiętam, jak razem czasem biegaliśmy po murawie. Tacy beztroscy, tacy zakochani... Nie żałuję żadnych decyzji w tym okresie, bo byłam najszczęśliwsza. A teraz.? Czy można nazwać mnie osobą szczęśliwą.? Być może, bo z jednej strony jest Niki i Christian, a z drugiej... z drugiej nie ma mojego Leon'a. Potrzebuję go jak tlenu. Gdy go nie ma, jestem inna... Wkońcu jak można być sobą, gdy ukochanej osoby nie ma przy tobie, a jest całym twoim światem.? No nie da się, niestety się nie da i to jest w tym najcięższe. Milion pytań, zero odpowiedzi, totalny mętlik w głowie.... Tak wyglądał mój umysł przez te miesiące. Nie wiedziałam co robić, jak się zachować, a każdy dzień oddalał mnie od realnej decyzji. Oj Violet... Przestań się już tym wszystkim zadręczać... ale kiedy ja nie umiem.! Próbuję, ciągle, ale nie wychodzi. A najbardziej zadziwiające jest to, że wystarczyło pojawienie się Leon'a, bym miała aż tyle wątpliwości. No cóż, jest moim życiem, jego całością. Kochamy się, mamy razem dziecko... a mimo wszystko los tak bardzo nie chce nas razem. A może to by nie chcemy siebie.? Nie wiem. Coś czuję, że jednak ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. Mimo wszystko nie pozwolę mu odejść... Już raz to zrobiłam, a kolejny taki błąd, byłby miłosnym samobójstwem. A z resztą.... ja codziennie umieram z miłości. Tylko po prostu ludzki umysł jest za słaby, by to dostrzec. Niestety.
- Violu, słuchasz mnie.? - Ludmi machała mi ręką przed oczami.
- T.... Nie. - westchnęłam cicho.
- Mówiłam ci, że wszyscy już poszli do pokojów. Ty też powinnaś. - powiedziała czule.
- Rosie płakała.? - spytałam.
- Nie, śpi. - odparła. - Idź, ja posprzątam.
- Ludmi... - zaczęłam.
- Nie. Idź, naprawdę. - uśmiechnęła się ciepło.
Kiwnęłam zrezygnowana głową i pocałowałam ją w policzek jako wyraz podziękowania i życzenia słodkich snów. Wstałam, poprawiając szlafrok i poszłam po schodach na górę. Jeszcze nigdy się chyba aż tak nie zamyśliłam. Według mnie było to kilka sekund, a tak naprawdę to z jakąś godzinę albo więcej. Pokręciłam głową i zmierzwiłam włosy do tyłu. Poszłam w kierunku pokoju małej, ale przeszkodził mi w tym głos Christiana. Zmarszczyłam lekko brwi. Dochodził chyba z łazienki. Wiem, robię źle, no ale... Muszę. Podeszłam cichym krokiem do drzwi łazienki. Były troszkę uchylone. Oparłam się delikatnie o ścianę obok i spojrzałam do środka. Mój chłopak rozmawiał przez telefon.
- Gery musisz.... Nie, to ty mnie posłuchaj... Nie ma mowy, nie będę ci już w niczym z nim pomagał... A czy to moja wina.? Sama miałaś go pilnować... Ja się wywiązuje ze swojej części zadania... Nie ma mowy, to nie wchodzi w grę.... Kocham ją, rozumiesz.? Tamto to dawne dzieje... Gery.... Nie.... Słuchaj, masz czas, żeby to naprawić, albo radź sobie sama. Cześć. - powiedział, wyraźnie zdenerwowany do telefonu.
Obrócił się i zamarł, jeszcze z telefonem przy uchu. Z niedowierzaniem spojrzał na mnie, przełykając ślinę. Podszedł kilka kroków, ale odsunęłam się.
- Violu to nie tak. - powiedział, kręcąc głową.
- Nigdy więcej... się do mnie nie zbliżaj. - szepnęłam, wymierzając mu porządny plask w policzek i odchodząc szybko.
W tej chwili nie trawiłam żadnych informacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz