29 sty 2016

Rozdział IV " Druga twarz "





Oderwaliśmy się dopiero po długiej chwili, z szerokimi uśmiechami na ustach. Pogłaskałam go po policzku czule, czując niedosyt, którego nie mogłam zaspokoić. Przygryzłam słodko wargę, wiedząc, że rumieńce oblewają moje chłodne policzki.
- Kocham Cię. - szepnął.
- Ja ciebie też. - wyszeptałam z uśmiechem.
Złożył na moich rozgrzanych wargach czułego buziaka, którego z przyjemnością odwzajemniłam.
- Wracajmy na salę, ojciec pewnie już mnie szuka.  - szepnęłam.
- Dobrze, chodźmy. - westchnął lekko. - Nie mówimy nikomu, prawda.?
Pokręciłam głową na " nie ". Nie mogliśmy... tak mówiło prawo...

***
Zerwałam się nagle, oddychając szybko i nierównomiernie. Rozglądałam się po pokoju przestraszona, dopiero po chwili dochodząc do siebie. To był sen.? Przecież to czułam każdą komórką ciała... Nie rozumiałam nic, ale pragnęłam za wszelką cenę się dowiedzieć co zaszło między mną a nim. Leon Verdas... wisienka wśród młodych członków królewskich rodów. Szmaragdy zamiast oczów, piękne rysy twarzy, idealnie dopasowane ubrania, gęste rzęsy po jego mamie, nienagannie ułożone włosy... Ideał dla kobiet. Dla każdej oprócz mniej.
- W co ja się wpakowałam....? - westchnęłam pod nosem, włosy zmierzwiając do tyłu.
Wzięłam oddech i ściągnęłam z siebie kołdrę. Wstałam i podeszłam do okna. Odsłoniłam masywne firany i uchyliłam jedną część. Po pokoju rozniósł się chłodny, poranny wietrzyk. Zaczerpnęłam świeżego powietrza, pozwalając dotlenić się organizmowi. Od razu poczułam różnicę i ulgę. Tego mi było trzeba. Podeszłam do szafy, skąd wyciągnęłam taki zestaw ( LINK ). Sądzę, że tato nie będzie miał nic przeciwko niemu. Paradowanie w sukni nigdy nie wejdzie mi w geny. Na moich półkach panuje nienaganny porządek... Pewnie ktoś tu sprząta. W sumie to by wyjaśniało, że nigdy nie znalazłam tu nic, co nie leżałoby tak gdzie powinno. Szczęście, że te bardziej osobiste rzeczy trzymam w walizce. A tam zawsze jest co bądź... Wyciągnęłam z kosmetyczki gumkę, po czym związałam nią włosy w niesforny kok. Zamknęłam szafę.
- Dzień dobry. - powiedział Diego za mną.
Pisnęłam, podskakując i puszczając ubrania na podłogę. Serce biło mi jak oszalałe ze strachu.
- Diego, wystraszyłeś mnie.! - obróciłam się do niego, a on dał mi ciuchy, które opuściłam. - Dzięki.
- Proszę. - zaśmiał się. - Aż taki jestem straszny.?
- Nie. - zachichotałam lekko. - Po co przyszedłeś.? W dodatku bez pukania.
- Chciałem sprawdzić, czy już wstałaś. Mam informacje, że jesteś śpiochem, a za 1,5 godziny mamy jechać w teren. - odparł. - Mam nadzieję, że pamiętasz.
- Tak, niestety. - westchnęłam, choć po tym zaśmiałam się. - Czyli to nie była próba zobaczenia mnie w samej bieliźnie.?
- Jak już to nieudana. - zachichotał lekko i położył się na łóżku. - Wygodne.
- Pozwoliłam ci.? - odparłam.
- Violet, mi nie musisz, bo i tak to zrobię, czy chcesz czy nie. A teraz idź się umyj, przebierz, bo za 30 minut jest śniadanie. - powiedział, bawiąc się moim telefonem.
Kiwnęłam głową i poszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka, a ciuchy położyłam na pralce. Rozebrałam się trochę spięta, że Diego mnie podgląda. Wątpię, by to robił, ale raczej aż taki nie jest. Do tego nie ma na co, wyjątkowa nie jestem ani trochę ładna jak tamte księżniczki na balu. W takim razie miłość królewskiego Adonisa faktycznie musiała być snem. Zapewne ma już swoją wybrankę, a ja.? Ze mną i tak nawet nie mógłby być, a gdzie ślub czy dzieci... Violet, sama się pogrążasz, zamiast po prostu spróbować zapomnieć. Ale się nie da, no cholera nie da. Westchnęłam i weszłam do wanny pełnej wody. Od razu zanurzyłam się cała nie dbając, by zabrać oddech. Nie był mi potrzebny, miałam w sobie krew kochanka mojej mamy. W sumie w takich sytuacjach chcę mu podziękować, że ją uwiódł. Trochę to dziwne, wiem... ale ten wampir w sobie nieraz naprawdę się przydaję. Wynurzyłam się po chwili i przetarłam oczy. Rozbudzona umyłam szybko włosy, spłukałam się i wyszłam. Verdas będzie przy mnie prawie cały dzień... Oj Violet, nie możesz wyglądać przy nim jak ułom. Powycierałam się, a na włosach zrobiłam turban z ręcznika. Ubrałam kremową, koronkową bieliznę, chociaż wiedziałam, że przecież nie będzie mi potrzebna. To nie Buenos Aires, że wystarczy jeden dzień, żeby przespać się z pierwszym lepszym. To Avalon, rody królewskie.... robią to pewnie w noc poślubną, a ja jej z Leon'em nigdy nie doczekam. I po cholerę ja o tym myślę....? Ubrałam na siebie wcześniej wybrany zestaw, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Moja przyjaciółka mówiła, że w takiej fryzurze wyglądam najpiękniej. Też ją uwielbiam, więc może tym razem przyznam jej rację... Dzisiaj do niej zadzwonię, jeśli to wypali i choć trochę zrobię wrażenia na Verdas'ie. Chcę się go spytać co między nami się wczoraj wydarzyło... czy w ogóle cokolwiek... Przejechałam czerwonym błyszczykiem po ustach, a na twarz rozprowadziłam krem. Nigdy nie miałam jakiegokolwiek na niej pryszcza, ale nie lubiłam jak była taka szorstka. To kolejna cecha wampira. Na szyję założyłam naszyjnik od mamy, który ściągnęłam do kąpieli. Ubrałam sandały na koturnie w kwiatowym wzorze. Obcas nie był wysoki, byłam zaledwie troszeczkę wyższa. Nie chcę się potknąć i tym samym skręcić kostkę, tym bardziej przy kimś tak idealnym jak On. Spojrzałam na siebie w lustrze ostatni raz. Nie jest źle... Mogę się pokazać. Posprzątałam po sobie starannie i wyszłam. Diego zagwizdał. Zaśmiałam się lekko i w szybkim tempie znalazłam się obok niego. Muszę nad tym panować, bo jestem w stanie sekundy przenieść się nawet kilkadziesiąt kilometrów. Jestem szybka, w końcu wampir w pewnej części. Nigdy nie biegałam na wf-ie... Szczerze.? To ja nic w ogóle na nim nie robiłam. Podrobiono mi papiery, że mam coś z kręgosłupem. Taka szybkość dla " człowieka " byłaby czymś absurdalnym. Najpewniej wysłaliby mnie do jakiegoś laboratorium. Nigdy nie byłam u lekarza, leczyłam się domowymi sposobami a moje choroby to najwyżej katar czy drobne bóle. Przechodziły po 2-3 dniach. Moja krew była bordowa, czasami podchodziła pod brąz lub czerń, więc nawet nie miałam pobieranej krwi. Nie wiem czy nawet przebiliby mi skórę, bo nóż nie był w stanie, a taka igiełka... nie zostawiłaby nawet malutkiego śladu. Szkoda, bo chciałam znać uczucie, gdy nabijesz siniaka, złamiesz coś lub skręcisz... A no właśnie, przecież ja nawet w butach na koturnie kostki skręcić nie mogę... Ech...
- Mamy jeszcze 6 minut do śniadania. - powiedział Diego. - Ale nie wyjdziemy póki nie powiem ci, że wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Choć brakuję mi wiele do innych księżniczek. Są takie piękne...
- Violet, jesteś cudowna, mądra i masz niesamowitą urodę. Uwierz w siebie, bo jesteś od nich o wiele piękniejsza. - odparł, wstając. - A teraz chodź na śniadanie, zanim zamartwisz się na śmierć.
- Dobrze marudo . -zachichotałam lekko i wyszłam razem z nim z mojego pokoju.
Diego należał do tej części społeczeństwa nazywanej " prawdziwymi przyjaciółmi ". Znam go tak krótko, a wiem, że mogę mu ufać. Jego też znam nawet krócej, a wiem, że go kocham... O nie, nie myśl o Leon'ie.! Zeszłam z nim marmurowymi schodami. Ten pałac mimowolnie mi się zaczął podobać. Był urządzony w stylach panujących kilka wieków wstecz, ale zarazem nowoczesny. Miał zapewne długą historię bytu, tak jak mój ród. Zeszliśmy i skierowaliśmy się w stronę kuchni. Mój wzrok przykuł obraz na holu, powieszony bardzo wysoko. Zapewne dotykał ramą sufitu. Przypatrzyłam mu się dokładnie. Był tam mój ojciec, jakieś niemowlę... i moja mama... Czy to oznaczało, że ta dziewczynka, to byłam ja.? Widocznie tak, ale skoro nie byłam w pewnej części jego córką, moją mamę znienawidził, to czemu to tu powiesił.? Miejsce nie rzucało się w oczy, ale było tak naprawdę strasznie widoczne, szczególnie z tej perspektywy. Może nadal czuł coś do mojej matki.? Darzył ją wielkim uczuciem, które bądź co bądź, nie wygasłoby tak szybko. Jestem pewna, że nadal ją kocha. Po prostu się boi, po tym co mu zrobiła. Nie dziwię się, sama bym zachowała się tak jak on. Nie chciałam drążyć tego tematu, nie dziś. Zrobię to w odpowiednim momencie. Weszłam z Diego do jadalni, gdzie przy stole siedział już tato razem z Ramallo, a Olga kładła talerze na stół.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się, a tacie dałam buziaka w policzek. - Dzień dobry tato.
- Witaj córeczko. - uśmiechnął się. - Oraz Diego.
- Witam pana. - zaśmiał się lekko, odsuwając mi krzesło obok, a ja usiadłam.
- Dziękuję. - posłałam mu uśmiech, a Diego zajął miejsce po mojej drugiej stronie.
- Mam nadzieję, córeczko, że pamiętasz o dzisiejszym wyjeździe.? - zapytał ojciec.
- Tak, oczywiście. - uśmiechnęłam się lekko. - O której przyjeżdża.?
- Będzie punktualnie za pół godziny. - odparł. - Jedziesz ty, on i Diego, by cię chronić.
- Chronić.? - zdziwiłam się.
- Nie jest tu bezpiecznie jak myślisz. Wybuchają zamieszki. Zawsze są, ale lepiej być ostrożnym - odparł ze spokojem.
- Masz rację. - skomentowałam w duchu ciesząc się, że Verdas nie będzie przy mnie jako jedyny.
- No to smacznego życzę. - uśmiechnął się.
Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść, rozmawiając przy tym, czasem nawet wybuchając drobnym śmiechem. Mój ojciec z wyglądu przypominał surowego króla, ale w duszy był pełnym empatii i zrozumienia władcą Avalon. Miał taką swoją drugą twarz. Ale obie były przepełnione miłością do mojej mamy, tego byłam pewna. Pomogłam Oldze posprzątać. Nalegała, by nie, ale bycie księżniczką dla mnie nie było usprawiedliwieniem. Wcale nie uważałam się za kogoś ważniejszego od niej, czy od kogo innego. To był tylko tytuł i krew. W Buenos Aires nie miałoby to jakiegokolwiek znaczenia. Pożegnałam się z tatą, słysząc podjeżdżający samochód. Westchnęłam ukradkiem na myśl, że po tym spotkaniu nie będę mogła zasnąć albo, że palnę tam coś, czego będę żałować do końca moich dni. Wyszłam w towarzystwie Diego z jadalni, następnie na dziedziniec zamkowy. Stał tam, oparty z gracją o czarną limuzynę. Zaparło mi dech w piersiach. Był tak przystojny.... Uśmiechnął się do mnie lubieżnie, a potem spojrzał w bok. Westchnął ciężko, widząc Diego. Zapewne liczył, że będę tylko ja. Podeszłam do niego.
- Witam, wasza wysokość. - uśmiechnęłam się.
- Witam księżniczko. - znów obdarował mnie tym swoim zadziornym uśmiechem.
- Jedziemy.? Mam napięty grafik. - skłamałam.
- Wilk jedzie z nami.? - zapytał, wzdychając.
- Dla ciebie książę Hernandez. - prychnął lekkim śmiechem Diego, wyminął go i wsiadł na przód limuzyny.
- Diego... nie tam.... - pomyślałam w duszy, zawiedziona, że jednak będę z nim na tyle całkiem sama.
Oj tak, ta myśl się podniecała, ale też cholernie tremowała.
- Zapraszam. - uśmiechnął się tryumfalnie Leon, otwierając drzwi limuzyny.
- Dziękuję. - skomentowałam.
Wsiadłam i usadowiłam się na siedzeniu pod oknem. Myślałam, że to szoferzy otwierają drzwi, ale zapewne Leon chciał wykorzystać sytuację. Dlaczego mówię o nim po imieniu.? Przecież mi nie pozwolił... I lepiej, żeby tak zostało. Leon zajął miejsce obok mnie, zamykając drzwi. Szofer natychmiast ruszył. Był w wieku ludzkiej 40-stki.... Tak chyba tak. Spojrzałam ukradkiem na Leon'a. Od strony okna wpadało na niego dużo światła. Był wampirem, a nie lśnił... Dziwne. Spytam o to tatę. Jego " pochodzenie " wytłumacza urodę. Każda tego typu istota jest piękna. Muszą chwytać jakoś swoją ofiarę. Na wygląd patrzy co 2 osoba, więc nie mają trudu. Wróciłam wzrokiem na szybę. Teren w szybkim tempie uciekał mi z oczu, ale koncentrując wzrok, łatwo mogłam go wizualnie spowolnić. Uśmiechnęłam się lekko na widok tych przepięknych widoków. Góry, doliny... totalna mozaika powierzchni i barw. Coś pięknego. Po chwili usłyszałam dziwne szuranie. Spojrzałam. Ciemna szyba odgrodziła siedzenia na przodzie od tylnej części. Usłyszałam jak Diego warknął. Nie spodobało mu się to, tak samo jak mi. Leon wziął palec z guzika na drzwiach i uśmiechnął się do mnie.
- Nie lubię rozmawiać, jak mnie ktoś podsłuchuje. - wyjaśnił.
- Wasza wysokość.... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Mów mi Leon. - poprosił.
- Przepraszam, ale nie. Nie wypada mi tak samo jak tobie, przerywać. - odparłam.
- Przepraszam. - westchnął.
- Nie szkodzi. - powiedziałam. - To o czym wasza królewska mość chce rozmawiać.?
- Błagam, księżniczko, mów mi po imieniu. - westchnął podirytowany.
- No dobrze. - westchnęłam lekko. - A więc o czym chcesz rozmawiać, Leon.?
- O wczorajszym balu. - odparł uśmiechnięty.
- A dokładnie.? - zmieszałam się lekko.
- O naszym prawie pocałunku. - uśmiechnął się szeroko.
- Czyli go nie było.? - odetchnęłam z ulgą.
- Nie pamiętasz.? - zdziwił się.
- Po prostu... z resztą nieważne. Dlaczego się nie całowaliśmy.? Coś się stało.? - spytałam.
- W pewnym momencie upadłaś. Zasnęłaś. - zaśmiał się lekko. - Pan wilczek coś ci potajemnie dał do picia, byś niczego głupiego nie zrobiła, księżniczko.
- Mów do mnie Violetta lub Violet. - poprosiłam.
- Nie, księżniczko. Podoba mi się do ciebie taki zwrot.- odparł, na co ja westchnęła zrezygnowana. - Więc jeśli miało się to stać, to lepiej to dokończyć, nieprawdaż.?
- Nie Leon... - zaczęłam, gdy zaczął się zbliżać.
- Dlaczego.? - szepnął, swoją chłodną dłonią gładząc mój podbródek.
- Bo nie mogę... nawet się nigdy nie całowałam... - westchnęłam, odsuwając się.
- Ale... że... ty... serio.? - zdziwił się. - Jesteś taka piękna.... Nie rozumiem.
- Mówiłam ci przecież wczoraj, że nie mogłam... z nikim... - westchnęłam.
- No wiesz, myślałem, że tyczy się do bardziej pod współżycie czy związek... ale się przytulałaś.? - spytał z lekkim śmiechem.
- Ej, aż taką dziewicą to nie jestem. - zaśmiałam się.
- Jesteś strasznie wyluzowana jak na księżniczkę. - uśmiechnął się.
- A ty cholernie upierdliwy i bezpośredni jak na następce tronu. - zachichotałam.
Verdas tylko z delikatnym śmiechem pokręcił głową i oparł się o siedzenie. Pozostałą część drogi nie odezwał się nawet słowem. Można by było rzec, że się nie poruszył choćby milimetr. Zdziwiło mnie, że tak nagle zrobił się nieobecny. Myślał.? Być może. Zdał sobie sprawę, że jestem beznadziejna.? To cholernie prawdopodobne. Szczerze.? Tą wersję obstawiałam i byłam jej pewna. Leon natomiast nie był tak przewidywalny jak myślałam. Miał dosłownie 50 twarzy, jak bohater mojej ulubionej trylogii. Dojechaliśmy, a Diego otworzył mi drzwi, uprzedzając wampira, który szybko pojawił się obok. Wiedziałam, że był zły za to, ale na twarzy Hernandeza pojawił się głupawy uśmieszek. Zachichotałam lekko i wysiadłam. Usłyszałam za sobą trzask drzwi, a potem cichy warkot odjeżdżającej limuzyny. Rozejrzałam się uważnie dookoła. Teren był niesamowity. Moje stopy okalała nierówno obcięta trawa o barwie intensywnej zieleni. Rosło tu wiele drzew. Ich pnie były ciemnobrązowe,a korony podobne do wierzby o kolorze czerwonym, ciemnoróżowym, ciemnoniebieskim lub białym ciągnęły się nachylone do tafli jeziora. Oj tak, te było zdecydowanie punktem głównym tutaj. Woda była tak czysta, że bez problemu można było dokładnie się w nim pomalować. Drugi brzeg był oddalony o kilkanaście kilometrów podejrzewam, a za nim ciągnęły się lasy i góry. Chyba się zakochałam....
- I co sądzisz.? - spytał Diego.
- Odjęło mi mowę... - zachichotałam lekko. - Jest przepięknie, naprawdę. Gdy nimfy się urodzą... cholernie im teraz zazdroszczę.
- Od czego chcesz zacząć.? - spytał.
- Muszę jeszcze dokładnie obeznać teren. Nie widzę wszystkiego, a chcę znać wszystko. - odparłam z uśmiechem.
- A to moja działka. - odparł Leon. - Bez pana wilka.
- Jestem przy niej z rozkazu króla. Chyba nie zamierzasz go łamać.? - prychnął Diego.
- Księżniczka jest przy mnie bezpieczna, spokojnie. Możesz się podrapać czy coś, a my idziemy. - powiedział.
- Będę cię miał na oku Verdas... - warczał lekko do niego.
Spojrzałam na niego. Był już zmieniony. Uśmiechnęłam się, gdy do mnie podszedł. Swobodnie pogłaskałam go po boku, bo jego głowa była na równi z moją. Lekko zamlaskał. Uwielbiam, gdy tak robiłam.
- Nie zajmie mi to długo. - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
Kiwnął mimowolnie łbem i usadowił się na brzegu, łapą trącając wodę. Wampiry, wilkołaki, nimfy.... A wszyscy ludzie wierzą, że są tylko w bajkach. Totalna wariacja. Ruszyłam przed siebie razem z Leon'em, który dalej zaczął się nie odzywać. Dlaczego.? Czy coś zrobiłam źle...? Nie wiem, ale się dowiem. Szliśmy w kierunku łąki, którą już miałam w zasięgu wzroku. Ona również musiała być ogromna. Mieliśmy sporo do przebycia, a ja czułam woń kwiatów z tej odległości. Równie dobrze mogliśmy w ciągu sekundy tam być, ale intuicyjnie oboje woleliśmy chyba spacer. Obróciłam delikatnie głowę do tyłu. Diego zniknął już z mojego pola widzenia, jednak wiedziałam, żenadal bacznie mnie obserwuje.
- Kochasz go.? - powiedział nagle Leon, zamyślonym tonem.
- Nie, to mój przyjaciel. - odparłam, kierując na niego wzrok. - Dlaczego pytasz.?
- Widać, że gdyby mógł uchroniłby cię swoim ciałem przed krzywdą. - szepnął, jakby z bólem. - Tymczasem nie wiem, jak jest z tobą.
- Dla takich ludzi warto poświęceń, ale nie czuję do niego czegoś więcej, jeśli o to pytasz. - powiedziałam.
- Rozumiem. Takiej odpowiedzi oczekiwałem. - odparłem z uśmiechem.
- Leon, powtarzałam ci tyle razy... - zaczęłam.
- Nie będziemy razem, nie możemy, tak, tak, wiem. - westchnął poirytowany. - Wolisz być nieszczęśliwa.? Myślałem, że kochasz łamanie zasad.
- Wolę być nieszczęśliwa, niż skazać cię na definitywną śmierć, gdy nasz związek wyjdzie na jaw. - odparłam.
- Chodź, pokażę ci coś. - szybko wziął mnie za rękę i zaczął biec.
Dotrzymywałam mu kroku, a nie raz bez problemu wymijałam. Kilka sekund i byliśmy na pięknej, obszernej łące, pachnącej różnorodnymi kwiatami. Obok nas było małe oczko wodne na której unosiło się kilka okrągłych liści z liliami. Kucnął. Spojrzałam na niego i zrobiłam to samo. Verdas delikatnie zanurzył w wodzie dłoń, po chwili ją wyjmując i wyciągając w moją stronę. Leżała tam błękitna, mała istotka, zawinięta w wodną błonę.
- Nimfa.? - spytałam.
- Tak. - kiwnął głową. - Co widzisz, gdy na nią patrzysz.?
- Bezbronność. - szepnęłam. - Którą...
- Chroni błona, prawda.? - dokończył.
- Tak. - kiwnęłam głową. - Ale do czego zmierzasz.?
- Do tego, że będąc ze mną mogłabyś liczyć na bezpieczeństwo. - odparł. - Violetta ja wiem, że możesz mi nie ufać, bądź co bądź znasz mnie jakiś dzień, ale mi na prawdę na tobie zależy. To głupie kochać osobę po tak krótkim czasie, ale czuję, że to na ciebie czekałem od urodzenia. Trudno, najwyżej zginę i utną mi głowę.... ale warto dla tych chwil, które z tobą przeżyję.
- Leon.... - szepnęłam, patrząc mu w oczy. - Naprawdę nie możemy...
- Musisz być taka upierdliwa.? - szepnął, przymykając oczy i ocierając swój nos o mój.
- Jestem przyszłą królową, muszę być stanowcza.- szepnęłam, robiąc to samo.
- Mi nie potrafisz odmówić. - szepnął.
- Nie chcę.... ale mogę. - odparłam, odsuwając się.
- Nie... Jest cudownie. - szybkim ruchem wziął w dwa palce mój podbródek, by wrócił na dawne miejsce. - Przyznaj się, że mnie kochasz....
- Nie będę kłamać. - zachichotałam lekko.
- Jesteś niemożliwa. - szepnął z lekkim śmiechem. - Ale i tak mi się podobasz.
- Bardzo.? - zamruczałam lekko.
- Najbardziej. - szepnął uwodzicielsko.
- Na zawsze.? - szepnęłam z uśmiechem.
- Przecież nie powiedziałam, że z tobą będę. - odparłam.
- A ja i tak to wiem. Najwyżej cię porwę i nie wypuszczę póki się nie zgodzisz. - zachichotał. - Mam propozycję.
- Jaką.? - spytałam.
- Pójdziemy na kompromis. - odparł.
- Słucham warunków. - zaśmiałam się, głaszcząc jego zimną dłoń.
- Ty się zgodzisz ze mną być, a ja.... Obiecuję tolerować wilka. - zaśmiał się.
- Namawiasz mnie na rezygnację z takiej przystojnej arystokracji w zamian, że będziesz miły dla Diego choć oboje wiemy, że tak nie będzie.? - zachichotałam.
- No to obiecuję ci moją szczerą miłość do końca życia - odparł z uśmiechem.
- A co będę miała z tego ja.? - zaśmiałam się.
- Najprzystojniejszego wampira w całym świecie. - zamruczał mi do ucha.
Urwał najbliższego jego ręki kwiatka, wcześniej dając delikatnie nimfę do wody. Obkręcił łodygę a kwiat wplótł za moje ucho. Pogłaskał mój policzek.
- Jesteś tak strasznie piękna... A nie dajesz mi się nawet tobą pochwalić w duszy. - westchnął z lekkim śmiechem.
- Naprawdę jestem warta śmierci.? - szepnęłam.
- Jesteś warta dla mnie o wiele więcej niż myślisz. Violetta, znajdziemy na nas sposób, zobaczysz. Mamy 3 tygodnie tutaj, noce... Będę ostrożny. Obiecuję. - splótł nasze palce.
- To związek, nie seks bez zabezpieczenia. - zaczęłam się śmiać.
- Nie no, teraz to pożałujesz. - szybko wstał i przerzucił mnie przez ramię.
- Verdas przypominam ci, że nadal jestem księżniczką i zawsze mogę nakablować tacie na ciebie. - zaśmiałam się, waląc go pięścią po udzie,
- I tak cię wrzucę do jeziora. - pobiegł w stronę wody, przy której szybko się znaleźliśmy.
- Leon, nie, proszę. - zaczęłam piszczeć, śmiejąc się.
Kiedy miał już puścić poczułam, że upadam na ziemię. Tak się stało, leżałam. Otworzyłam oczy, ale zamiast tego poczułam jak łapczywe wargi Leon'a spotykają się z moimi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz