29 sty 2016

Rozdział II " Bal z wampirem "





Tej nocy śnił mi się Diego. Było to dla mnie bardzo zadziwiające i niezrozumiałe, bo nie zdarzyło mi się śnić o kimś, kogo znam niespełna jeden dzień. Może to dlatego, że tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy.?  Chyba tak. Spojrzałam na zegarek, który obudził mnie przed chwilą. Wskazywał godzinę 6:01. To kolejny minus bycie księżniczką, choć tak oficjalnie jeszcze nią nie jestem. Wstawanie wcześnie rano. Do szkoły wstawałam o 7:00 i spokojnie się wyrabiałam na godzinę 8:00, bo zawsze wchodziłam do szkoły 10 minut przed dzwonkiem. Wstałam z łóżka niechętnie, gdyż było bardzo miękkie i wygodne. Podeszłam do okna i rozsunęłam ciemnofioletowe firany. Przede mną ukazał się niesamowity widok wschodu słońca. Niebo przybrało śliczny pomarańczowo - czerwony odcień z półkulistą plamą na horyzoncie. Uchyliłam okno, a do mojego pokoju wpadł delikatny i chłodny powiew wiatru, który mnie ocucił. Moje włosy lekko się uniosły, a ja wzięłam głęboki oddech, który spowodował uśmiech na twarzy. Ptaki chyba zaczęły się budzić, bo niedaleko usłyszałam świergot skowronka. Nie zamykałam okna, bo wywietrzenie pokoju zdawało się być dobrym pomysłem. Podeszłam do wielkiej szafy, po chwili pociągając do siebie drzwi za klamki. Wnętrze zdążyło już zostań zapełnione eleganckimi sukniami. Ja jednak postanowiłam nosić jeszcze własne ubrania. Podeszłam do walizki, która leżała w kącie pokoju. Otworzyłam zamek i wyjęłam z niej szare, lekko przecierane rurki, białą koszulkę na kilka guzików, dosyć elegancką oraz szary sweterek z białymi paskami również na guziki. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiającą kąpiel. Nasmarowałam się balsamem o zapachu jabłek i wyszłam, wyciągając korek, by woda mogła odpłynąć. Wytarłam się i nałożyłam kremową bieliznę. Wysuszyłam starannie włosy, które tylko rozczesałam, zostawiając je rozpuszczone. Ubrałam się i przejechałam po wargach jasnym błyszczykiem. Skropiłam się różanymi perfumami i wyszłam z łazienki. Na nogi nałożyłam szare szpilki z czarną podeszwą. Ten kolor ponoć pasował do moich włosów w stylu ombre. Nigdy nie lubiłam się sama oceniać, więc na ten temat nie mam swojego zdania. Diego mówił mi, że śniadanie jest zawsze o 7:30, więc miałam ponad godzinę czasu, której nie umiałam zagospodarować. Postanowiłam zwiedzić trochę ten pałac, choć bałam się, że dość szybko się zgubię. Wyszłam z pokoju, ostrożnie zamykając masywne drzwi. Ruszyłam przed siebie, starając zapamiętać każdy szczegół. Panowała tu cisza, jedynie stukot moich obcasów ją przeszywał. Księżniczka w spodniach... jakaś chyba nowość. Po kilku metrach pojawiło się rozwidlenie na kilka różnych korytarzy. Zdecydowałam, że jednak się wrócę, bo tak tym bardziej stracę orientację i się zgubię. Zawróciłam i poszłam w stronę znanych mi już schodów, które prowadziły na główny hol. Zeszłam po nich. Nikogo nie spotkałam, choć myślałam, że zauważę chociaż Ramallo. Nikt nie wspominał mi o jakiś zakazach wychodzenia z zamku, więc pomyślałam nad pójściem do ogrodu. Szłam żwirową ścieżką, która po chwili wprowadziła mnie na trawnik. Obcasy nie sprawiały mi trudności, gdyż teren był niezwykle równy, bez wyboi. Obrałam jako cel wczorajszą altankę, przy okazji przypominając sobie przystojnego Hiszpana. Miał takie charakterystyczne oczy, z delikatnym blaskiem, który sprawiały wrażenie dzikich i nieokiełzanych. Gdyby nie jego blada cera, nie zaliczyłabym go do wampirów. Ale raczej nie mi dane to oceniać. Kilka metrów od altanki przystanęłam, widząc w niej coś, czego nigdy był się nie spodziewała. Biało-szary wilk, albo po prostu dość duży pies, przypominający rasę husky, siedział na krawędzi podłogi, w skupieniu patrząc przed siebie. Zapewne jego wzrok skupiony był na lesie nieopodal lub po prostu patrzył w niebo. Lekko zadrżałam, co chyba poczuło ów stworzenie, bo obróciło łeb w moją stronę. Mój wzrok skupił się na tęsknych oczach, które wydawały się jakby smutne. Próbowałam się w nich zgłębić, co udało mi się. Ale tylko w jednych oczach potrafiłam tak czytać.
- Diego.? - powiedziałam z nieukrywanym zdziwieniem.
Wilczur tylko kiwnął lekko głową, odwracając głowę na wcześniejsze miejsce. Ufałam mu, więc zbliżenie się do niego nie sprawiło mi problemu, czy momentu niepewności. Uklęknęłam przed nim, przytulając się do jego miękkiej jak jedwab sierści. Pachniała sosnowym lasem, który uwielbiałam. Mierzwiłam ją lekko na plecach, głowę wtulając obok jego łba. Po chwili oparł go na mojej głowie czule. Za ten gest był chyba mi wdzięczny. Nie rozumiałam o co tu chodziło, ale nie chciałam na razie nic mówić. Wampir, wilkołak... Czy tak się da.? Nie słyszałam jeszcze o takim połączeniu. Może mnie okłamał.? Musiałam czekać, aż do jego normalnej zmiany. Przypomniałam sobie, że miałam założyć naszyjnik od mamy. Wyjęłam go z kieszeni spodni i niezdarnie założyłam.
- Przepraszam. - usłyszałam znany głos Hiszpana.
- Mówisz.? - spojrzałam na niego.
- Rozumiesz.? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Teraz tak. To chyba przez ten naszyjnik. - odparłam.
- To klucz, prawda.? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Skąd go masz.?
- Mama mi go dała przed wyjazdem. Kazała nikomu nie mówić. - powiedziałam.
- Nie bój się, nie pisnę ani słowem. - obiecał.
- Skąd ty... Przecież mówiłeś, że jesteś wampirem. - powiedziałam.
- Raczej wszyscy mnie za niego mają. - westchnął lekko. - Moja cała rodzina to wampiry. A ja jestem ten " pechowiec ", który nim nie był. Wszyscy załamani, bo ich jedyny syn urodził się śmiertelnikiem.
- To skąd u ciebie wilk.? - zaśmiałam się lekko, bo trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Coś trzeba było wykombinować, by jednak być nieśmiertelnym. Dałem się pogryźć wodzowi watahy. W ten sposób mogłem stać się jednym z nim. - wyjaśnił.
Lekko wzdrygłam się na myśl, że ktoś go ranił i zadawał ból. Był teraz dla mnie ważny, więc moja reakcja była dość naturalna i uzasadniona.
- Dlaczego powiedziałeś, że jesteś wampirem.? I skąd ta biała cera.? - spytałam.
- Dobry krem. - zaśmiał się lekko. - Rodzice powiedzieli, że nikt nie może o tym się dowiedzieć, bo zhańbi to cały nasz ród. Złapałaś mnie na gorącym uczynku, więc szukanie wymówek nie miało nawet sensu. Poza tym ku własnemu zdziwieniu, bardzo ci ufam.
Jego wypowiedź sprawiła, że uśmiechnęłam się a w moim sercu pojawiło się przyjemne ciepło.
- Nikomu nie powiem, masz moje słowo. - powiedziałam z uśmiechem.
Dopiero zorientowałam się, że siedzę przytulona do Diego, już w ludzkiej postaci. Miał na sobie te same ubranie co wczoraj, pachnące jednak świeżością. Jedynie grzywkę miał rozczochraną. Ułożyłam ją dłonią starannie. Wróciła do poprawnego ładu.
- Z kim idziesz na bal.? - spytał, patrząc na mnie.
- Sama. Z chłopaków znam tylko ciebie. - zaśmiałam się lekko.
- To niedopuszczalne. Idziesz ze mną. I tak nie miałem z kim iść. - zachichotał. - Uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na twój bal.?
- Z wielką chęcią panie Hernandez. - powiedziałam z uśmiechem.
Przytulił mnie czule, a ja się wtuliłam. Spojrzałam na zegarek na jego nadgarstku. Widniała na nim godzina 7:31. Oderwałam się i szybko wstałam.
- Diego, jesteśmy już minutę spóźnieni na śniadanie. - zaśmiałam się lekko, otrzepując spodnie.
- Twój ojciec mnie zabije. - odwzajemnił śmiech, wstając. - Miałem cię pilnować i uczyć, a ktoś chyba powinien mnie nauczyć.
- Nie przebiegnę po trawniku na takich obcasach. - zaśmiałam się.
- Tego też cię nauczę, a teraz wskakuj. - nachylił się przede mną.
- Jesteś pewny.? - zachichotałam.
- Przecież jesteś lekka jak piórko, to widać. - powiedział. - Wsiadaj, bo czas nam ucieka.
- Niech ci będzie. - zaśmiałam się i zwinnie wskoczyłam na jego plecy, oplatając ręce wokół jego szyi.
- Tylko mocno się trzymaj. Nie chcę byś złamała nogę przed samym balem. - zachichotał. - A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego. Prezent dostaniesz na balu.
- Mam twarde kości, przecież płynie we mnie krew wampira. - powiedziałam. - Oj, dziękuję. Nie musiałeś mi niczego kupować.
- To drobiazg. - powiedział z uśmiechem, idąc.
- Akurat to sama ocenię jak zobaczę. - zaśmiałam się.
Diego biegł truchtem w stronę pałacu, czasami przyśpieszając. Od razu skierował się w stronę jadalni. Mina mojego ojca oraz Ramallo była bezcenna, gdy zobaczyli, że siedzę na plecach Hiszpana, do tego księcia. Trochę się zarumieniłam i zeszłam, posyłając mu ciche " dziękuję ". Usiedliśmy obok siebie, a Olga właśnie wniosła ostatnie talerze z jedzeniem.
- Smacznego. - powiedziałam razem z innymi i zaczęłam nakładać sobie sałatki warzywnej.
- Violu, mam nadzieję, że mama doinformowała cię o najważniejszych rzeczach. - powiedział mój ojciec.
- Jeśli chodzi co o miłość to tak. Ja i Diego jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Temat miłości zostawiłam w Londynie, gdy zerwałam z moim chłopakiem przed wyjazdem. - wyjaśniłam.
- Miałaś chłopaka.? - zdziwił się.
- Królu, pańska córka jest przepiękna i atrakcyjna, do tego ma niesamowity charakter. Trudno, by nie podobała się chłopakom - powiedział Diego.
- Właśnie tato. - zaśmiałam się lekko.
- Violetto, widzę, że jesteś odpowiedzialna. Mam nadzieję, że żadnej głupoty nie popełniłaś. - powiedział ojciec.
- Co przez to rozumiesz.? - spytałam.
- Czy wiesz... już byłaś " jednością " z jakimś chłopakiem. - powiedział.
- Tato... nie jestem dziewicą. - odparłam, a Diego aż zaczął kaszleć, chyba z winy wody.
- Że co takiego.? - powiedział złym tonem.
- Tato, żartowałam. Spokojnie. - powiedziałam.
Ojciec tylko kiwnął lekko głową, uspokajając się, Diego również się opanował. Skończyłam jeść moją sałatkę. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o balu. Poinformowałam również ojca, że idę na niego z Diego. Głównym powodem był oczywiście brak znajomości. Wstałam od stołu, nie zapominając o manierach i udałam się do mojej komnaty. Gdy weszłam do środka, na łóżku zobaczyłam złoty futerał z napisem " Violet Rose Margaret Candelaria Nikol Castillo ".  Zdziwiło mnie to, że jednak moje imiona zajmują tyle miejsca. W szkole byłam po prostu Violettą Castillo. Tutaj musiałam mieć prawdziwe imiona. A status królewski nakazał ich mieć aż tyle. Korciło mnie, by otworzyć pokrowiec, lecz powstrzymałam się. Postanowiłam, że dopiero zobaczę suknię, jak będę miała się w nią ubrać.
***
Zegarek wskazywał 18:00. Za pół godziny miał się rozpocząć mój bal urodzinowy. Pierwsi goście już się zjechali, bo przez okno ujrzałam co chwilę podjeżdżające luksusowe limuzyny. Na obiad dostałam tylko kilka kanapek, bo i tak niedługo miała być uroczysta kolacja na ponad 400 osób włącznie ze mną. Z tych wszystkich znam tylko 3 osoby. Nieźle, Violet. Byłam już umyta i porządnie zrobiona na bóstwo, czyli sprawa delikatnego makijażu oraz włosów upiętych do góry była załatwiona. Miałam na sobie fioletową bieliznę, a stanik był bez ramiączek, gdyż również suknia taka była. Odpięłam suwak pokrowca i spojrzałam na kreację. To co zobaczyłam odjęło mi mowę. Suknia była idealna i strasznie piękna. Bez ramiączek, fioletowa i gdzieniegdzie obszyta szarymi wzorkami. Pod spodem był różowy materiał, który był bardzo intensywny. Kreacja była przyozdobiona kryształkami diamentów. Całość wyglądała bosko. Ubrałam fioletowe buty na obcasie z małymi kokardami na przodzie a zaraz potem założyłam suknię. Zamek był z boku, dzięki czemu ułatwił mi sprawę. Spryskałam się jeszcze różanymi perfumami, a na mojej szyi zawisł złoty naszyjnik od mamy. Z początku było mi dość niewygodnie, bo nie chodziłam jeszcze w takich kreacjach, ale po chwili zaczęłam się przyzwyczajać. Podeszłam do lustra. Byłam strasznie podobna do mojej mamy. Wyglądałam ślicznie, to prawda, ale jednak mogłabym sama siebie z nią pomylić. Na szczęście, dzisiaj będę mogła ją zobaczyć na balu, co mnie ucieszyło. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Tak.? - powiedziałam.
- Jesteś już gotowa.? - spytał Diego.
- Tak, już właśnie miałam wyjść. - odpowiedziałam i otworzyłam drzwi.
- Wyglądasz.... Zjawiskowo. Nie spodziewałem się, aż tak pięknego efektu. - powiedział z szerokim uśmiechem Diego, a moje policzki oblały się rumieńcem.
- Dziękuję. Nie sądziłam, że zobaczenie cię w garniturze sprawi na mnie wrażenie. A co to.? - spytałam, wskazując na białą wstęgę, którą miał założoną przez ramie po ukosie.
- Każdy ma taką. Oczywiście mój ród ma białe. Twój ma fioletową. Inni zieloną... - powiedział. - Po prostu chodzi tu, by rozpoznać kto jest skąd.
- A ja, dlaczego takiej nie mam.? - spytałam.
- Każdy wie, kim jesteś i z jakiego rodu. W końcu to twój bal. - powiedział z uśmiechem.
- Od czego zależą te kolory.? - zapytałam.
- Ustanowione są już wieki wieki lat. Każda coś symbolizuje, ale to długa opowieść, którą też kiedyś ci opowiem. A teraz chodźmy, bo się spóźnimy. A musisz mieć chyba te wielkie wejście. - zaśmiał się lekko.
Wzięłam go pod łokieć i wspólnie udaliśmy się w stronę wielkiej sali bankietowej. Usłyszałam melancholijną melodię, którą grała orkiestra. Stanęliśmy przed ogromnymi, białymi drzwiami, które wysokością sięgały 3/4 ściany. Muzyka ustała, a moich uszu doszedł dźwięk trąbek.
- Powitajmy dzisiejszą solenizatk, której towarzyszy książę Diego Albert Sebastian Jakub Stefano Hernandez. - powiedział mężczyzna, o mocnej barwie głosu. - Księżniczka Violet Rose Margaret Candelaria Nikol Castillo.!
Trąbki ponownie zawtórowały, a drzwi powoli się otworzyły. Na sali rozległy się brawa, a ja ujrzałam spory tłum ludzi, oraz ogromną i wysoką salę. Firany na oknach były fioletowe z naszytą literką V w białej konturce skowronka. Posadzka była biała, a można się było w niej przyglądać jak w lustrze. Ściany były kremowe, z różnymi małymi dekoracjami. Na samym końcu pomieszczenia był duży, udekorowany stół, w rogu na podwyższeniu stała orkiestra, którą miałam czasami okazję podziwiać w operze, a pod ścianą były dwa duże trony. Jeden trochę mniejszy dla mnie, a drugi - większy, dla taty. Weszłam razem z Diego do środka. Hiszpan ucałował moją dłoń i  puścił. Ja natomiast udałam się w stronę tronu, tak jak mój tato. Stanęłam obok niego, centralnie na przeciwko gości.
- Bal uważam za rozpoczęty. - powiedziałam z gracją, a goście nagrodzili mnie brawami.
Delikatnie dygnęłam i usiadłam obok ojca. Rozmawialiśmy przez chwilę. Wypytywałam o różnych gości, chcąc ich chociaż trochę poznać. Po kilku melodiach przyszedł czas na taniec z ojcem. Oficjalne i uroczyste wprowadzenie mnie w 16-stkę. Zeszłam razem z nim, udając się na środek parkietu. Inni zeszli na boki. Orkiestra zaczęła wygrywać melodię do walca, a ja położyłam jedną dłoń na jego barku. Po chwili poczułam jego rękę na swojej talii. Złączyliśmy nasze ręce w powietrzu, na wysokości naszych klatek piersiowych. Zaczęliśmy tańczyć, poruszając się po całym dostępnym obszarze. Po tym jak tato mnie obrócił, do tańca dołączyły inne pary, wirując obok nas. Zaczęło się odbijanie. Co chwilę ktoś inny prosił mnie do tańca. Poznałam przez to mnóstwo mężczyzn. Jedni mieli po 20 parę lat, inni byli dużo starsi. Trafiło mi się też na kilku nieśmiertelnych. Teraz tańczyłam z Diego, który zapewne był ostatnim. Rozmawialiśmy, specjalnie używając określeń " wasza wysokość" , " książę " , " księżniczko ". Jednak nie był ostatnim, z którym jeszcze nie tańczyłam.
- Przepraszam, ale chciałbym zatańczyć z księżniczką. - usłyszałam czyjś piękny, męski głos.
- Nie ma problemu. - odparł Diego i odszedł, a jego miejsce zastąpił inny chłopak.
Spojrzałam na niego. Był wampirem, to pewne, ale za to bardzo przystojnym. Miał piękne szmaragdowe oczy, w których utonęłam prawie natychmiast. Był o wyższy ode mnie. Delikatnie dłonie, choć na pewno umięśnione jak sylwetka. Był idealny. Włosy o ciemnobrązowym kolorze, grzywka starannie ułożona do góry i piękne, uwydatnione kości policzkowe. Czułam, jak moje serce przyśpiesza swe bicie.
- Dobry wieczór księżniczko. - odezwał się uwodzicielskim głosem. - Nazywam się Leon Jorge Ruggero Xabani Diego Verdas. Pochodzę...
- Z północnej części Avalon. - odparłam, zauroczona nim.
- Widzę, że chociaż wasza wysokość jest tu tak krótko, to jest również bardzo doinformowana. - odparł z lekkim uśmiechem, który tylko dodał mu urody.
- Tak, to prawda. - kiwnęłam lekko głową.
- Księżniczko, przepraszam w tym momencie za nachalność, nie chcę bym został źle zrozumiany, ale chciałbym wręcz jednak swój prezent osobiście. Proponuje wyjście na świeże powietrze, gdyż bal księżniczki obfituje w mnóstwo gości. - powiedział.
- Dobrze, zgadzam się. Niech książę poczeka proszę za drzwiami. Pójdę tylko poinformować mojego partnera na tym balu, o moim wyjściu. - odpowiedziałam.
- Dobrze. - ucałował delikatnie moją dłoń i poszedł.
Udałam się w kierunku Diego, który nalewał sobie pączu do szklanki. Powiedziałam mu, że muszę wyjść na chwilę. Niepewnie się zgodził, a ja szybko się oddaliłam. Wyszłam z sali, szukając wzrokiem " mojego " księcia. Zobaczyłam go opartego o ścianę obok wyjścia, trzymającego w ręce niewielkie granatowe pudełeczko. Ujrzał mnie i podszedł.
- Możemy już iść, księżniczko.? - spytał.
- Tak, oczywiście. - odparłam.
Wyszliśmy wspólnie z zamku, kierując się w stronę ogrodowej fontanny. To był teren, który przeznaczony był właśnie na takie przyjęcia. Tu można było wyjść z gośćmi i spędzić czas. Usiadłam razem z nim na masywnym murku, który był granicą tej wodnej dekoracji.
- Więc, słucham. - powiedziałam.
- To dla ciebie, księżniczko Violet. - odpowiedział z uśmiechem, dając mi pudełeczko. - Wyjątkowy prezent, dla równie wyjątkowej dziewczyny.
Jego słowa mnie zdziwiły, choć dały przyjemne kucie w brzuchu. Zakochałam się.? To niemożliwe, nie tak szybko. Otworzyłam wolno pakunek, który krył w sobie piękną spinkę do włosów. Był na niej złoty słowik oraz motyw winorośli z jedną różą.
- To piękny prezent. - szepnęłam i przejechałam po niej palcem.
- Będzie tylko pasował na włosach, pięknej właścicielki. - odparł. - Czy mogę.?
- Tak. - kiwnęłam lekko głową, wyczytując jego intencje.
Wyjął delikatnie spinkę i wpiął mi ją we włosy. Jego dotyk przyprawił mnie o szybsze bicie serca, a nozdrza wchłonęły jeszcze bardziej jego charakterystyczny zapach lawendy. Zobaczyłam, że bacznie mi się przypatruje.
- Dlaczego wasza wysokość, tak na mnie patrzy.? - spytałam.
- Otóż... chyba właśnie się zakochałem. - szepnął z lekkim uśmiechem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz