30 sty 2016

Rozdział II




Wszyscy wyszli już z szatni, a ja oczywiście jak zwykle byłam ostatnia. Wzięłam szybko torbę i udałam się w stronę wyjścia. Chwilę potem szłam już chodnikiem w stronę naszego autokaru. Po głowie wciąż chodziła mi ta sama myśl " W co ubrać się na dzisiejszy bankiet.? " . Musi być to sukienka. Lubię się wyróżniać z tłumu, ale to trochę dziwne, jeśli będę jedyną dziewczyną na sali ubraną w spodnie lub trampki. Więc tak....

  • Sukienka;
  • Nie za długa ani nie za krótka;
  • Dodatki;
  • Buty na obcasie;
  • Elegancja;
  • CHŁOPCY MAJĄ PAŚĆ Z WRAŻENIA
Uwielbiam momenty, gdy schodzę na dół a oni nie wiedzą co powiedzieć. Tak się dzieje np. jak idziemy na imprezę lub galę. Te ich miny - ME GUSTA. Spojrzałam w stronę autobusu, bo chciałam sprawdzić ile mam jeszcze do przejścia. To co zobaczyłam... poczułam się jakbym dostała porządnie z liścia. Wypuściłam momentalnie torbę z ręki. Leon nie zareagował, nadal całował swoją byłą. A reszta.? Stała, patrząc na zmianę na mnie i na Verdas'a. A on.? Z uśmiechem pieścił jej usta swoimi wargami. Chciałam podejść i walnąć go w twarz, ale nie miałam siły. Nie mogłam się kontrolować, wykonać żadnego ruchu, nie mogłam nic.  Czułam się, jakby ktoś mną sterował, ciągnął za sznureczki jakbym była marionetką któregoś z lalkarzy. Ktoś mną kierował, a ja nie miałam nic do gadania. Złość, ból, smutek, zdrada... którejś z nich się oddałam. Obróciłam się i poszłam przed siebie. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie byłam jakaś bardzo wrażliwa, ale łatwo było mnie zranić, choć trudno doprowadzić bym płakała. Buenos Aires, miasto, w którym mieszkałam od urodzenia, stało się mi totalnie obce i nieznane. Dlaczego.? Nie wiem. Weszłam w jakąś dziwną uliczkę. Niby była oświetlona tymi latarniami, ale mimo tego było tu dosyć ciemno i mrocznie. Zegar na ratuszu pokazywał 12:00, to czemu do cholery tu jest tak zarąbiście ciemno.?! Przyśpieszyłam kroku i weszłam do wysokiego budynku. O dziwo nie weszłam do windy, tylko wybrałam schody. Faktycznie, nie jestem sobą. Wchodziłam energicznie po schodach, aż wkońcu doszłam na taras widokowy, który był na 50-tym piętrze. Nie zmęczyłam się ani nie uroniłam jednej kropli potu. Wow, to jest coś. Ciekawe, czy dużo dzięki temu spaliłam... Weszłam na podwyższenie, które było krawędzią budynki. Zaczęłam po nim chodzić, specjalnie wystawiając nogę za to. Nie ogarniałam tylko jednego : skąd do cholery mam te 

buty na koturnie, długie skórzane spodnie i tą samą białą bokserkę.?! Nie pamiętam bym się przebrała. To wszystko jest coraz bardziej dziwne i pogmatwane. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w mojej głowie pojawiły się myśli samobójcze. Chciałam za wszelką cenę skoczyć. Doszłam do końca i... skoczyłam bez wahania, tak po prostu. Leciałam na dół z szerokim uśmiechem na ustach. Czułam się totalnie wolna i niezależna. Coraz bliżej był koniec mojego lotu. Poczułam, że zaraz uderzę w chodnik....
- Skarbie, wstawaj. - usłyszałam głos mojego chłopaka.
Otworzyłam oczy bardzo powoli, a przed sobą zobaczyłam Leon'a.
- Co się... - zaczęłam, kompletnie nic nie rozumiejąc.
-  Jak wychodziliśmy z szatni, to potknęłaś się i upadłaś. Straciłaś przytomność, potem chwilę byłaś dostępna, a następnie zasnęłaś. - wytłumaczył. - Muszę iść, za 2 godziny bankiet.
Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi, które starannie i cicho za sobą zamknął. Więc to wszystko był sen.? Ten pocałunek, lot.... Co znaczył ten sen.? Czy to się stanie.? A może pokazywał czego boję się najbardziej.? Cholerny sen, na który nie znam odpowiedzi. Tyle pytań, od których zaraz pęknie mi głowa. Pokręciłam lekko głową i wstałam z łóżka.  Oparłam się o szafkę nocną, by nie upaść bo świat nagle zawirował mi przed oczami. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do szafy. Na moich ustach pojawił się ten sam bezczelny uśmieszek co zawsze, gdy zaczęłam wyobrażać sobie ich miny gdy mnie zobaczą. Tym razem muszę to nagrać. Zaśmiałam się pod nosem i zdjęłam z wieszaka pokrowiec. Położyłam go na łóżko i udałam się do łazienki. Zamknęłam za sobie dokładnie drzwi. Szybko zdjęłam z siebie ubrania i zmyłam makijaż. Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Po moim ciele spływały stróżki ciepłej wody, a ja oddałam się tej przyjemności. Mmm.... KOCHAM TO.! Namydliłam ciało oraz wtarłam we włosy szampon. Spłukałam się dokładnie i przejechałam jeszcze po ciele rękami, na których miałam swój ulubiony balsam o zapachu dzikiej róży. Ponownie oplotły mnie stróżki wody. Zakręciłam kran i wyszłam z kabiny. Nie depilowałam się, bo robiłam to rano ale tradycyjnie spryskałam pachy dezodorantem. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem i ubrałam w seksowną, koronkową i do tego kremową bieliznę. Nie sądzę, by jako tako się przydała ale jak to mówią : PRZEZORNY ZAWSZE UBEZPIECZONY. Spojrzałam na siebie w lustrze. Zamruczałam, bo wyglądałam naprawdę dobrze. Wysuszyłam szybko ale starannie włosy i poszłam tak ubrana do pokoju. Po drodze spotkałam Zayn'a:
- Widzę, że szykujesz się na naszą namiętną noc. - powiedział z uśmiechem.
- Chciałbyś. - rzuciłam ze sztucznym uśmiechem.
Usłyszałam, że coś odpowiedział ale puściłam to mimo uszu. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. 
- No to do dzieła Violet. - szepnęłam sama do siebie.
Podeszłam do lusterka i usiadłam na krześle. Wyciągnęłam moją sporą kosmetyczkę i otworzyłam ją. Wsmarowałam w twarz krem, po czym pokryłam ją cienką błonką fluidu. Przymknęłam oko i starannie umalowałam powiekę delikatnym złotym pudrem. Zrobiłam tak też z drugim okiem, a potem przeczesałam rzęsy czarnym tuszem. Zamrugałam kilka razy. Wyciągnęłam z kosmetyczki błyszczyk o odcieniu zbliżonym do koloru moich ust. Przejechałam nim dobrze po moich wargach, a potem je o siebie otarłam by błyszczyk rozszedł się po nich równomiernie. Spojrzałam na efekt. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z szufladki perłowe kolczyki, które dostałam kiedyś od Leon'a. Nałożyłam je i zabrałam się za robienie fryzury. Za to lubię siebie chyba najbardziej. Nie potrzebuję fryzjera ani kosmetyczki, bo świetnie sobie radzę. Pofalowałam lekko włosy za pomocą lokówki, a następnie upięłam wszystko w ładnego, dużego koka. Czegoś mi tu brakuję.... W szufladzie z dodatkami zobaczyłam spinkę do włosów z kremową różą. To jest to. Wpięłam ją sobie szybko do włosów. Znów popatrzyłam do lustra, ślicznie. Wstałam uśmiechnięta i podeszłam do łóżka. Rozsunęłam zamek od pokrowca i wyjęłam kremową sukienkę. Założyłam ją ostrożnie na siebie, bez problemu radząc sobie z zapięciem zamka. Wyjęłam z szafki buty i ubrałam je. Podeszłam do dużego lustra, by spojrzeć na cały efekt. Było naprawdę pięknie, ale nadal czegoś brakowało. Pomyślałam i chwilę potem moją szyję oplatał perłowy naszyjnik, który dostałam w komplecie do kolczyków. Teraz było już idealnie. Do ręki wzięłam tylko niedużą kopertówkę w kolorze kremowym i spryskałam się lekko perfumami. 
- Violet, schodź już.! Czekamy tylko na ciebie.! - usłyszałam głos mojego brata.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Powoli schodziłam po schodach, z lekkim uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na nich. Ich miny były jeszcze lepsze niż sobie wyobrażałam. Każdy z lekko otworzoną buzią i szeroko wybałuszonymi oczami. 
- Violetta.? - zdziwił się Maxi.
Podeszłam do nich.
- Co wy się tak gapicie.? - powiedziałam specjalnie.
- Skarbie.... Nie wiem co powiedzieć. Pierwszy raz zatkało mnie, gdy cię zobaczyłem. - usłyszałam mój ukochany szept koło ucha.
Przygryzłam wargę z uśmiechem i lekko się zarumieniłam, bo wkońcu patrzyło się na mnie 10-ciu przystojniaków i jeden mega przystojniak. Wzięłam Leon'a po pod łokieć i wyszłam z nim jako pierwsza. Ale przecież o czymś zapomniałam.
- Zayn, masz 3 sekundy by wziąć swój wzrok z mojego tyłka albo pocałujesz mój obcas na swoim kroczu. - powiedziałam głośno, a on się zaśmiał.
- Już myślałam, że zapomnisz. - powiedział z udawanym smutkiem.
Wsiedliśmy do limuzyn. Siedziałam między Leon'em a Federico a przede mną siedzieli, od okna, Diego, Zayn oraz Maxi. Nie wiem w jakich składach pojechała reszta. Po kilku minutach dojechaliśmy. Wysiedliśmy, a na przywitanie dostaliśmy dawkę paparazzi i mnóstwa fleszy. Wyszłam z auta i wzięłam Leon'a tak jak wcześniej po pod łokieć. Robiono nam masę zdjęć, ale my uśmiechnięci weszliśmy do budynku a następnie do sali bankietowej. Było tu bardzo nowocześnie. Bankiet miał się rozpocząć występem, o którym wiedzieli tylko organizatorzy, tancerze oraz ja. Pod pretekstem skorzystania z łazienki wyrwałam się od chłopaków i poszłam szybko przebrać w strój. Po kilku minutach byłam gotowa razem z innymi tancerzami. Usiedliśmy niepostrzeżenie przy środkowym stoliku, każdy miał maskę, by nikt nas nie rozpoznał. Kątem oka spojrzałam na Verdas'a, który wbijał wzrok we mnie. Znam go, jego mina wskazywała na " Skądś ją znam, tylko cholera nie wiem skąd ". Zaśmiałam się w duszy. Przeleciałam wzrokiem po sali, wszyscy goście byli obecni. Kiwnęłam lekko głową do DJ'a, by puścił muzykę. ( włącz filmik ) . Weszłam na stół i zaczęłam tańczyć. Kątem oka zerkałam wciąż na Verdas'a. Tańczyłam całym swoim sercem, bo wkońcu taniec to całe moje życie....


Skończyliśmy, a po całej sali rozległy się brawa. Ściągnęłam maskę i od razu spojrzałam dyskretnie na chłopaków. Ich miny.? Jeszcze lepsze niż te w domu. Ukłoniłam się z resztą tancerzy i poszliśmy się przebrać w nasze poprzednie stroje. Gdy już miałam wychodzić z łazienki, to spojrzałam na siebie w lustrze. Nic się nie zmieniło, więc wróciłam na salę i usiadłam pomiędzy Leon'em a Fede. Siedzieliśmy przy jednym okrągłym stole. 
- Co tam.? - spytałam obojętnie.
Nie odpowiedzieli, tylko nadal wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem i zdziwieniem. " 2:0 dla Ciebie Vilu " zaśmiałam się w duszy i nalałam sobie soku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz