30 sty 2016

Rozdział XIII





Wiadomość od lekarza odbijała się głośnym echem po mojej głowie. Ale... przecież to niemożliwe. Nie miałam żadnych nudności, brzuch mam płaski jak deska. Żadnych odznak. Westchnęłam ze łzami w oczach. To nie może być prawda, po prostu nie może.! Nie tak, nie z nim, nie teraz. Leon... Proszę... Nie...
- To na pewno pomyłka. - odparłam po długiej chwili ciszy.
- Na pewno nie. Takich rzeczy się nie myli panno Castillo. - powiedział lekarz.
- Żądam, by badanie zostało zrobione jeszcze raz. - odpowiedziałam stanowczo.
- Przepraszam, ale nie możemy tego zrobić. - odparł. - Jutro pani wychodzi, a nie mamy czasu by znów robić te badania. Mamy wiele innych pacjentów, a do tej diagnozy nie mamy wątpliwości.
- Ale diagnoza jest błędna. - powiedziałam.
- Panno Castillo, to nie prawda. Proszę zaakceptować to, a nie wszczynać niepotrzebne awantury. Jest pani w ciąży, tyle w tym temacie. - odpowiedział.
- Ale panie... - zaczęłam.
- Nie. Przykro mi. Jutro będzie mogła pani z rana wyjść. - odparł i wyszedł.
Położyłam się powoli na łóżko, patrząc przed siebie. Wcześniej powstrzymywane łzy... teraz już takie nie były. Tego było za wiele naraz. Najgorsza była myśl, że noszę w sobie dziecko Zayn'a. Nie miałam do tego wątpliwości. Cofając się do tyłu, dokładnie przewertowałam ten okres. Nie byłam wtedy z Leon'em, nie było go, on nie żył. No tak jakby. Ale... przecież do tego między mną a Hernandez'em nie doszło. Było kilka takich momentów z zaskoczenia, ale natychmiast to przerywałam. W taki sposób dzieci się przecież nie robi.
- Kochanie, co się stało.? - spytał czule Leon, siadając zmartwiony na moim łóżku.
- Masz... masz... telefon.? - wyjąkałam.
- Tak, mam. Dać ci.? - spytał,
- Tak, poproszę. - szepnęłam.
Wyjął go z kieszeni, patrząc na mnie z przerażeniem i troską w oczach. Wzięłam IPhona i wybrałam z kontaktów numer Ludmiły. Przyłożyłam telefon do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce głos blondynki.

L.: Halo, Leon.?
V.: To nie Leon, to ja.
L.: Viola.?! Kochana jak się czujesz.?
V.: Najgorzej...
L.: Viol... Ej, co się stało.? Dlaczego dzwonisz z jego telefonu.?
V.: Mój się rozładował. Jesteś w domu.?
L.: Tak, a co.?
V.: Będę niedługo. Proszę bądź w moim pokoju wieczorem. Potrzebuję cię.
L.: Viola, mów co się dzieje.!
V.: Powiem ci wtedy. Cześć.

Rozłączyłam się i oddałam mu telefon, zapłakana. Zgięłam nogi w kolanach i schowałam w nie twarz, płacząc. Czułam jak Leon czule głaszczę mnie po plecach, zmartwiony zapewne jeszcze bardziej ode mnie. Płakałam... Tylko tyle mogłam teraz zrobić. Powiedzieć mu.? Nie, nie teraz, gdy wszystko między nami tak wspaniale się układa. Ale potem też nie mogę. Będzie jeszcze gorzej, bo będę go musiała oszukiwać. Nie mogę usunąć, dziecko nie jest tu niczemu winne. Czułam się w tym momencie strasznie samotna. Niby był każdy, ale z tym musiałam poradzić sobie sama. Zrobi mi się lepiej, gdy porozmawiam z Ludmiłą. Ona mi doradzi. Tylko jej mogę w tej chwili o tym powiedzieć.
- Violu, powiedz mi o co chodzi. Mam prawo wiedzieć. - szepnął.
- Nie mogę ci tego powiedzieć, nie teraz. - wymamrotałam.
- Teraz, czy później, to nie ma różnicy. - szepnął.
- Tak, wiem. Ale nie jestem teraz w stanie o tym rozmawiać. Możesz poprosić lekarza o wypis.? Nie chcę tu siedzieć. - powiedziałam.
- Violu, to zły pomysł. Masz wyjść dopiero jutro. - odparł.
- Teraz, czy później, to nie ma różnicy. - zacytowałam go.
- No niech będzie. Pogadam z Fede i lekarzem, zgoda.? - westchnął.
- Dobrze. - szepnęłam.
- Ale obiecaj mi coś. - poprosił.
- Co takiego.? - spytałam.
- Powiesz mi jeszcze dzisiaj o co chodzi. - powiedział.
- Leon... - przedłużyłam.
Negocjowałam ponad 10 minut, ale ten ani drgnął. Był cały czas przy tym samym zdaniu, którego nie udało mi się zmienić. Ostatecznie niechętnie się zgodziłam, a on z nutką triumfu wyszedł z sali do gabinetu lekarza. Poprosiłam, by nikt tu nie wszedł. Nie chciałam tych pytań, a tym bardziej rozmowy z Zayn'em. Powiem mu, nie mam wyjścia, ale nie na chwilę obecną. Ocierając łzy, pojawiały się nowe. Nie miałam szans ich powstrzymać. Byłam za bardzo zdruzgotana. Usiadłam ostrożnie i wyjęłam z torby obok spodenki, luźny sweterek i zakolanówki, które szybko ubrałam. Na koniec zawiązałam włosy w kucyka oraz założyłam trampki. Dzięki tabletce, nie czułam bólu. I dobrze, bo pewnie bym się już zwijała na podłodze. Otarłam łzy, przymykając oczy, które już piekły z płaczu.
- Może jego zwiedziesz, ale mnie nie dasz rady. - usłyszałam szept Zayn'a obok mnie.
Skierowałam głowę w jego stronę.
- Zayn wyjdź, proszę. - poczułam, jak kolejne łzy napływają mi do oczu.
- Violet, mów teraz co się dzieję. Przecież nie wygadam, nigdy tego nie zrobiłem. - szepnął.
- Zayn... daj spokój. - szepnęłam.
- Powiedz. - poprosił.
- Nie.! - uniosłam lekko głos.
- Chodzi o mnie, prawda.? - westchnął.
- O ciebie i o mnie. - powiedziałam, wstając.
- To tym bardziej chcę wiedzieć. - złapał mnie za rękę.
- Puść, i tak ci nie powiem. - powiedteziałam.
- Violetto, nie zachowuj się jak dziecko.! - powiedział.
- Będę robić co chcę. A tobie nic do tego.! - odparłam.
- Świat nie kręci się wokół ciebie. - powiedział. - Tajemnice i tak zawsze wychodzą na jaw.
- Ekspert widzę. - prychnęłam.
- Kurdę, jak masz raka, to powiedz. Takich rzeczy się nie ukrywa. - powiedział.
- Zayn, powaliło cię.?! - krzyknęłam. - Nie mam żadnego raka.!
- To co.? Nie wiem..guza.? - powiedział.
- Jestem w ciąży.! I to z tobą debilu,! - podniosłam głos, chrypiąc lekko.
Gdy skończyłam to zdanie, do środka wszedł Leon.
- Ej, co się tu dzieję.? - podszedł i objął mnie czule. - Co on ci robi.?
- Violetta... - wyjąkał Zayn.
- Zostawcie mnie samą. - szepnęłam i szybko wyszłam z sali, widząc, że Leon ma w ręce wypis.
Wyszłam z sali, omijając Fede i Diego. Nie powinnam, wiem. Ale to impuls. Bynajmniej jedna osoba wie... Ocierałam łzy, uważając, by nie doprowadzić do następnego wypadku. Oparłam się o maskę samochodu. Schowałam twarz w dłonie. Nie wytrzymuje już, a to dopiero początek.
- Vilu, chodź do auta. - powiedział czule Diego.
Kiwnęłam głową i usiadłam na przednie siedzenie, a obok za kierownicą siedział Fede. Nie odezwałam się ani słowem. Zapięłam pasy i podkuliłam kolana, by oprzeć na nich czoło. Łzy delikatnie spływały po moich policzkach. Czułam, że Leon ledwo wytrzymuje na tylnym siedzeniu, by mnie nie przytulić. Poczułam jak coś zawibrowało mi obok spodenek. Spojrzałam na mój podłączony do samochodowej ładowarki telefon. Widniała tam jedna wiadomość od Zayn'a. Zwróciłam wzrok w tylne lusterko. On też na nie patrzył, a teraz centralnie w moje oczy przez nie, w dłoni trzymając telefon. Widziałam w jego oczach nutkę szczęścia, ale też smutek i żal, spowodowany tym, że tak się o tym dowiedział. Odwróciłam wzrok. Po kilku minutach dojechaliśmy przed dom, a ja wysiadłam jako pierwsza od razu biegnąc do środka. Chłopaki chcieli mnie szczęśliwi przytulić, ale widząc mój stan, odpuścili. Podziękowałam im za to w sercu i skierowałam się do mojego pokoju. Weszłam,zamykając za sobą drzwi.
- Violu... - powiedziała Ludmi, siedząc po turecku na moim łóżku.
Nie odpowiadając ani słowem podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Kolejny raz się popłakałam. Nie umiem powstrzymywać łez. Nie potrafię. Usiadłam obok na łóżku, ciągle się do niej tuląc.
- Ja nie chcę żyć. - wymamrotałam.
- Vilu, dlaczego tak mówisz.? - zdziwiła się, głaszcząc moje włosy.
- Ja... Zayn... - wyjąkałam.
- Spaliście ze sobą.? - szepnęłam.
- Czy dacie mi wreszcie spokojnie dokończyć.?! - powiedziałam.
Violu, boję się. Jeszcze w takim stanie nie widziałam cię nigdy. No może jak była ta sytuacja z Leon'em pod hotelem. - powiedziała.
- Ludmiła... jestem w ciąży.. z Zayn'em. - wyszeptałam.
- To żart, prawda.? - prychnęła.
- Nie. - westchnęłam, a ona od razu przybrała poważny wyraz twarzy. - Przed chwilą lekarz mi powiedział.
- Ale jak to z Zayn'em.? - zdziwiła się.
- Tak to. Wtedy... wtedy kilka razy było takich zdarzeń między nami, ale się w to nie wgłębiałam, od razu przestawałam. - powiedziałam. - Wtedy Leon " nie żył ".
- Mówiłaś... - zaczęła.
- Zayn'owi. Zdenerwował mnie i mu to wykrzyczałam. - szepnęłam.
- Violetta, jeśli Leon się dowie... Fede się dowie... Przecież tu będzie istna rzeź. - szepnęła.
- Nie mogę o tym na razie nikomu powiedzieć. - powiedziałam. - Wiesz ty i Zayn. Leon też się niedługo dowie. Na więcej na razie nie.
- Violetta... Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. - przytuliła mnie czule.
- Tak wiem i dziękuję. - tuliłam ją z lekkim uśmiechem.
- Nie ma za co kochanie. - szepnęła, czule całując mnie we włosy.
- Violu... Możemy porozmawiać.? - spytał cicho Zayn, uchylając drzwi do pokoju.
- Tak, wejdź. - odparłam i otarłam łzy.
- To ja was zostawię samych. - szepnęła czule Ludmiła i wyszła.
Obróciłam się w jego stronę, a on zamknął za blondynką drzwi. Podszedł do mnie. Widziałam, że chciał porozmawiać, ale nie wiedział nawet co ma mi powiedzieć.
- Zayn... - naprowadziłam go.
- Violetta... - odpowiedział.
- Tak mam na imię. - zaśmiałam się lekko.
- Ja też. - odwzajemnił śmiech, rozluźniając się.
Usiadłam na łóżku po turecku i patrzyłam na niego.
- To... prawda.? - wykrztusił po chwili.
- Tak, niestety lub stety. - westchnęłam lekko. - Pogodziłam się z tym spokojnie.
- Nie o to chodzi. - usiadł obok. - Nie kłamiesz mnie z tą ciążą.?
- Zayn, nie jestem taka by cię kłamać, nie mam po co tego robić. - powiedziałam. - Ale dlaczego tak sądzisz.?
- Deja vu. - westchnął z lekkim śmiechem. - Moja była też mi kiedyś tak powiedziała. Cieszyłem się jak głupi... a jej tylko chodziło o alimenty.
- Nie musisz mi ich płacić. - powiedziałam szybko.
- Lepiej będę się czuł, jak będę to robił. To także moje dziecko. - powiedział. - Leon....
- Nie wie. - westchnęłam lekko.
- Powiesz mu.? - zapytał.
- Tak, powiem, ale.. nie teraz. Zaczekam chwilę. Muszę go jakoś przygotować. - powiedziałam.
- Rozumiem. Nie powiem mu, spokojnie. - obiecał szczerze, po chwili się zaśmiał. - I tak będzie bardziej podobny lub podobna do mnie.
- Chciałbyś. - zaśmiałam się lekko.
- Pamiętaj, że nie jesteś sama. Jakkolwiek Leon zareaguję, to nie znaczy, że w ten sposób ja się zbliżę. Jeśli cię rzuci.... to okaże się zwykłym debilem. - powiedział.
- To nie jego dziecko... ma prawo. - szepnęłam.
- Nie ma, bo wtedy nie byłaś z nim, a jego nie było. - powiedział, głaszcząc mój brzuch.
- Zrozumiem go. - szepnęłam, uśmiechając się lekko.
- Będę cię wspierał. Przez te 9 miesięcy i aż do śmierci. - oparł czoło o moje ramię. - Chodźmy coś zjeść. Pewnie jesteś głodna.
- Tak i to bardzo. - wstałam. - A tak w ogóle to gdzie Leon.?
- Widziałem jak Diego z Fede siedzieli na nim na kanapie.- odparł, wstając.
- Chyba z nim. - poprawiłam.
- Nie, na nim. - zaśmiał się lekko. - Leon chciał tu przyjść, ale go nie chcieli puścić, bo rozmawiałaś z Luśką.
- Szkoda, że tego nie widziałam. - przyznałam.
- Nie jesteś w humorze.? - spytał czule.
- Jest taki pół na pół. - westchnęłam.
Wsadziłam telefon do kieszeni i razem z Zayn'em zeszliśmy po schodach do salonu. Słyszałam dźwięki w jadalni, więc pewnie już nastała pora kolacji. Rozmawialiśmy z Zayn'em o sprawach codziennych. Pytałam jak im idzie na treningach, kiedy następny mecz i takie rzeczy. Weszliśmy do kuchni. Poczułam jak wzroki wszystkich skierowały się na nas razem, chyba oprócz Ludmiły. Usiadłam obok Leon'a, a Zayn zajął miejsce obok.
- Hej. - dał mi buziaka, którego odwzajemniłam.
- Hej. - odparłam.
- Co tak długo.? - spytał, a ja wyczułam tu zazdrość.
- Rozmawialiśmy. To nic takiego. - uspokoiłam go, na co on niepewnie kiwnął głową.
- Vilu...- powiedział Zayn, dając talerz z jedzeniem przede mną. - Smacznego.
- Może sobie sama nałożyć, albo ja jej to zrobię. - powiedział do niego Leon.
- Opanuj zazdrość. - prychnął, zaczynając jeść.
- Coś ci nie pasuję.? - Leon wstał, a ja wzięłam go za rękę.
- Leon, uspokój się. - poprosiłam.
- To moja dziewczyna, nie twoja. Więc się od niej odwal. - powiedział.
- To mat... To moja przyjaciółka i mam prawo coś takiego zrobić. - odparł Zayn.
- Jeszcze raz... - zaczął Leon.
- Dość.! - krzyknęłam, wstając. - Co się z wami dzieję.?
- On zaczął. - powiedział Zayn.
- Ta, chciałbyś. Byś się przyznał, tchórzu. - prychnął.
- Jesteście niemożliwy. - westchnęła i odsunęłam krzesło. - Przepraszam, nie jestem głodna.
- Leon, do kuchni. Za mną. - usłyszałam wrogi ton Ludmiły, gdy byłam na schodach.
- Zayn, idź na górze zjedz. Nie chcę tu wojny. - poprosił Diego.
Weszłam do pokoju, słysząc, jak Ludmiła opierdziela Leon'a. Nie wiem dlaczego tak zareagował, nigdy czegoś takiego nie było. Nie wiem co się dzieję, ale się dowiem. Postanowiłam, że potem pójdę coś zjeść, bo faktycznie byłam głodna. Usiadłam na łóżku i wzięłam z krzesła torebkę. Uważnie ją przetrząsnęłam i znalazłam to co chciałam. Fede kupił mi dzisiaj jogurt w szpitalu. Spojrzałam na etykietę. Jabłko. Mmmm... super. Wzięłam plastikową łyżeczkę i otworzyłam wieczko. Położyłam się i jadłam powoli. Byłam głodna, a nie mogłam nawet tego przełknąć. Westchnęłam zrezygnowana i odłożyłam pełny kubeczek na szafkę.
- Mogę.? - spytał Zayn, pukając lekko, ale i tak wchodząc.
- I tak już wszedłeś. - zaśmiałam się lekko, siadając.
- Chciałem cię przeprosić za to przed chwilą. - westchnął.
- Nie szkodzi, nie gniewam się. Ale to miłe, że przeprosiłeś i miłe, że mi nałożyłeś te jedzenie. - powiedziałam.
- Dzięki. - uśmiechnął się lekko. - Mam coś dla ciebie.
- Zayn... nie chcę byś mi cokolwiek kupował. - westchnęłam.
- Spokojnie, nic mnie to nie kosztowało. - zaśmiał się i wręczył mi dwie płyty z muzyką klasyczną. - Ponoć uspokajają w ciąży.
- Ludmi.? - zaśmiałam się.
- Zgadłaś. - zaśmiał się lekko. - To ja już nie przeszkadzam. Słodkich snów wam życzę.
Pocałował mnie we włosy i wyszedł. Szczerze, to bardzo mnie zadziwił. Zapytał o takie rzeczy Ludmiłe... przeprosił... Wow. Zacznę go chyba lubić. I to jeszcze " wam ". Tak słodko to powiedział... Oby był dla malucha dobrym tatą. Wzięłam z szafki piżamę i udałam się do łazienki. Zamknęłam się, rozebrałam i weszłam pod prysznic. Namydliłam się i spłukałam. Podobnie było z włosami. Wyszłam i wytarłam się dokładnie. Ubrałam się w krótką piżamę i ogarnęłam po sobie. Zdecydowałam, że pójdę na chwilę do Fede. Zapukałam, a gdy pozwolił wejść, zrobiłam to. Siedział na łóżku i grał na PSP, a Ludmi malowała paznokcie u stóp na fotelu.
- Hej. - powiedziałam.
- O hej Vilu. - uśmiechnęli się.
- Nie możesz spać.? - spytał Fede.
- Nie... jakoś tak... Przytulisz mnie.? - usiadłam obok.
- Jasne... - uśmiechnął się szeroko i to zrobił.
- Kocham cię, wiesz.? - szepnęłam.
- Ja ciebie też kocham Violu, ale skąd ta zmiana podejścia.? - spytał.
- Chyba po prostu mi tego brakowało. - powiedziałam. - Szczególnie jak byłam w śpiączce.
- No to teraz takie tulaski poproszę codziennie. - zachichotał i ponownie mnie przytulił.
- Ludmi, jak tam Leon.? - spytałam.
- Już chyba lepiej. - zaśmiała się lekko, zakręcając pojemniczek z lakierem. - Trochę się pofochał i przestał,
- Ale dlaczego tak wybuchł.? - zdziwiłam się.
- Mnie też to zdziwiło. Nigdy tak nie reagował. Nawet jak był bardzo zły. - powiedział Fede. - Coś musi być nie tak,
- Viola... ty... - zaczęła Ludmi.
- Nie, nie mówiłam mu. - odparłam.
- Czego mu nie mówiłaś.? - spytał Fede.
- Nieważne. - powiedziałam szybko.
- Violetta, mów. - westchnął.
- Jutro ci powiem. Nie będę cię na wieczór denerwowała. - powiedziałam,
- No dobrze, - poddał się i wyłączył konsolę. - Kładę się spać, za dużo wrażeń.
- To jutro tym bardziej pójdziesz. - szepnęłam,
- Coś mówiłaś.? - spytał,
- Nie, tylko tak sobie. - odparłam. - Dobranoc.
- Dobranoc Violu, dobranoc kochanie, dobranoc moje mniejsze kochanie. - zachichotał i zamknął oczy.
Usiadłam obok Ludmi i rozmawiałyśmy cicho o tym co się stało na kolacji. Ludmiła stawiała na to, że Leon się dowiedział, ale ja natychmiast zaprzeczyłam. Nie znałyśmy powodu tego wybuchu. Leon się denerwował przy Zayn'ie, ale nie tak ostro. Zawsze to było przez śmiech. Może już nie wytrzymał. Ale nawet mnie nie przeprosił. Już w sumie nie musi, ale nawet potem do mnie nie przyszedł. Nie wiem sama co się dzieję. Przypomniałam sobie, że miała nadrobić zaległości do szkoły. Miałam mało czasu. Ludmiła jednak zaoferowała mi pomóc, dzięki czemu, w ciągu godzin wysłałam ponad 10 prac na ocenę. Twój rekord Castillo. Poszłam po pokoju i zmęczona położyłam się do łóżka. Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leon'a przy mnie nie było, sama nie wiem dlaczego. Przewracałam się z boku na bok, próbując zasnąć. Niestety nic z tego. Czułam w głębi serca niepokój. Nie wiedziałam, że ta kolacja była dopiero początkiem....

* rano *

Obudziły mnie promyki słońca. Z uśmiechem otworzyłam oczy, choć były naprawdę zmęczone i zaspane. Spałam zaledwie 45 minut, może troszkę mniej. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku, przeciągając się. Nagle do mojego pokoju wpadła jak rakieta Ludmiła.
- Wstawaj, idziemy na zakupy. - powiedziała.
- Ale po co.? - ziewnęłam. - Muszę ci poprawić humor po wczorajszym. Wstawaj. Jedzenie zjesz po drodze.
- Ale... - zaczęłam.
- Nie ma ale, za 20 minut na dole. - zaśmiała się i wyszła.
Westchnęłam z lekkim śmiechem i podeszłam do szafy. Wyjęłam ciuchy i szybkim krokiem poszłam do łazienki. Przywitałam się z Maxim i Peterem, którzy schodzili na dół. Zamknęłam się w łazience. Wykonałam niezbędne czynności i ubrałam w białą tunikę i czarne spodenki oraz sandałki. Rozczesałam włosy. Ogarnęłam i pobiegłam po torebkę. Gdy upewniłam się, że mam wszystko, zeszłam do Ludmi i ruszyłyśmy w stronę galerii.
Byłyśmy tam aż do wieczora. Roześmiane i szczęśliwe wracałyśmy do domu, niosąc po 4 torby ubrań. Zaszalałyśmy, przy okazji kupując dla jej synka ubranka. Jutro mamy iść po suknię ślubną. Otworzyłyśmy drzwi kluczem i weszłyśmy do środka. Fede oglądał mecz razem z Diego na kanapie.
- No wreszcie. Byłem pewny, że tu przyniesiecie cały sklep. - zaśmiał się Fede.
- Niestety musimy cię zawieść kochanie. - zaśmiała się Ludmi i dała mu buziaka.
- Zakupy udane.? - spytał Diego.
- Tak, udane jak najbardziej. Jutro idziemy po suknię ślubną. - powiedziałam z uśmiechem.
- Co powiecie na ognisko.? - spytał Fede.- Chłopaki już tam rozpalają, a my czekamy na was.
- Bardzo chętnie w sumie. - powiedziałam.
- Tak, chętnie. - dodała Ludmi.
- Idźcie zanieść torby i przyjdzie, dobrze.? - powiedział Fede.
- Jasne - odpowiedziałyśmy i poszłyśmy wspólnie na górę.
Wypakowaliśmy torby, a ubrania włożyłyśmy do szafek. Ubrałyśmy też sweterki, bo był już późny wieczór. Zeszłyśmy na dół, rozmawiając. Po chwili byłyśmy już w ogrodzie, gdzie paliło się ognisko, a chłopaki siedzieli i piekli kiełbaski.
- Już jesteśmy. - powiedziałyśmy i usiadłyśmy razem na kocu.
Rozmawiałyśmy, śmiejąc się z Alexa - psa, który ganiał po podwórzu za Wiewiórką. To był jego sposób treningu. Xabi z Tomas'em, popijali piwo, grając w karty. Chyba w kuku, z tego co słyszę. Oby nie na fanty. Nasz temat przeszedł na drogę ślubu blondynki. Wspólnie ustalałyśmy, co trzeba załatwić.
- Ludmiła. - powiedziałam nagle.
- Tak.? - spytała,
- Gdzie Leon.? - zdziwiłam się.
- A no faktycznie... Fede gdzie Leon.? - spytała.
- Nie wiem, nie było go tu od początku. Jest u siebie chyba. - powiedział Fede. - Nie martw się Violu.
Kiwnęłam lekko głową i wróciłam do rozmowy nad ślubem. Uśmiechałam się, widząc szczęście na twarzy przyjaciółki. Była to jak muzyka dla mojego serca. Nagle usłyszałam huk. Od razu skierowałam głowę w stronę domu, zauważając, jak Leon szybkim krokiem idzie w moją stronę.
- O hej skarbie. - uśmiechnęłam się i wstałam.
Nie wiem dlaczego, ale Ludmiła też wstała, lekko trzymając mnie za rękę.
- Nie łaska było do mnie zadzwonić, że wychodzisz.?! - uniósł głos.
- Leon, spuść z tonu. - powiedział Fede, wstając.
- Z tobą nie gadam. - prychnął . - Odpowiedz.
- Leon, co się dzieje.? - spytałam, kładąc dłoń na jego policzek, ale on ją odepchnął.
- Spotkałaś się z kimś.?! - powiedział.
- Była ze mną na zakupach. - odparła Ludmiła, delikatnie mnie do siebie przysuwając.
- Tak.? To chyba wiesz, co to znaczy telefon.? A może byłaś tak zajęta obciąganiem, że nawet ci to do głowy nie przyszło.?! - powiedział.
- Leon, przeginasz. - odezwał się Maxi.
- No co, niech powie. Niech się mi pochwali, ilu już pozaliczała. - prychnął.
- Leon, przestań proszę. - szepnęłam ze łzami w oczach.
Zupełnie go nie poznawałam, zupełnie.
- Leon, najlepiej jak pójdziesz. Odetchnij. - powiedział Diego, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Ja mam iść.? Niech ta dzi*ka wyjdzie i nie wraca tutaj.! - powiedział.
- Leon, przestań.! - krzyknęłam ze łzami.
To co się potem wydarzyło... Tego nie spodziewałabym się nigdy. Verdas w jednym momencie uniósł dłoń, dając mi mocno z liścia. Jęknęłam z bólu.
- Poj*bało się.?! - krzyknęła Ludmi, przytulając mnie do siebie i czule głaszcząc po włosach.
- Jesteś dla mnie nikim. - wycedził przez zęby i poszedł.
- Vilu, chodź tu. - szepnął Fede, który mocno mnie przytulił. - Cii.... Nie płacz...
- Ale... on.. - jąkałam.
- Jest nic nie wartym debilem. Spróbuj się uspokoić. - szepnął. - Diego, pójdziesz po maść.?
- Maxi, już poleciał. - powiedział.
Kątem oka widziałam, jak wszyscy z niedowierzaniem na to patrzą. Sama w to nie wierzyłam. Jedyne czego chciałam, o czym marzyłam, to to, by to było koszmarem. Niestety nawet o tym nie mogłam marzyć. Czułam jak pod wpływem bólu zamykając mi się oczy. Mdlałam, powoli tracąc kontakt. Nawoływania... prośby... i tylko jedne imię zostało mi w pamięci.... Gery...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz