30 sty 2016

Rozdział XX



Trzasnęłam drzwiami, wchodząc do środka mojej sypialni. Od teraz tylko i wyłącznie mojej. Oparłam się o ścianę, zmierzwiając ze łzami włosy do tyłu. Czułam jak piecze mnie rękę, ale warto było. Zrobiłabym to spokojnie jeszcze kilka razy. Wzdycham i podchodzę do okna. Przekręcam klamkę i otwieram okno na oścież. Czuję niesamowitą ulgę, jaką doświadcza moje ciało dzięki chłodowi wieczora. Biorę kilka głębokich wdechów, nie próbując nawet powstrzymać łez. Czuję się oszukana. Przez zarówno sukę numer jeden, jak i fiuta numer jeden. Kręci mi się lekko w głowie. Opieram dłonie o parapet. Odwracam się jak oparzona, słysząc ciche skrzypnięcie drzwiami. Patrzę na niego z wielkim bólem. Czuję się zdradzona, oszukana... Po prostu chuj*wo, za przeproszeniem. Wiedziałam, że nie powinnam mu ufać, bo mnie zawiedzie, ale nie domyśliłam się, że tylko po to mówił, że mnie kocha. Traktowałam go jak największą miłość, z resztą on mnie też. Zacznę zbierać na ogromny puchar i statuetkę ze złota. Należy mu się, jest świetnym aktorem. Mam ochotę rzucić się na niego i wykrzyczeć wszystko, ale nie potrafię. Nie jestem typem osoby, która złość wymawia. Wolę płakać, cierpieć wewnętrznie, ale nigdy z siebie wszystkiego nie wyrzucę. Może to błąd. Może w taki sposób szybciej by mi ulżyło... Wzdycham ciężko, przymykając na chwilę powieki. Przestań płakać Violu. Ten debil nie jest warty twoich łez. Nie jest warty łez żadnej dziewczyny, którą zranił podczas swojego równie idiotycznego życia. Pan z wielką firmą, który myśli, że może wszystko. Nie, nie możesz wszystko. Możesz co najwyżej w spokoju usiąść na drewnianym sedesie. Chętnie nawet sama bym cię na nim posadziła. Kręcę głową i odwracam się, nie zwracając uwagi na to, że podchodzi i mnie obejmuje.
- Jesteś zwykłym sku*wysynem. - szepczę, wbijając wzrok w ogród.
Nie mam siły krzyczeć, popychać go i jeszcze bardziej się denerwować.
- Daj mi to wszystko wytłumaczyć. - błaga.
- To, że jesteś zdradziecką świnią.? - prychnęłam. - Masz pół godziny, by wyprowadzić się z tego domu.
- Nie mam gdzie mieszkać, sprzedałem swoje mieszkanie. - wzdycha.
- Nic mnie to nie obchodzi. Leć do tej suki. - szepczę.
- Skarbie, nic mnie z nią nie łączy. - odpowiada, na chama odwracając mnie w swoją stronę.
- Nie jestem jeszcze taka głupia, by ci w to wierzyć. - mówię.
- Violetto, proszę cię. - pada na kolana.
- Masz pół godziny... jeśli nie, dzwonię na policję. - oznajmiam cicho i zdejmuję z siebie jego ręce.
Zamykam okno i wychodzę z pokoju, schodząc na dół. Czuję, że ktoś łapie mnie za rękę. Leon. Znam to ciepło. Kręcę głową i wyszarpuję delikatnie rękę. Nie chcę teraz rozmawiać ani z nim, ani z kimkolwiek. Mam ochotę wyrzucić stąd wszystkich i zamknąć się sama do końca życia. Schodzę po schodach i przechodzę z salonu do przedpokoju. Odsuwam na bok wielkie drzwi szafy i wyjmuję z niej dużą, czarną walizkę z inicjałami CJ. Rozsuwam zamki i zaczynam wkładać do niej wszystkie nie moje rzeczy. Z każdą kolejną czuję większą złość, rozpacz... Myślałam, że chociaż przyniesie mi to trochę ulgi. Mylę się.
- Violet, zostaw to. - James podchodzi do mnie,
- Nie mów tak do mnie. Dla ciebie jestem już nikim. - szepnęłam, nie przerywając czynności.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - szepnął.
Prychnęłam ze łzami, kręcąc głową. Nie chcę mi się słuchać kolejnych jego kłamstw. Nagle czuję, jak mnie w siebie wtula. Nie wyrywam się, zastygam w jego objęciach i chowam głowę w szyję chłopaka, roniąc wiele gorzkich łez.

Poprawiam część szlafroku, która spoczywa na moim udzie i ocieram dłonią kolejne łzy na policzku. Siedzę po turecku na kanapie. Christian podchodzi do mnie i podaje kubek z zieloną herbatą. W ciszy obejmuje małe naczynko i ostrożnie upijam łyk gorącego napoju. Czuję jak moje ciało poddaje się temu. Odkładam go na stoliczek i opieram się o sofę. Nie wiem na co patrzę. Mój wzrok wydaję się zupełnie zagubiony. Tak jak ja, nie wie gdzie jego miejsce w tym cholernym świecie.
- Miałem umowę z Gery, ale już dawno stała się nieważna. - szepnął, głaszcząc dłonią moje kolano. - Gdy znów cię spotkałem, ponownie się zakochałem. Zadzwoniłem i powiedziałem, że się wycofuję.
- Widocznie tego nie zrobiłeś, skoro coś byłeś jej jeszcze winny. - szepnęłam cichutko.
- Viol, miałem cię w sobie rozkochać ponownie i nie dopuścić, byś była znów z Leon'em. Potem miałem cię rzucić, gdy ten przyjedzie, byś popełnia samobójstwo. Wiedziała, że po tym wszystkim Verdas dowie się o jej intrydze i nie będzie chciał z nią być. Miała upozorować, że to ty zabiłaś w akcie desperacji siebie i Nikolę, a Leon miał cię znienawidzić i wrócić do niej. - powiedział.
- Chciała zabić Nicolę.? - byłam blisko łez, a ten tylko kiwnął delikatnie głową. - A co, jeśli nie popełniłabym tego samobójstwa.?
- Wymyśliłaby inny sposób. Hamulce w aucie, przypadkowe potrącenie... miała wiele dodatkowych wyjść. - wzruszył ramionami. - Skarbie, musisz mi wybaczyć...
- Nic nie mówię Christian. - pokręciłam lekko głową. - Ale wiem, że nie chcę mieć nigdy z tobą już więcej do czynienia.
- Violet... - zaczął.
- Zadzwonisz sam na policję, czy mam to zrobić za ciebie.? - spytałam, wyjmując telefon.

Patrzę z małą łzą na policzku, jak James znika zakuty w kajdanki w radiowozie. Widzę cierpienie w jego oczach, ale to właściwa decyzja. Nie chcę go już nigdy obok siebie. Przymykam powieki, kończąc opowiadać o wszystkim policjantowi, który spisuje wszystko dokładnie w notesie. Federico żegna go za mnie. Po moich policzki spływają kolejne smutne krople, gdy widzę jak niegdyś mężczyzna mojego życia patrzy mnie. Kręcę lekko głową, gdy wyczytuję z jego ust nieme " Kocham Cię ". Kocha.? Od kiedy miłość, to spokojne patrzenie na to, jak niedługo twoja ukochana ma zniknąć ze świata nieświadomie.? Nie rozumiem go. Nie rozumiem żadnego takiego człowieka. Najbardziej boli chyba świadomość, że znów pokochałam go tak jak kiedyś, a on znów mnie zranił. Tym razem zdecydowanie bardziej. Pomógł mi, ale gdyby nie miałby w tym interesu, nie byłoby go wtedy w tym szpitalu. Może i dobrze, kto inny by się mną zajął. Widzę tu też swoją winę. Niepotrzebnie decydowałam się na ponowny związek z nim. Mogłam zostać przy dobrych przyjaciołach. W sumie tak czy siak, by mnie zranił, bo jego plan działał bez względu na to, czy będziemy razem czy nie. Nie potrafię nawet cieszyć się z tego, że Gery będzie w więzieniu i nie zbliży się już więcej do mnie, Niki i Leon'a. Tą wiadomość będę pewnie świętowała na moim ślubie. O ile oczywiście dojdzie do czegoś takiego. Z moim szczęściem trudno o radość. Nie pamiętam już czasów, gdy chodziłam bez problemów. To chyba było moje dzieciństwo, za czasów mamy i taty. Potem wszystko zaczęło się coraz bardziej pieprzyć i komplikować. Moją czynność uniemożliwia Leon, który zamyka drzwi. Wracam do świadomości swojego bycia. Wzdycham delikatnie i idę do kuchni. Irytuję mnie to, że wszyscy patrzą na mnie z salonu. Jedynie Nicola śpi jak aniołek. Czuję, że i tak zaraz się obudzi. Idę do kuchni. Przekraczam próg i otwieram górną szafkę, skąd wyjmuję szklankę oraz whisky. Nalewam do połowy i przykładam trunek do ust. Wracam na ziemię, gdy alkohol rozpływa się w moim ciele.
- Nie top smutku w alkoholu. Wierz mi, gówno daje. - mówi Leon, opierając się o blat przy mnie.
- Pomyślę o tym później. - szepczę.
- Vilu, nie warto. - powiedział czule, chowając alkohol.
- Kochałam go. - mówię, patrząc na niego. - Sądziłam, że...
- Ludzie mają kilka twarzy. Nikt nie jest taki, za jakiego go uważamy. - wzruszył ramionami.
- Ale dlaczego faceci muszą tak cholernie ranić.? Zastanawiam się, czy w ogóle macie coś choć podobnego do mózgu... - pokręciłam lekko głową.
- Możliwe. - zaśmiał się. - Ale popatrz na to z innej strony. Teraz nikt nam nie przeszkodzi w byciu razem.
- A kto powiedział, że chcę być znowu z tobą.? - wzruszyłam ramionami.
- A nie... nie chcesz.? - zdziwił się.
- Może. - puściłam mu oczko. - Wiesz co z Gery.?
- Tak, siedzi już w więzieniu. Czeka nas niedługo rozprawa. - westchnął.
- Nie chcę latać po sądach. Mam serdecznie dość jej i jej męskiej wersji. - szepnęłam. - A tym bardziej nie chcę wracać do Buenos Aires. Nienawidzę tego miejsca.
- Nie możesz nienawidzić go za to, że tam cię zraniłem. - odparł cicho.
- Tak, wiem. Nienawidzę go za to, że tam się urodziłam. Od tego wszystko się zaczęło. - wyjaśniłam.
- Nie mów tak, Violu. Nie zasługujesz, by cierpieć przez takiego idiotę jak ja. - wyznał.
- Może tak, może nie... Przepraszam, ale muszę się położyć. Za dużo emocji jak na jeden wieczór. - zmierzwiłam włosy do tyłu.
- Mam iść z tobą.? - spytał czule.
- Nie powinieneś... - zaczęłam. - Pragnę tego, ale nie... Chcę być teraz sama.
- Dobrze... Jakby coś się działo to od razu wołaj lub przychodź. Śpij słodko królewno. - pocałował mnie czule w czoło.
- Ty też. - szepnęłam z lekkim uśmiechem i poszłam na górę.
Otworzyłam drzwi, zamykając je cichutko za sobą. Spojrzałam w stronę łóżeczka, gdzie Niki spała grzecznie, jak zawsze przytulona do małego misia. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. To niesamowite, że taka mała kruszynka może wywołać u mnie tyle szczęścia. Moja mała 7-miesięczna księżniczka. Podeszłam do niej, by poprawić jej zsunięty kocyk. Uwielbia się rozkopywać. Ma to po Leon'ie. Pocałowałam ją delikatnie we włoski. Usiadłam na łóżku, po chwili kładąc się. Wtuliłam głowę w poduszkę, dłonie wsuwając pod nią. Przymknęłam powieki, a po moim policzku zaczęły rytmicznie spływać łzy. Please... say you love me...

Schodzę na dół, trzymając w lewej ręce brzoskwiniowe sandałki na obcasie, takie jak sukienka. Delikatna kreacja sięga mi troszkę wyżej kolan. Verdas doskonale zna się na tym. Wie w czym będę wyglądała zjawiskowo.
- Wyglądasz pięknie. - mówi, ubrany w idealnie czarny garnitur,
Biorę głębszy oddech na jego widok.
- Ty również. Wspaniale. - odpowiadam, podchodząc do niego,
Bierze moją rękę, z której wyjmuje buty i kładzie je na podłogę przy kanapie. Patrzę na niego zaskoczona.
- Zatańcz ze mną,.. - prosi, a po chwilę słyszę Say you love me - Jessie Ware.
Uśmiecham się lekko, kładąc dłoń na jego barku, a drugą splatając z jego. Patrzy mi w oczy z tym swoim charakterystycznym błyskiem. Po chwili zabieram dłonie i splatam je za jego karkiem. On robi tak, tylko że za moją talią. Przylegamy do siebie ciałami, kołysząc się w rytm piosenki. Czuję, że mam w oczach malutkie łzy wzruszenia. Jestem taka szczęśliwa. Obraca mnie po chwili, a ja się śmieję w głos. Pochyla się nade mną i całuje czule. Odwzajemniam. Czuję się jak jego księżniczka. Odrywam się od niego, wykonując dziwne dyskotekowe, chcąc szczęśliwie ruchy. Chichoczę i podbiegam do niego, całując go. Łapię go za krawat i przybliżam do siebie.
- Kocham Cię. - mruczę z uśmiechem.
- Tak, wiem. Tylko, że ja Ciebie bardziej. - szepczę i porusza brwiami.
Chichoczę i ponownie wbijam się w jego usta.

Budzę się roześmiana. Czuję obok siebie męskie ciepło. Woda kolońska... Leon. Spoglądam na niego z uśmiechem. Ma na sobie tylko spodnie od dresu. Widocznie przyszedł tu jak tylko rano się umył, albo był całą noc i poszedł tylko na chwilkę niedawno. Pewnie z tego powodu miałam taki piękny sen z jego udziałem. Przysuwam się jeszcze bliżej, ale po chwili zmuszona jestem się odsunąć. Słyszę chichot dziewczynki, która patrzy na mnie przez szczebelki łóżeczka. Kręcę głową z uśmiechem i puszczam jej oczko. Wstaję ostrożnie, na szczęście nie budząc Leon'a. Podchodzę do małej i cmokam ją w nosek. Biorę ją na ręce i tulę. Razem wracamy cichutko do łóżka. Sadzam Nicolę między nami, ale malutka zaczyna marudzić. Oj księżniczko.... biorę ją za rączki i podnoszę. Stoi zadowolona na własnych nóżkach. Trzymam ją pod paszkami. Patrzy na tatę, ssąc smoczek. Wybucham śmiechem, gdy jej ulubiony przedmiot trafia prosto w nos Leon'a. On również śmieje się lekko i otwiera powieki.
- Następnym razem zrobię ci syna... - powiedział, śmiejąc się lekko.
- To uderzy cię smoczkiem, ale w oko. - wzruszyłam ramionami rozbawiona.
- Hej księżniczko. - zachichotał lekko i wziął Rosie na ręce tak, że robił jej samolocik nad sobą. - Nieładnie budzić tak tatusia...
- Długo tu leżysz.? - spytałam z uśmiechem.
- Byłem odkąd zasnęłaś. Wyszedłem tylko na moment, by wziąć rano prysznic. - wyjaśnił.
- Tak myślałam. - przyznałam.
- Nie jesteś zła.? - spytał.
- Nie, nie. Nie martw się. - powiedziałam z uśmiechem.
- Cieszę się. Jak się spało.? - spytał, całując mnie we włosy.
- Dobrze. Śniłeś mi się. - szepnęłam.
- Naprawdę.? - uśmiechnął się szczerzej. - Co robiłem.?
- Mieliśmy chyba gdzieś wyjść. Tańczyliśmy w salonie. - powiedziałam z uśmiechem.
- Słodko. - zachichotał lekko. - Jesteście głodne.
- Ja bardzo. Niki na pewno też. - odparłam, siadając.
- No to idziemy... - zaczął, ale przerwałam mu, słysząc krzyki z dołu.
- Ciii.... - poprosiłam, wstając i pochodząc do drzwi.
- Proszę, idź do niej na górę i pokaż, jakim byłeś zajebistym ojcem! - krzyknął Federico. - Myślałeś, że jak zadzwonią, że miałeś wypadek, to poleci i ci to wszystko wybaczy.
- Wiem, że jesteś na zły i mnie nienawidzisz, ale chociaż z nią muszę na spokojnie porozmawiać. Chcę naprawić te wszystkie lata. - powiedział spokojnie.
Mrugnęłam powieki. Czułam, że Leon do mnie podchodzi, więc szybko zbiegłam na dół. Stanęłam jak wryta.
- To żart... - szepnęłam. - To żart, prawda.?
Oboje patrzyli na mnie w osłupieniu. Nie domyśliłam się, że to ta twarz jest przeze mnie taka znienawidzona... Pokręciłam głową. Mam ochotę teraz podejść i dać mu w policzek z liścia. Tak porządnie. Jak jeszcze żadnemu mężczyźnie. Biorę oddech.
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę dać ci w twarz za te wszystkie lata. - szepnęłam ze łzami.
- Księżniczko... - zaczął.
- Dobrze się bawiłeś, trenerze.? - prychnęłam. - Nie wierzę, że jesteś aż takim tchórzem...
- Wiedziałem, że jak się dowiesz, to uciekniesz... Chciałem być obok. - wyjaśnił.
- Tak.? Do po cholerę odszedłeś.? - jęknęłam.
Nie odezwał się. No właśnie. Widocznie sam nie wiedział.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz