30 sty 2016

Rozdział XVI





Zatrzymaliśmy się dopiero u celu. Wzięłam oddech, by uspokoić organizm po takim maratonie i stanęłam w wejściu. Chłopaki siedzieli nadąsani na ławkach, a Leon z nudów zawijał bandażem dwa palce.
- Skopał wam ktoś kiedyś tyłki.? - zaśmiałam się, a oni jak oparzeni podnieśli głowy.
Leon zrobił to jako ostatni. Spojrzał na mnie z tym błyskiem szczęścia w oczach i wstał. Poczułam jak mocno wali mi serce... Wzięłam głęboki, choć cichy oddech. Bądź silna. Ciężko jednak taką być, gdy stoi przed tobą osoba, która zraniła cię najbardziej jak się dało.
- Violetta... To ty... - szepnął z uśmiechem, głaszcząc mój policzek.
Jego dotyk... Tak strasznie brakowało mi tej ciepłej, meksykańskiej skóry. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a w brzuchu miałam motyle. Dziecinne, wiem, ale niesamowite. Nie wiedział co mu odpowiedzieć. Czy faktycznie to byłam a.? A może już dawno straciłam ten przywilej. Byłam zagubiona. Nie potrafiłam odnaleźć się we własnym ciele, jakby było mi zupełnie obce.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłem... - dodał szeptem, opierając swoje czoło o moje, a wargami delikatnie muskając mój nos.
Te słowa były dla mnie trudne do zrozumienia. Tęsknił... przecież zostawił mnie, Nicol... Nic z tego nie byłam w stanie zrozumieć. Miał narzeczoną. Była nią osoba, która spowodowała, że mnie nienawidził przez jakiś czas. Szybko się zakochuje. Wieczna miłość.? Zaręczył się z nią po niedługim czasie jak wyjechałam. Byłam z nim ponad rok... ona kilka tygodni... żeni się z nią. Nie rozumiem jego logiki. Czy chcę być przy nim tak blisko jak kiedyś.? Po co.? By patrzeć jak jest z nią szczęśliwy.? To raczej nie na moje nerwy.
- Ja za tobą też tęskniłam Leon... - szepnęłam i z trudem go od siebie odsunęłam,
Nie chcę cierpieć znowu. Stay strong... Tą zasadę przyjęłam, odkąd zobaczyłam Nicol po porodzie po raz pierwszy. Już za wiele patrzyła na mój smutek w oczach i gestach.
- O co chodzi.? - zdziwił się moim odruchem.
Mam ci się rzucić w ramiona.? Chciałabym, ale nie jesteś mój... Teraz nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek byłeś.
- Masz narzeczoną. Gratuluję. W końcu są przypadki tzw. od nienawiści do miłości. Oby wam się udało. - odparłam ze sztucznym uśmiechem i ominęłam go.
Słowa skierowane do niego przechodziły mi z trudem przez gardło. Kochałam go, ale nie mogłam pozwolić grać mu na tym co czuję. Planowałam go pocałować, powiedzieć jak strasznie mi na nim zależy... ale to wszystko znikło w jednej chwili. Wyszłabym na zdesperowaną idiotkę. Nie chcę by widział, w jakim byłam stanie. On też tego nie chciał. Nie bez powodu mnie nie odwiedzał. Ani mnie, ani mojej małej księżniczki... To był jego wybór. Teraz to nie ja chcę ponosić tego konsekwencje. Spojrzałam na niego kątem oka. Widziałam ból, żal, tęsknotę wymalowane dokładnie na jego twarzy. Pokręciłam lekko głową i przytuliłam każdego z drużyny, witając się z delikatnym uśmiechem. Brakowało mi ich piłkarskich ramion. Ich obecność była jak zawsze lekiem na całe zło świata. Czy i teraz będzie tak samo.? Wątpię. Spojrzałam na moje czarne od lakieru paznokcie. To chyba jedyna cząstka ciała, która świeciła lekkim blaskiem. Szkoda, że to tylko połysk od użytego na nich kosmetyku. Wzięłam płytki oddech. Nie teraz Violetto.
- Jeszcze nigdy... nie widziałam was w tak złej formie. - zaśmiałam się lekko, choć szczerze.
Byli okropni. Nie będę owijać w bawełnę.
- Gracie tradycyjną taktyką. Każdy wasz ruch jest przewidywalny, nawet przez fana siedzącego na najdalszym miejscu trybun. - mówiłam dalej.
- Co proponujesz.? - spytał Peter.
- Układ lwa. - odparłam niemal od razu.
- Violetto, ta taktyka była użyta przez nas tylko raz... Mecz... - zaczął Fede, ale mu przerwałam.
- Mecz z Chorwacją w Buenos Aires, trzy lata temu, 23 czerwiec, godzina 17:00. Wynik 4;1 dla nich. Pamiętam. - powiedziałam, szokując ich tą dokładnością. - Ale przegraliście tylko dlatego, że użyliście jej po raz pierwszy. Każdy o niej zapomniał, ale jest skuteczna. Opracowaliśmy ją razem, dobrze wiecie, że taka właśnie była.
- Violetto... nie damy rady. - szepnął Zayn, nie patrząc na mnie.
Mój Zayn... mój dawny Zayn... Brakuje mi ciebie, cholernie.
- Spróbujmy, to nasze ostatnie wyjście. Wasze ostatnie wyjście. - poprawiłam się dość szybko.
- Ma rację. Nic nam nie zostało. - wzruszył ramionami Samuel.
Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Cieszę się, że chociaż on to rozumie. Po chwili każdy się zgodził. Przerwa dobiegała końca. Napili się wody i zaczęli wychodzić, a ja życzyłam powodzenia i obiecałam trzymać mocno za nich kciuki. Przekroczyłam próg sali, gdy poczułam dłoń na moich ramieniu. Zacisnęła się, powodując, że się odwróciłam. Spojrzałam w jego oczy.
- Violetto... To nie jest tak jak myślisz... Ja cię kocham, tylko ciebie. - szepnął, z wymalowaną szczerością w oczach.
- Leon, nie mam zamiaru wierzyć w żadne twoje słowo. - odparłam cicho.
Nie mogę brać do serca tego co mówi. To tylko pogorszy mój stan emocjonalny. Wystarczy moich łez.
- Te zaręczyny, ślub, to jedna wielka moja pomyłka. Nie wiem co mnie naszło... - powiedział - Daj mi szansę...
- Leon... wybaczyłam ci wszystko co zrobiłeś. Nie potrafię jednak znieść myśli, że moje starania poszły na marne, skoro po kilku tygodniach znajomości, jesteś w stanie jej się oświadczyć, a mnie znałeś prawie 2 lata. Nie rozumiem tego, Leon. Dzięki temu jednak wiem, jak ci na mnie zależało. Na mnie, na Nikoli... zostawiłeś mnie, to zniosę, ale wyrzekłeś się jej, choć nie była ci przecież nic winna. Sztucznie się cieszyłeś, a gdy się urodziła, nawet o nią nie spytałeś. Nie mam zamiaru mówić jej, bynajmniej teraz, że tatuś niedługo przyjedzie i, że bardzo ją kocha. Nie mam zamiaru robić jej nadziei, by rozczarowała się tak jak ja. To nie ze mną teraz powinieneś być, tylko ze swoją narzeczoną. - szepnęłam, a jedna mała łza spłynęła mi po policzku.
Bez zastanowienia ją otarłam. Nie chcę, by zrobił to za mnie.
- Violetto, ile razy mam tłumaczyć, że nie chcę tego ślubu z nią. Ja już mam rodzinę i osobę, z którą chcę być do końca moich dni. Jesteś nią ty. - szepnął. - Co mam zrobić, byś mi uwierzyła.?
- See it all. Just go and solve it all. - odparłam cicho i uwolniłam ramię z jego uścisku.
Westchnęłam cicho i lekko, po czym szybkim krokiem udałam się do wyjścia. Idąc korytarzem myślałam naprawdę o wszystkim. Byłam myślami wszędzie, a najbliżej NIEGO. Pokręciłam lekko głową i weszłam na trybuny. Moje ciało od razu oplotło ciepło słońca oraz letni wietrzyk. Usiadłam na swoim miejscu, pomiędzy Ludmi a Christian'em. Wzięłam od niego Nikolę i położyłam ją na kolanach tak, że wpół leżała, główką oparta o moje podbrzusze. Ssała smoczek, a na główce miała biały kapelusik.
- Wszystko dobrze.? - usłyszałam szept Christian'a.
Tylko kiwnęłam lekko głową. Nie chcę kłamać, ale nie chcę też mówić, że nie, bo nie jest aż tak źle. To nie pora na zwierzenia, nie tu, nie przy mojej córeczce. Uśmiechnęłam się, dając jej całusa w główkę. Tak wiele jej zawdzięczam. Bycie młodą mamą wcale nie jest takie straszne. Imprezy.? Straciły jakąkolwiek wartość. Taki skarb jak dziecko, nie jest żadnym porównaniem do straconego alkoholu. Nikola to najlepsze co mam. Nie żałuję tego, że ją urodziłam, naprawdę. Usłyszałam dźwięk gwizdka, oznajmujący koniec meczu. Już.?! Pośpiesznie spojrzałam na wynik, umieszczony na tablicy cyfrowej u góry. 5:2 dla nich.! Uśmiechnęłam się szeroko i pisnęłam, tuląc Ludmi ze szczęścia. Blondynka też się cieszyła. Razem z synkiem zeszła do uśmiechniętego Federico. Zachichotałam pod nosem. Mój brat jest taki szczęśliwy... muszę pamiętać, by popytać go o kwestię ich ślubu. Skinęłam głową do Christian'a i razem z nim opuściłam stadion. Pogratuluję chłopakom później. Ludmiła wspominała, że jeśli wygrają, to na pewno zrobią małe przyjęcie. Przypięłam Niki do fotelika, po czym zajęłam miejsce na przodzie. Uśmiechnęłam się lekko do Christian'a, a on po chwili ruszył. Patrzyłam w okno, oglądając widoki. Podoba mi się to miasto, jest takie słoneczne. Zamknęłam oczy, słuchając Crazy in love - Beyonce.
Otworzyłam powoli powieki, widząc przede mną Christian'a. Uśmiechnął się lekko na mój widok.
- Dzień dobry. - powiedział.
- Zasnęłam.? - usiadłam, ziewając.
Rozglądnęłam się dookoła. Spałam na kanapie w salonie, przykryta różowym, ciepłym kocem.
- Tak, jak jechaliśmy do domu. - wyjaśnił i usiadł obok. - Nikola śpi w łóżeczku. Dzwoniła Ludmiła.
- Co chciała.? - spytałam.
- Chłopaki zapraszają nas na małe przyjęcie u siebie w apartamencie z okazji wygranej. Chcą ci przy okazji podziękować i spędzić czas po długiej rozłące. - wyjaśnił.
- Co mam rozumieć przez " nas ".? - zapytałam.
Zaśmiał się lekko.
- Ja, ty i Nikola. - powiedział, a po chwili dał odpowiedź na moje kolejne pytanie. - Nie, nie będzie jego narzeczonej. Bardzo chcą, abyś przyszła, dawno się nie widzieliście.
- Tak, to prawda. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale pójdę tylko, jeśli będziesz mi towarzyszył.
- Z przyjemnością, przecież wiesz. - odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie we włosy, po czym wstał. - Mam coś dla ciebie.
- Co takiego.? - spytałam z uśmiechem.
- Proszę. Idź się przebierz. - podał mi średniej wielkości pudełko.
- Nie musiałeś mi przecież robić żadnych prezentów... - zaczęłam.
- Po pierwsze stać mnie na to, a po drugie to sama przyjemność, gdy cię w tym zobaczę. - uśmiechnął się. - Będę na balkonie.
- Dobrze. - kiwnęłam lekko głową i poszłam w kierunku łazienki.
Wyszłam zręcznie po schodach na górę, a potem otworzyłam pierwsze drzwi. Zamknęłam je na zamek, a pudełko położyłam na pralce. Ściągnęłam wieczko. Moim oczom ukazały się czarne szpilki ze złotymi cekinami. Przejechałam po nich palcem. Były piękne. Ostrożnie postawiłam je na podłogę. Na czarnym materiale leżały kosmetyki oraz cieliste rajstopy. Odłożyłam je obok pudełka, a po chwili chwyciłam ostatnią rzecz. Uśmiechnęłam się szeroko, trzymając przed sobą piękną sukienkę w kolorze czarnym, ze złotymi cekinami oraz sporym rozcięciem na plecach. Christian naprawdę mnie zaskoczył. Zachichotałam lekko, kręcąc głową, gdy zobaczyłam na dnie pudełeczka naszyjnik.  Zaczęłam się ubierać. Po chwili miałam już na sobie wszystko, włącznie z delikatnym makijażem i fryzurą. Spojrzałam na siebie w lustrze, Nie jest źle. Ma niesamowity gust. Spryskałam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i zeszłam na dół, kierując się na balkon w sypialni. Christian stał, patrząc na miasto w oddali, oparty o barierkę. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam za sobą drzwi balkonowe delikatnie. Odwrócił się, a jego kąciki ust momentalnie się uniosły. Podeszłam do niego, a on splótł nasze dłonie.
- Wiesz co widzę, gdy na ciebie patrzę.? - spytał z uśmiechem, lekko bujając naszymi dłońmi.
- Ciuchy, które mi dałeś.? - zachichotałam.
- Nie. - zaśmiał się lekko. - Widzę niesamowicie silną dziewczynę, piękną, troskliwą, które zasługuje na bycie szczęśliwą. Jesteś tak bardzo dzielna... Żałuję, że kiedyś to ja powodowałem twoje łzy.
- Christian... nie chcę wracać wspomnieniami do przeszłości. Byliśmy młodzi, głupi... chcę żyć teraz tym co mam. - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam jego policzek jedną dłonią.
- Ja też chcę tak żyć, ale chcę moją przyszłość i teraźniejszość dzielić z tobą, Violetto. Byłem debilem, ale nie znaczy, że cię nie kochałem. Musisz mi tylko pozwolić się wami zaopiekować... - szepnął.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... Leon... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Violetto, nie myśl o tym, co on na to. Pytał się ciebie o zdanie, gdy cię zostawił.? Jeśli on jest szczęśliwy, to nie może ci zabraniać twojego szczęścia. - powiedział. - Zaufaj mi, a obiecuję, że przy mnie nie uronisz ani jednej łzy smutku, spowodowanego mną. Nie umiem cię ranić kolejny raz.
Uśmiechnęłam się lekko i przejechałam koniuszkami palców po jego policzku, docierając do warg.
- Obiecaj... nie chcę kolejny raz cierpieć. - szepnęłam.
- Obiecuję ci to. - uśmiechnął się szeroko i namiętnie wbił się w moje usta.
Odwzajemniłam z uśmiechem, splatając dłonie za jego szyją. Chcę zacząć wszystko od nowa. Po chwili namiętnych pocałunków oderwaliśmy się od siebie. Otarłam swój nos o jego. Czuję, że i on nigdy nie przestał mi być obojętny.

***
Pokroiłam kawałki pomidorów i przy pomocy noża strąciłam je do miski. Polałam jeszcze sałatkę oliwą i zmieszałam dokładnie. Poczułam ciepłe dłonie na swoich biodrach.
***
- Prosimy panią wieczoru. - uśmiechnął się, podając mi rękę.
***



- Która godzina.? - spytałam z uśmiechem.
- Będą za jakieś 30 minut. Christian dzwonił, że właśnie wyjeżdżają. - powiedział Federico, kradnąc z talerze jeden plasterek szynki.
- Federico... - zaśmiałam się lekko.
Włoch jednak nie odwzajemnił mojego śmiechu, tylko oparł się o blat obok. Zmartwiłam się.
- Kochanie, co się dzieje.? - spytałam, czule głaszcząc jego ramię.
- Ludmi.... - westchnął.
- Violetta, prawda.? - powiedziałam, a on kiwnął głową.
- Widzę jak cierpi, w jakim jest stanie... zachowałem się jak debil, że nie byłem przy niej.
- Federico, wiedziałeś, że nie możesz. - odpowiedziałam. - Tak, wiem, widziałam. Jest bardzo dzielna. Zobaczysz, że teraz będzie tylko lepiej.
- Christian, Nikola... oni nie zapewnią jej takiego szczęścia, jakie dawał jej Leon. Jest dupkiem, ale.. dałbym wszystko, by dalej mogła być z nim szczęśliwa. - westchnął.
- Federico, musimy dać jej teraz dużo wsparcia i miłości. Christian opowiadał mi, że jest z nią naprawdę ciężko. - odparłam.
- Czasami mam ochotę udusić tego debila... mogłem go trzymać z daleko od niej, to by nie doszło do tego wszystkiego. - wycedził przez zęby.
- Nie myśl o tym, każdy chciał by Leon był z Violą szczęśliwy... sama namawiałam ją, by wyznała mu co czuje. - westchnęłam, biorąc półmisek z sałatką. - Wołaj chłopaków, trzeba to wszystko podawać na stół. I od razu przebierz małego.
- Dobrze. - zachichotał lekko i pobiegł na górę.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam do salonu.


Zaśmiałam się i chwyciłam za nią, wysiadając z samochodu. Zamknął drzwi, gdy stanęłam na chodniku. Patrzyłam jak z gracją wyjmuje Nikole z fotelika i całuje w policzek. Miał na sobie granatowy garnitur, w którym wyglądał cudownie. Ja ubrałam Niki w białe rajstopki, różowe sandałki oraz kremową sukieneczkę, zrobioną z materiału, który nadaje się i do spania i do chodzenia. Jest mała, więc lubi nosić wygodne ciuszki na każdą okazję. Poprawiłam swój czarny płaszczyk do kolan oraz puchaty kombinezonik małej. Christian splótł nasze dłonie i razem wyszliśmy po schodach. Zadzwoniłam do drzwi pięknej willi. Już po chwili zobaczyłam uśmiechniętą Ludmiłę, ubraną w białą sukienkę do kolan, a rękawami do łokci. Wyglądała jak zawsze pięknie.
- Hej skarbie.! - pisnęła cicho i przytuliła mnie mocno.
- Hej. - zachichotałam i przytuliłam ją z uśmiechem.
Po chwili się oderwaliśmy.
- Christian. - skinęła lekko do niego głową.
- Ludmi. - zrobił to samo i wymienił się z nią buziakami w policzek.
- Hej kruszynko.- uśmiechnęła się do Nikoli. - Śliczna jak mamusia.
- Nie przesadzaj proszę, już na wejściu. - zaśmiałam się.
- Wejdźcie. - zachichotała i wpuściła nas do środka.
Christian ściągnął płaszcz, po chwili pomagając i mi. Zawiesił je na wieszaku, a ja zdjęłam z Niki kombinezonik oraz czapeczkę, po czym poprawiłam jej białą materiałową opaskę z małym motylkiem z boku. Wzięłam ją na ręce, dając przy boku. Nikola lubiła się wtedy wtulać, co też zrobiła. Pocałowałam ją we włoski.
- Przy takiej ilości chłopaków zrobię się na pewno zazdrosny o ciebie. - zachichotał mi do ucha Christian, obejmując w pasie i przyciągając do siebie.
Pocałowałam go z uśmiechem w policzek i razem z nim weszłam do salonu.
- Dobry wieczór. - uśmiechnęłam się, widząc wszystkich na kanapie, a mały Rugg bawił się klockami na dywaniku. Wreszcie będę mogła spędzić czas z moim chrześniakiem.
- Violetta.! - uśmiechnął się Fede, podbiegając i tuląc mnie, uważając na Nikole.
- Hej. - przytuliłam go.
Podobne przywitanie było przy każdym chłopaku, nawet Leon'ie. Zayn poprosił przy swoim uścisku, by ze mną porozmawiać. Niepewnie się zgodziłam, a Christian przysuwając mnie do siebie dał mu znak, żeby nie wykraczał poza granice. Usiedliśmy na kanapie. Wcześniej dałam Ruggero opakowanie z kilkoma samochodzikami i ciężarówką, z których bardzo się ucieszył. Były też tam niebieskie śpioszki. Christian nalał mi soku, a ja Nikole posadziłam obok małego Fede, a ona oparła się o nogi mojego nowego chłopaka. Wiem, że go bardzo lubi. To on w końcu w małej części zastępował jej tatę. Pogratulowałam chłopakom meczu. Jedliśmy i rozmawialiśmy. Federico namawiał Christian'a, by się razem z nim napił, ale on odmawiał, ze względu na to, że prowadził.
- Violet, przekonaj go, no. - marudził.
- Federico, jeśli nie chce, to go nie zmuszaj proszę. - zaśmiałam się, karmiąc Nikole musem jabłkowym.
- Gratuluję ci córki, jest słodziutka i strasznie do ciebie podoba. - powiedział z uśmiechem Alex.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- A tak w ogóle to jakie masz plany na przyszłość.? - spytał Maxi.
- Wracasz z nami do Buenos Aires.? - dodał z nadzieją Xabani.
- Nie, nie wracam, zostaję tutaj. Chcę wrócić do prowadzenia fundacji i zająć się tutaj szkołą muzyczną. Jest do kupienia lokal niedaleko i planuję zrobić z tego coś wspólnego z muzyką. - uśmiechnęłam się lekko. - Christian też bardzo chce w to zainwestować, więc możemy spróbować. Mam kilka piosenek na nową płytę, propozycje na pokazy mody też się pojawiły więc... na pewno będę szła w przyszłość z różnymi aspektami.
- A jak tam z... no wiesz.... - westchnął lekko Andres.
- Leczenie skończyłam, wyszłam i funkcjonuję w miarę normalnie. No jest ciężko, ale na pewno dam radę, muszę, chociażby dla Niki czy Christian'a. - powiedziałam.
- I dla nas. - odparli.
- Tak i dla was.- zachichotałam.
- Ty i Christian... - zaczął Diego.
- Jesteśmy razem od kilku godzin, więc nie wiem, czy to coś poważnego. Na pewno to z nim wiążę plany na przyszłość. Kocham go. - uśmiechnęłam się, nie patrząc na zbitą minę Leon'a. - A jak tam u was.?
- No wiesz... Diego poderwał jakąś Włoszkę, Samuel zapoznał na imprezie ponoć kogoś i jakoś to idzie powoli. - zaśmiał się Zayn.
- A ty.? - zachichotałam.
- Forever alone. - zaśmiał się. - Oprócz okresu, gdy byłem z tobą.
- Był dość krótki. - odparłam.
- Ale był. - zachichotał.
- Wszyscy zostajecie przy piłce.? - spytał Christian.
- No wiesz, na razie tak, ale każdy już coś planuje. Trzeba się bardziej rozwijać, bo dla nas to hobby. - wzruszył ramionami Peter.
- Macie już konkrety.? - powiedział Christian.
- Ja myślę nad biurokracją. Dobry biznes.- odpowiedział Zayn.
- Mogę cię u mnie zatrudnić. Brakuję mi ludzi, a każdego da się przeszkolić. Zajmuję się wszelakim biznesem, restauracje, salony kosmetyczne, hotele są moje. Wszystko pod ekologiczną technikę lub dobre jedzenie. - powiedział.
- Stary, byłoby super. Poproszę Violet, by dała mi do ciebie namiary. - uśmiechnął się Hernandez.
- Nie ma sprawy. - przybił z nim żółwika.
- Masz super chłopaka. - zaśmiał się Zayn.
- Dziękuję. - zachichotałam i dałam Christian'owi buziaka w policzek.
- A reszta co planuje.? - spytałam.
- Ja chcę założyć zespół z Samuel'em, Fede, Leon'em i Andres'em. - odparł Maxi. - Musimy tylko znaleźć miejscówkę do ćwiczenia, mamy już piosenki.
- Możecie przecież na razie ćwiczyć u mnie w domu. Mam na dole sale muzyczną, jest naprawdę spora i są instrumenty. Chętnie wam ją udostępnię, bo wiem, że zostajecie tu na 3 tygodnie. - uśmiechnęłam się.
- Naprawdę.? Siostra, byłoby super. - ucieszył się Fede.
Reszta też się zgodziła, a chyba najbardziej Leon. Czy tak zamierza się do mnie zbliżyć.? Nie mam ochoty patrzenia na niego i Gery. Obecność przy nim sam na sam, też mi nie służy.
- Nie ma za co chłopaki. - uśmiechnęłam się.
- Tak w ogóle to wypiękniałaś dzięki ciąży. Wydoroślałaś. - powiedział Tomas.
- Dziękuję za te komplementy, to miłe. - zachichotałam.
- Ej, ja tu się głównie chce wyszaleć i napić, więc niech któryś ruszy ten zad i włączy muzykę. Dzieci i tak już ledwo patrzą. - zaśmiał się Federico.
Miał rację, Ruggero już słodko chrapał, a Nikola przymykała oczka.
- Zaraz wracam. - pocałowałam czule Christiana w dolną wargę, a on uśmiechnął się na ten gest.
Skinęłam głową do stojącej Ludmi w geście, że uśpię ich obydwoje. Wzięłam na ręce dzieciaki i poszłam z nimi na górę. Wcześniej blondynka powiedziała mi, gdzie jest pokój małego. Wyszłam po schodach, a gdy weszłam do dziecięcego pokoju, usłyszałam dobiegającą z salonu muzykę. Zachichotałam lekko i włożyłam maluchy do dużego łóżeczka i przykryłam kocykiem. Ucałowałam ich w główki. Ruggero spał twardo, ale Nikole musiałam jeszcze raz wziąć i lulać. Z chęcią to uczyniłam. Śpiewałam jej cichutko kołysankę. Usłyszałam dźwięk przymykania drzwi. Spojrzałam i od razu cicho westchnęłam.
- Szukasz kogoś.? - szepnęłam, kołysząc lekko Nikole.
- Ciebie i moją córeczkę. - szepnął Leon, podchodząc do nas.
- Trudno nazwać ją twoją. Nie chciałeś jej, a nagle zmieniasz zdanie.? Co na to twoja narzeczona.? - prychnęłam cicho.
- Violetto... nie chcę tego ślubu. - westchnął.
- To po co go bierzesz,? Nie chcesz, to odwołaj. Nie rozumiem cię, skoro sam do niego doprowadziłeś. - odparłam.
- Jesteś z Christian'em... - szepnął z bólem. - Nie wierzę, że tak szybko się pocieszyłaś...
- Jesteś bezczelny Leon. - powiedziałam, patrząc na niego. - Spójrz na siebie. Oświadczyłeś się osobie, przez którą mnie uderzyłeś, wyrzekłeś się dziecka, mnie, a teraz mówisz mi, że mnie kochasz i, że to ja się pocieszyłam, skoro sam kilka dni po moim wyjeździe byłeś już z nią.?
- Przepraszam, po prostu... już sam nie wiem co robić. - westchnął smutno. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham i chyba o wiele bardziej od ciebie, ale to nic nie zmienia. Żenisz się, a ja ci tylko chcę życzyć szczęścia. Nie będę wchodzić w twoje życie, nie martw się. - szepnęłam.
- Mogę.? - spojrzał na małą, wystawiając lekko ręce. - Wiem, że schrzaniłem wszystko, ale chcę choć trochę naprawić moje relacje z nią. Durny posłuchałem się Gery... wybrałem ją, choć nawet nie wiem dlaczego, skoro kocham was. Nie mogę pojąć, że byłem aż takim debilem.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć Leon, ale... po prostu musimy o sobie zapomnieć. Ty to zacząłeś robić, więc i ja idę na przód. A jeśli chodzi o Nikolę nie chcę, abyś dawał jej nadzieję, że zawsze przy niej będziesz, ale też nie będę zabraniać ci kontaktów z nią. Ostrożnie. - powiedziałam i położyłam mu ją na rękach.
Uśmiechnął się słodko i przytulił do siebie.
- Jest cudowna. - szepnął z lekkimi łzami w oczach.
- To prawda. - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na nich.
Nagle usłyszałam jak w torebce wibruje mój telefon.
- Przepraszam cię na chwilę, zaraz wrócę. - szepnęłam, a on skinął głową.
Wyszłam z pokoju i odeszłam bardziej w głąb korytarza. Wyjęłam telefon, a na ekranie miałam numer, którego nie było w kontaktach. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Violetta Castillo, słucham.? - powiedziałam.
- Violu... - zaczął głos w słuchawce.
- Tata.... - szepnęłam.
Wszędzie rozpoznam głos, jego głos. Serce waliło mi teraz jak oszalałe, oparłam się o ścianę. Tej melodii z dzieciństwa nie jestem w stanie zapomnieć. Tej symfonii, która wołała za mną w ogrodzie, która mnie zostawiła...
- Tato... - załkałam.
Usłyszałam tylko pikanie. Rozłączył się. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Zsunęłam się po ścianie na podłogę. Pokręciłam lekko głową. To nie sen... Mój tato...
- Violu, co się dzieje.? - spytał ze strachem Leon, który chyba od jakiegoś czasu mną potrząsał.
Spojrzałam na niego pełnymi łez oczami. Ruszałam lekko ustami, nie mogąc nic powiedzieć.
- Tato... dzwonił. - wymamrotałam cicho i z trudem.
Widziałam, że nie spodziewał się takiej odpowiedzi za żadne skarby. Wróciłam wzrokiem na podłogę, a on chyba szybko wstał i poszedł na dół. Tatusiu....

Siedziałam na kanapie zdenerwowana, tupiąc obcasem w posadzkę. Po chwili wstałam i poszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę oraz butelkę whisky. Wyciągnęłam korek i nalałam trochę, po czym jednym szybkim ruchem wypiłam. Odetchnęłam, tego mi brakowało. Powtórzyłam czynność, po czym z szafki na dole, spomiędzy torebkami z przyprawami, wyciągnęłam moje ulubione Tennesie. Wysunęłam jednego, a resztę schowałam na miejsce. Podpaliłam końcówkę zapalniczką i mocno się zaciągnęłam, po chwili z ulgą wydmuchując dym. To wszystko jest tak cholernie denerwujące. Usłyszałam dźwięk telefonu. Zerwałam się i biorąc kolejny wdech papierosowego dymu, przeciągnęłam palcem po ekranie i przyłożyłam go do ucha.
- Słucham.? - powiedziałam.
- To ja. - odparł.
- No wreszcie.! Ile mam czekać, aż zadzwonisz.?! - odparłam zła.
- Nie złość się, nie jest łatwo. - powiedział.
- Mów, co wiesz. - usiadłam na kanapie, zaciągając się papierosem.
- Jest w Madrycie. Razem z córką i James'em. Tak jak mówiłaś. - powiedział.
- Są parą.? - spytałam od razu.
- Tak, są. W tej chwili znajdują się na przyjęciu drużyny. - wyjaśnił.
- Leon.? - zaczęłam.
- Tak, też tam jest. - powiedział.
- Była blisko niego.? - zapytałam.
- Prawdopodobnie tak, Poszła na górę z dziećmi, a on po chwili też ruszył na górę. - powiedział.
- Pożałuje tego, suka. - syknęłam. - Dzwonił jej ojciec.?
- Łatwo go było przekonać. Nawet groźba nie była potrzebna. - zaśmiał się.
- Idealnie. - uśmiechnęłam się szeroko. - Teraz tylko trzeba dopilnować, by Verdas się ze mną ożenił, upozorować ciążę... zniszczę ją. Pożałuje, że się urodziła. Informuj mnie na bieżąco. Chcę patrzeć, jak dalej się niszczy. Nie chcę jej zabić, a jej samobójstwo mi to ułatwi. Nie pozwalaj, by zbliżali się z Leon'em.
- Nie ma sprawy. Do usłyszenia. - powiedział i rozłączył się.
Przygryzłam wargę z uśmiechem i zaciągnęłam się papierosem. Zemsta jest taka kusząca i tak słodka do oglądania. Nie mogę doczekać się finału. Jej cierpienie da mi satysfakcję, łzy Leon'a, gdy ją zobaczy martwą, też dadzą mi wiele uśmiechu. Ona odebrała mi Verdas'a kiedyś, on mnie nie chciał przez nią... Ryzykowne będzie, gdybym po prostu za niego wyszła.  W każdej chwili mógłby wrócić do niej, a tego nie chcę. A tak, załatwię ją raz na zawsze.
- Jesteś niesamowita Gery. - szepnęłam z uśmiechem, upijając do końca pozostałość whisky.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz