29 sty 2016

Rozdział III " Plany "




Jego słowa odbijały się po mojej głowie głośnym echem. Zdawało mi się, że po prostu się przesłyszałam, ale jednak to nie było możliwe. On, Leon, wyznał mi miłość. Ale nie mógłby przecież w ciągu kilku minut się we mnie zakochać, co najwyżej tylko zauroczyć. Po mojej głowie krążyło milion różnych myśli. Ale jedna zastanawiała mnie najbardziej... czy ja się w nim zakochałam.? Nie, na pewno nie. To było dla mnie niezrozumiałe. Czułam coś więcej niż zauroczenie, byłam tego pewna. Opamiętałam się, zdając sobie sprawę, że zatopiłam się w jego pięknych, głębokich oczach.  Mrugnęłam powiekami nerwowo.
- Domyślam się, co teraz księżniczka o mnie myśli, ale... - zaczął.
- Nie, to nie ważne co teraz myślę. Przepraszam, Wasza Wysokość, ale nie będziemy mogli być razem. - powiedziałam cicho, wstając.
- Wiem, słyszałem o tym. Ale jestem czegoś pewien. - odpowiedział.
- Czego takiego.? - zapytałam z lekką ciekawością.
- Zakochałem się w tobie całym sercem i zrobię wszystko, byśmy mogli być razem. - powiedział, łapiąc mnie za dłoń.
- Wasza wysokość... dziękuję za ten miło spędzony czas, ale muszę wracać na bal. - odpowiedziałam.
- Violetto... - zatrzymał mnie.
- Lepiej będzie, jeśli zakończymy naszą znajomość zanim te uczucie się pogłębi. Nie mogę pozwolić na zakochanie się w tobie jeszcze bardziej. Nie dane mi jest z tobą być, ani z kimkolwiek. Jeśli ktoś by się dowiedział... oboje przepłacilibyśmy to życiem. A ja nie zniosłabym myśli, że musiałeś przeze mnie umrzeć. Życzę miłej zabawy na balu. - spojrzałam mu w oczy i czym prędzej się oddaliłam.
Ten gest wiele mnie kosztował. Nie sądziłam, że tak będę przez to cierpieć. Właśnie takiej sytuacji bardzo chciałam uniknąć, ale cóż, stało się. Zostaje mi zapomnieć, ale to kwestia sporna. Nie umiem ot tak wyrzucić go z pamięci, a tym bardziej serca. Jeśli to jednak zauroczenie, to nawet i dobrze. Bynajmniej nie będziemy cierpieć. A co jeśli nie.? Westchnęłam smutno pod nosem i weszłam po marmurowych schodach do zamku. Już przy wejściu usłyszałam muzykę. Orkiestra grała skoczną melodię, która idealnie nadawała się do tańca. Mój humor troszkę się dzięki temu poprawił. Widok roześmianych i dobrze bawiących się gości zadowalał. A jeśli chodziło o to, że to mój bal urodzinowy, to tym bardziej mnie to radowało. Nie chcę zasłynąć z nieudanych imprez, a pierwsze wrażenie jest naprawdę ważne. Szczególnie jeśli chodzi o ród królewski. Co chwilę lekko kiwałam głową w stronę książąt i królów, zachowując zasady etykiety królewskiej. Czy tylko ja czułam się teraz tak bardzo zagubiona i samotna.? Pewnie tak, o ile Leon nie czuł się tak samo. Może było to niegrzeczne z mojej strony, gdy w tak szybki i bezpośredni sposób go spławiłam, ale cóż, jeśli się na mnie obraził to i nawet lepiej. Westchnęłam cicho, by nikt nie spostrzegł mojego złego humoru. Przekroczyłam próg sali, kierując się w stronę stołu z jedzeniem i piciem. Przystanęłam i wodziłam wzrokiem po różnorodnych zawartościach talerzy. Nie chciałam się pobrudzić, ani zjeść za dużo, bo potem byłoby mi niekomfortowo tańczyć. Zdecydowałam się na małe ciasteczko z kremem, które za jednym razem wzięłam to buzi, bo było całkiem nieduże. Zjadłam je i delikatnie optarłam usta serwetką, by nie zostawić na twarzy żadnego okruszka.
- Księżniczko.? - usłyszałam głos Diego.
- Tak.? - odwróciłam się w jego stronę.
- Zaraz odbędzie się twoja " przedkoronacja ". - wyjaśnił.
- Przedkoronacja.? - powiedziałam. - Co to takiego.?
- Będziesz pasowana na księżniczkę. Rutynowa czynność w 16-ste urodziny. Dostaniesz diadem i zostaniesz oficjalnie księżniczką Avalon. - objaśnił. - Tą uroczystość rozpoczyna uroczysty taniec. Uczyłem cię go.
- To ten, w którym partnerki przechodzą w danym momencie to partnera.? Ruch według wskazówek zegara.? - zapytałam.
- Jednak mnie słuchałaś. - powiedział z uśmiechem. - Tak ten. Zaczynasz ze mną, a kończysz z danym księciem. Ten, który będzie tym ostatnim, koronuje cię.
- A skąd mam wiedzieć, kiedy koniec.? - spytałam.
- Gdy zobaczysz mnie po twojej prawej stronie. Wtedy będziesz wiedzieć, że ten z którym tańczysz, jest tym, który cię koronuje. - powiedział.
- Rozumiem. Idziemy.? - spytałam.
- Tak, ale mam dla ciebie dobrą wieść. Twoja mama właśnie tu dotarła. - powiedział.
- Mogę do niej pójść.? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Niestety nie, bo musimy iść tańczyć. - powiedział. - Porozmawiasz z nią po całej uroczystości.
- No dobrze. - westchnęłam lekko i wzięłam Diego pod łokieć.
Było mi trochę smutno, że teraz nie mogę się z nią przywitać, ale szybko zmienił mi się nastrój, bo wkońcu tu jest, a to powód do szczęścia. Próbowałam znaleźć ją wzrokiem, idąc z Diego na środek sali. Wreszcie ją zauważyłam. Rozmawiała z uśmiechem z moim ojcem. Widziałam między nimi iskry miłości. Zawsze wiedziałam, że jeszcze coś do siebie czują. I chyba to był dowód, że się nie pomyliłam. Moja mama miała na sobie delikatnie rozkloszowaną suknię bez ramiączek. Część od góry do pasa miała białą, a reszta była czarna. Wyglądała w niej naprawdę ładnie. Włosy miała pofalowane, a makijaż delikatny, składający się chyba z czerwonej szminki. To dobrze, bo była naturalnie piękna, Makijaż nie jest dla niej, bo tylko zakrywa jej urodę. Pomachałam do niej, a ona mi odmachała. Ten mały gest bardzo podniósł mnie na duchu. Przystanęłam w kółku, razem z innymi paniami. Gdy muzyka zaczęła grać melodię, która nie była ani za szybka, ani za wolna, podeszłam do Diego, który stał na środku. Uniosłam prawą dłoń do góry, razem z Diego. Zatrzymaliśmy je kilka milimetrów od siebie. Zaczęliśmy iść w lewą stronę, w odpowiednim momencie zmieniając się, czyli idąc w prawą stronę z podniesioną lewą dłonią. Rozmawialiśmy cicho, śmiejąc się lekko, aż do czasu, gdy musiałam zmienić partnera. Był nim król Francisco. Nawet nie wiedziałam, że on też tu jest. Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Król Francisco rządził wszystkimi rodami, krajami... Ale była to tylko władza, podobna do kontroli. Nie zmieniało to faktu, że i tak był potężnym władcą. Ubrany był w czarny garnitur z ciemnozielonym krawatem oraz białą koszulą. Miał na sobie również ciemnozieloną pelerynę. Kolor ten był charakterystyczny dla jego królestwa. Był wyższy ode mnie o jakąś głowę, lub półtora. Miał dobrze zbudowaną posturę, a jego dłonie jednoznacznie wskazywały ilość stoczonych bitew. Jego oczy były czarne i głębokie, szybko można było w nie się zgłębić. Włosy miał półdługie, sięgające mu do ramion. Rysy twarzy dodawały mu urody. Miał około 50 lat, ale był bardzo przystojny. Nie dziwne, że miał tyle kandydatek na żon. Ostatecznie wybrał swoją ukochaną, czyli piękną i sympatyczną blondynkę.
- Witaj królu. Nie wiedziałam, że wasza wysokość tutaj będzie. - powiedziałam z uśmiechem, tańcząc.
- Owszem, nie planowałem tego. Jednakże pomyślałem, że może warto poznać tą wyjątkową księżniczkę. - odpowiedział z poczciwym uśmiechem. - Widzę, że nie jestem ci obcy, księżniczko.
- Trudno nie znać tak ważnej osobistości. - przyznałam. - Poza tym, wiem już trochę o tym świecie. Wasza wysokość przyjechał sam,?
- Nie. Jest ze mną żona, oraz córka, która chce cię koniecznie poznać. Mój syn został w domu. Ktoś musi oczywiście wszystkiego przypilnować. - opowiedział.
- Rozumiem. Bardzo chętnie ją poznam, gdy tylko skończy się przedkoronacja. - powiedziałam. - Jak minęła podróż tutaj.?
- Twój ojciec bardzo dba o to królestwo, więc żadne nieprzyjemności nas nie spotkały. Jednakże wiele rzeczy pozytywnie mnie zaskoczyło. - powiedział. - Planuję razem z twoim ojcem zająć się jednym opuszczonym teren niedaleko waszego królestwa. Chcemy tam zrobić jezioro dla nimf. Urodzi się ich w tym roku bardzo dużo, a wątpię, by miano je gdzie uchować.
- Szlachetny i dobry cel. - stwierdziłam.
- Mam dla ciebie księżniczko propozycję. - powiedział.
- Jaką.? - zaciekawiłam się.
- Wspólnie pomyśleliśmy, że ty mogłabyś zająć się zaprojektowaniem tego miejsca. Pomógłby ci syn, mojego przyjaciela, do którego należy ta ziemia. - powiedział.
- Jestem zaszczycona, wasza wysokość. Bardzo chętnie przyjmę tą propozycję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Bardzo się cieszę. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Jutro przygotuj się na wyjazd tam, razem z tym księciem. Limuzyna, będzie czekała równo o 10:00. Nie musisz ubierać sukni, bo byłoby ci niewygodnie. Na wykonanie planu macie równo czternaście księżyców od jutra.
- Wasza wysokość, mam jeszcze jedno pytanie. - powiedziałam. - Kim jest owy książę.?
- Leon Verdas. Jest na tym balu, więc masz okazję go poznać. - odpowiedział, a jego słowa totalnie mnie zamurowały.
- Nie... nie trzeba. Już się znamy. - wyjąkałam.
- Coś się stało.? - zapytał.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo musiałam zmienić partnera. Chciałam zrezygnować z tej propozycji, ale nie mogłam zawieść mojego ojca, ani tym bardziej zrobić sobie u takiego ważnego króla złej opinii. Chcę się oddalić od niego, a nie z nim pracować. Czekają mnie ciężkie dwa tygodnie. To będzie zdecydowanie najcięższy okres w moim życiu. Spotykanie się ze sobą codziennie tylko pogłębi naszą miłość, a tego chcę uniknąć. Z resztą osób przetańczyłam w półprzytomna i nieobecna. Zdarzało się, że odpowiadałam księciu lub królowi kilka minut, po zadaniu przez niego jakiegoś pytania. Nagle poczuła tą woń, której nie chciałam poczuć już nigdy więcej. Szybko spojrzałam na prawo, gdzie ujrzałam Diego. No to wpadłam... Nic nie powiedziałam, po prostu tańczyłam. Nie było to łatwe, bo moje serce przyśpieszyło bicie.
- Widzisz.? To przeznaczenie. - szepnął z uśmiechem.
- Raczej głupi zbieg okoliczności. Zaczyna mi się zdawać, że mnie śledzisz. Albo robisz coś, by mieć powód zbliżenia się do mnie. - odpowiedziałam.
- Dobrze myślisz. - przyznał.
- Teraz zaczynasz tłumaczyć się przeznaczeniem, a potem.? Losem.? Nie wyjdzie ci to, choćbyś zgonił winę na aniołów. - powiedziałam.
- Im więcej sytuacji, tym więcej miłości księżniczko. Wtedy wreszcie będę mógł z tobą być. - odpowiedział,
- Nic nas nie łączy oprócz wspólnego projektu. - szepnęłam.
- A miłość.? - powiedział.
- Nic nie znaczy, ani nic nie jest warta. W naszym przypadku powinna zniknąć jak najszybciej. - odpowiedziałam.
- Przyznałaś się właśnie, że mnie kochasz. - uśmiechnął się.
- Nie chcę kłamać, więc nie zaprzeczę. - odpowiedziałam cicho.
- Więc daj mi zostać częścią twojego życia i serca. - powiedział.
- Nie mogę. - szepnęłam.
- Nie chcesz. - poprawił.
- Chcę. - westchnęłam lekko.
- Więc daj. - powiedział.
- Nie rozumiesz, że nie. Oboje przepłacimy życiem. - odpowiedziałam.
- Moje bez ciebie nie jest nic warte. - powiedział. - Stałaś się moim całym światem.
- Leon... - przedłużyłam.
- Po prostu się zgódź. - przybliżył się do mnie, ale go po chwili odsunęłam.
- Leon, wszyscy patrzą. - powiedziałam cicho.
- Niech patrzą, będą wiedzieć, jak strasznie mi na tobie zależy. Jesteś wyjątkowa. - wyznał.
- Leon, nikt nie może dowiedzieć się, że coś do siebie czujemy. Nie mogę mieć chłopaka i wiesz o tym doskonale. - odpowiedziałam,
- To od razu zostańmy małżeństwem. - zaśmiał się.
- Nie pomagasz. - westchnęłam z lekkim śmiechem.
- Violetto, daj nam szansę. - poprosił.
- Leon, gdybym mogła to bym to zrobiła, ale nie mogę. Przepraszam cię, że to akurat we mnie się zakochałeś. - powiedziałam cicho.
- Jestem wdzięczny losowi, że to w tobie się zakochałem. - poczułam jak głaszcze mój policzek drugą ręką.
- Leon... proszę, nie tutaj. - szepnęłam, zabierając jego dłoń i delikatnie splatając ze swoją.
- Kocham Cię. - szepnął z uśmiechem.
- To pożegnanie. Nie wyznanie miłości. - spojrzałam mu w oczy i rozłączyłam nasze dłonie. - Spróbuj zapomnieć. Im szybciej... tym lepiej,
Muzyka przestała grać. Spojrzałam ostatni raz w jego piękne oczy i oddaliłam się w kierunku podwyższenia. Rozbrzmiały trąbki w uroczystej melodii. Stanęłam tyłem do tronu, wychodząc na środek podestu. Po chwili przede mną pojawił się Leon, który miał mnie koronować. Spojrzałam mimowolnie mu w oczy. Widziałam w nich głębie zakochania, ale też smutek i cierpienie, które były spowodowane mną. Zrobiło mi się go szkoda, ale to było dobre rozwiązanie. Nie mogłam postąpić inaczej, po prostu nie mogłam.
- Nadaje ci tytuł księżniczki królestwa Avalon, a wszystkich tu obecnych biorę na świadków tego pasowania. Noś ten diadem z dumą, walcz o jego dobro. Od teraz jesteś księżniczką. Ten okres będzie dla ciebie przygotowaniem do oficjalnej koronacji na władczynię Avalon. Twoje osiągnięcia zostaną podsumowane w przydomku, jaki dostaniesz podczas otrzymania korony królewskiej. Niech więc anioły, ludzie, zwierzęta i każda istota ziemska uklęknie i odda ci cześć. A ty przyjmij ten diadem, jako znak władzy i dobra. - wypowiedział donośnie i delikatnie nałożył mi na głowę piękny, srebrny diadem, kątem oka spostrzegłam, że wszyscy klęczą na jedno kolano, ze spuszczoną głową. - A oto... księżniczka Avalon.! Księżniczka Violet Rose Margaret Izabel Nikol Castillo.!
Podniosłam się, tak jak inni, którzy zaczęli bić gromkie brawa z uśmiechem. Spojrzałam na mamę, która miała załzawione ze wzruszenia oczy. Dygnęłam lekko. Gdy brawa ucichły, zeszłam z podestu, gdzie natychmiast znalazłam się w czułym uścisku mamy.
- Mamo... - szepnęłam, tuląc ją. - Tak strasznie cieszę się, że tu jesteś.
- Minęły dwa dni, a ja już umieram z tęsknoty. - głaskała moje włosy. - Wyglądasz przepięknie.
- Ty też mamo. Piękna sukienka. - oderwałam się delikatnie, patrząc na nią z uśmiechem.
- Stworzona, by zostać księżniczką. - odezwał się Leon, który stał obok.
- Masz rację Leon'ie. - powiedziała moja mama.
- Skąd ty go... ty ją... skąd wy się znacie.? - zapytałam z lekkim zdziwieniem.
- Leon pochodzi z rodziny królewskiej, więc wiadomo, że się znamy. - zaśmiała się lekko mama. - A wy skąd się znacie.?
- Miałem niedawno okazję poznać pani cudowną córkę. - powiedział Leon.
- Naprawdę.? - uśmiechnęła się, patrząc na mnie znacząco. - No to bardzo cię cieszę, że tak o niej myślisz. To miłe.
- Tylko trochę kłamie, chociaż nie wie, że nie potrafi tego zrobić porządnie. - zaśmiał się lekko.
- Poproszę Diego, żeby tym się zajął. - odwzajemniła śmiech moja mama.
- Diego.? Jaki Diego.? - wyczułam w jego głosie zazdrość.
- Książę Diego Hernandez, mieszka tymczasowo w tym pałacu. Uczy moją córkę dobrych manier i innych niezbędnych informacji. - wytłumaczyła.
- Sądzę, że ja mógłbym go zamienić. Moje kontakty z księżniczką, są ponad wyśmienitych. - powiedział.
- Przykro mi, ale chyba ciebie ktoś musi nauczyć prawidłowego słownictwa. - burknęłam.
- Violetto... - skarciła mnie mama.
- Słuchaj się mamy księżniczko. - powiedział Leon.
- Jesteś niemożliwym pajacem. - odpowiedziałam mu i poszłam w głąb sali.
Jeszcze przedtem te jego zaloty były do wytrzymania, ale teraz to się robi jakieś totalnie chore. Nie wiem ile ja mam mu to jeszcze tłumaczyć, ale będę to robiła do mojej śmierci. To wszystko jego wina, bo to on to wszystko utrudnia. Jakby wtedy dał spokój, to teraz by pewnie podrywał inną księżniczkę. Wygląda na takiego, a ja z doświadczenia wiem co mówię. Prowadząc ten monolog wpadłam niechcący na dwie dziewczyny.
- Przepraszam bardzo. Zamyśliłam się. - powiedziałam.
- Nie szkodzi. Wpadnięcie księżniczki na siebie to zaszczyt. - zaśmiała się śliczna blondynka.
- Tego nie wiem. - zaśmiałam się. - Jeszcze raz przepraszam.
- Tak naprawdę, to nawet chciałyśmy do ciebie iść. Nowe znajomości to podstawa. - powiedziała z uśmiechem dziewczyna, która stała obok. - Jestem Francesca.
- Córka króla Francisco.? - spytałam.
- Tak. - odpowiedziała.
- Miło mi cię poznać, wasza wysokość. - dygnęłam.
- Mów mi Francesca, albo Fran. Jesteśmy prawie w tym samym wieku, więc dziwne tak oficjalnie mówić do siebie. - powiedziała.
- Postaram się to zapamiętać. - zaśmiałam się lekko.
- A ja jestem Ludmiła Ferro. - przedstawiła się blondynka. - I do mnie również zwracaj się po imieniu.
- No to teraz kolej, bym ja się oficjalnie przedstawiła. Violetta Castillo, ale mówcie po prostu Violetta lub Violet. Chyba nie polubię zwrotów oficjalnych. - powiedziałam.
- Przepraszam was najmocniej, ale muszę już wracać do zamku. Cieszę się, że cię poznałam i gratuluję świetnego balu. No i oczywiście wszystkiego najlepszego. - pożegnała się Fran, która szybko poszła do swojego ojca.
Zostałam z Ludmi, aż do późnego wieczoru. Rozmawiałyśmy, przez co bardzo się zapoznałyśmy. Chyba nawet zostałyśmy przyjaciółkami, co naprawdę mnie cieszy, bo Ludmiła jest cudowną osobą. Rozumie mnie, jakbyśmy się znały od dziecka. Chodziłyśmy po prywatnym ogrodzie, nie tym, gdzie powinnam chodzić z gośćmi. Wolałyśmy pobyć same i pogadać. Dowiedziałam się, że była kiedyś narzeczoną Leon'a. Nie myślcie, że o niego pytałam, bo to ona zaczęła temat. Ponoć widzi, jak on na mnie patrzy. Czułam, że się rumienię podczas tej rozmowy, ale nie chciałam by to widziała. I tak zapewne nie uniknęło to jej uwadze. Nie kochali się, a nawet ani razu się nie pocałowali. Czuli do siebie tylko przyjaźń, nawet mniej. To ich rodzice chcieli, by byli razem. To dobrze, że przeciwstawili się im dzień przed ślubem, bo potem byłoby za późno na rozstanie. Ale w sumie to teraz nie musiałabym cierpieć z miłości. Życie jest niesprawiedliwe. Dlaczego nic nie może być tak jak chcemy.?
- Violu, muszę już wracać. Moi rodzice pewnie chcą już jechać do domu. - powiedziała Ludmi.
- Tak, oczywiście. - odpowiedziałam trochę smutno.
- Ej, nie smuć się. Obiecuję, że niedługo się spotkamy. - powiedziała z uśmiechem.
- No to czekam niecierpliwie. - zaśmiałam się lekko.
Przytuliłyśmy się, a blondynka udała się szybkim krokiem w stronę zamku. Zdecydowałam, że jeszcze pobędę na świeżym powietrzu. Nie miałam ochoty na kolejną konfrontację z Leon'em. Skierowałam się w stronę ulubionej altanki, która chyba stała się moim małym światem. Uśmiechnęłam się lekko, gdy ujrzałam unoszące się w niej kolorowe świetliki, świecące na żółto. To był piękny widok, który zapamiętam na długo. Kilka usiadło mi na palcach, jakby chciały poderwać do góry. Żałowałam, że nie było mi dane mieć skrzydeł. Chętnie poleciałabym tak daleko jak można. Nagle małe owady przybrały kolor pięknego fioletowego, który mieszał się z fiołkową barwą, bardzo podobną do mojej barwy oczu.
- To nastrojowe świetliki. - usłyszałam Jego szept za mną. - Świecą w danych kolorach przy danych uczuciach. A teraz ich blask wskazuje na miłość, ale taką prawdziwą.
Uśmiechnęłam się lekko. Jego piękny szept sprawił, że moje powieki lekko się przymknęły. Poczułam jak obejmuje od tyłu moją talię, po chwili przylegając do mnie ciałem i czule tuląc. Ucałował moje włosy i oparł na nich podbródek.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem.? - szepnęła.
- Ludmiła mi powiedziała. - szepnął z uśmiechem. - Pomachaj jej.
Zdziwiona lekko odruchowo spojrzałam na bok, gdzie w wejściu do zamku stała uśmiechnięta Ludmiła. Podniosła dłonie, które uformowała w serce, lekko chichocząc. Westchnęłam, śmiejąc się. Obróciłam głowę do wcześniejszej pozycji.
- Widzisz.? Nawet ona wie, że się kochamy. - szepnął.
- Leon... co do kochania nie mam wątpliwości. Chodzi tylko o sam fakt, że nie możemy być razem. - szepnęłam.
- Olej zasady. - szepnął.
- Jeśli ktoś się dowie... zabiją mnie i ciebie. Nie chcę tego, nie chcę twojej śmierci. - spojrzałam mu w oczy.
- Umrzeć z tobą... to druga najpiękniejsza rzecz, jaka może być. - szepnął.
- A ta pierwsza.? - spytałam szeptem.
- Ta pierwsza, to to, że... cię kocham. - szepnął i zbliżył się do moich ust.
Usłyszałam piękny koncert świerszczyków, a świetliki pogłębiły kolor, latając wokół nas. To było piękne. Nasze usta złączyły się w pełnym czułości pocałunku. Magia... to właśnie poczułam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz