30 sty 2016

Rozdział XI





Nie mogłam uwierzyć, że on tu jest. Wiedziałam, że żyje, ale przecież miał się ukrywać. Do tego Fede wiedział... Byłam ciekawa, czy dowiedział się tak jak ja, czy jednak był poinformowany, że ten żyje i nic mu nie jest. Wolałam to pierwsze, bo przy tym drugim szykowała się spora awantura. Ale nie chciałam teraz o tym myśleć, najważniejsze było, że teraz nic nas nie mogło rozdzielić i, że on tu jest. Staliśmy jadalni tuląc się, nie reagując na " słodkie " docinki reszty chłopaków. Jedynie Ludmi chichotała z nas co chwilę. Oderwałam się delikatnie od niego, by móc coś powiedzieć.
- Fede, skąd wiedziałeś.? - zaczęłam.
- Nie wiedziałem. Chyba, bo nie wiem o co pytasz. - zaśmiał się lekko.
- Skąd wiedziałeś, że Leon żyje. - poprawiłam.
- Wiem to od kiedy go znam. - zaśmiał się.
- Wiesz dobrze o co mi chodzi. - powiedziałam.
- Violet, każdy wiedział, oprócz ciebie i Ludmi. Nie mówiłem mojej narzeczonej, bo byś po pierwsze była zła, że ci nie powiedziała, a po drugie, ona by ci i tak wygadała. - uśmiechnął się.
- Powinnam teraz się na ciebie wydrzeć jak zawsze, ale jestem tak szczęśliwa, że dziś ci oszczędzę. - zachichotałam, wtulając się w Leon'a.
- Kochanie, może pójdziemy już na górę.? - szepnął mi do ucha.
- My się już zbieramy. - odezwał się Maxi. - Chcemy jeszcze iść do klubu.
- Nie chcesz iść z nimi.? - szepnęłam do Leon'a.
- Nie. Chce spędzić ten wieczór i noc z tobą, bo nie miałem cię przy sobie spory okres czasu. Oczywiście, jeśli mi pozwolisz. - uśmiechnął się.
- Oczywiście, że ci pozwalam, jeszcze się pytasz.? - zachichotałam i wzięłam go za rękę. - No to my życzymy wam miłego wieczoru i dobrej zabawy.
- A my wam upojnej nocy. - zaśmiał się Andres, a Federico kaszlnął i walnął go w ramię.
- Ty chyba nigdy nie przestaniesz... - skomentowałam sytuacje ze śmiechem i poszłam z Leon'em do mojego pokoju.
Szybkim ruchem weszliśmy po schodach, a ja otworzyłam drzwi od sypialni. Gdy byliśmy już w środku, zamknęłam je. Spojrzałam na Leon'a. Lekko pisnęłam i szybkim ruchem mocno go przytuliłam, a on się słodko zaśmiał tuląc mnie.
- Jesteś niemożliwy. - szepnęłam z uśmiechem.
- Tak już mam. - zachichotał. - Nie jesteś na mnie zła za to wszystko.?
- Nie, nie jestem. - szepnęłam.
- Na pewno.? - spytał dla pewności.
- Tak, na pewno. - uśmiechnęłam się.
- Idziemy leżeć.? - zaproponował.
- Pewnie, z miłą chęcią. - powiedziałam. - Ale pierwszo pójdę się przebrać.
- A kto tam w dzisiejszych czasach piżamę ubiera... - przedłużył, śmiejąc się.
- Yyy... ludzie. - zaśmiałam się.
- Być może, ale my nie. - zachichotał i rozebrał się do bokserek.
- Wariat. - skomentowałam ze śmiechem i rozebrałam się do bielizny.
- Tęskniłem za tym widokiem. - zamruczał mi do ucha.
- Kochanie, wspominałeś tylko o leżeniu. - zaśmiałam się i położyłam na łóżku, a Leon obok.
- Ale łóżko pozwiedzać też można. Tym bardziej, że długo nie badałem moich terenów. - zachichotał zadziornie.
- Wariat... - powtórzyłam. - Ale tylko mój.
- Oj tak. - zachichotał i przytulił mnie czule.
* kilkanaście minut później*
- Musiałeś tak mnie zranić.? - szepnęłam, głaszcząc jego udo.
- Przepraszam, nie mogłem zrobić inaczej. - szepnął.
- Przecież mogliśmy wyjechać, ukryć się... zrobić cokolwiek. - szepnęłam. - Mogłeś mi powiedzieć o tej śmierci, lub o tych ludziach.
- To by było dziwne, gdybyś nie płakała widząc mnie wtedy przed hotelem. - szepnął.
- Udawałabym. - szepnęła.
- Wierz mi, to nie takie proste. - szepnął.
- Jak to się w ogóle zaczęło.? - spytałam.
- Pewnego dnia przyszedł do ciebie list. Ale nie zapakowany w kopertę. Jakoś sam się otworzył, albo ja otworzyłem, nie pamiętam już dokładnie. Była to groźba. Olałem to i nic ci nie mówiłem, by cię nie denerwować na darmo. Pomyślałem, że to tylko głupi żart. Ale odpowiedź dostałem kilka dni później. Taka groźba znów przyszła, tylko poważniejsza. Niedługo potem ktoś kręcił się koło naszego hotelu, kiedy indziej ktoś siedział na trybunach podczas naszego treningu....
- Ale dlaczego nie powiedziałeś mi ani słowa.? - westchnęłam lekko.
- Nie chciałem byś się bała gdziekolwiek wyjść lub cokolwiek zrobić.  Wiem, że jesteś wrażliwa na takie coś a ja nie umiałbym patrzeć jak cierpisz. A w ten sposób mogło być gorzej. W końcu dostałem anonimowego SMS'a....
- Ty.? - zdziwiłam się.
- Tak ja. Sam się zdziwiłem. - powiedział. - Poszedłem na to spotkanie jednak, ale byłem zabezpieczony. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłem organizatorów spotkania. Byli to moi znajomi, a raczej byli kumple z Meksyku. Ale za czasów Leon'a z pod ciemnej gwiazdy. To nie jest tak w ich paczce, że mówisz " Sorry, ale już mnie to nie kręci. Nara " . Nie. Jesteś z nimi do końca. Ja tak powiedziałem. Wyjechałem od razu, więc nawet nie było mowy o namówieniu mnie do powrotu do nich. Zacząłem grać w klubie. Miałem odejść, a wtedy ty się pojawiłaś. No i... nie odszedłem, nie mogłem bo bym cię stracił. Tak było od kiedy cię zobaczyłem. Potem zostaliśmy parą i tak dalej... No i oni uznali, że to przez ciebie mnie stracili w znacznym stopniu. Dali mi jasne i stanowcze ultimatum. Albo do nich wracam, albo cię zabiją. Byłem między młotem a kowadłem. Nie mogłem do nich wrócić, nie chciałem, a ciebie też nie chciałem narażać, i nie chciałem cię stracić. Pewnego dnia wpadłem na pomysł tej mojej śmierci. Bo jakbym umarł... nie byłabyś już im potrzebna, bo po co. Jako trup przecież bym z nimi nie był. Ale nie chciałem umrzeć. Mam wszystko tutaj, czyli ciebie. No to myślałem na tym wiele. I wymyśliłem. Pogadałem z wielką rzeszą ludzi, policjanci, saperzy, detektywi, ratownicy... Upozorowałem z ich pomocą wyśmienitą śmierć. Do tego wciągnąłem przywódcę tej bandy. On mnie " zabił ". Oczywiście nie wiedział, że tego nie robi. Powiedziałem mu, że nie ma mowy bym do nich wrócił, a że ty wyjechałaś daleko... No i wyciągnął broń jak myślałem. Trafił w kamizelkę i uciekł, a ja upadłem jak nieżywy. A resztę znasz...
- No dobrze, ale po co się ukrywałeś.? - powiedziałam.
- Oni uciekli gdzieś za granicę. Wiedziałem, że mogą coś tobie zrobić, a mi tym bardziej jak się dowiedzą, że ich oszukałem. Tym bardziej, że jeden miał trafić do więzienia, że mnie " zabił " . Miałem tylko wyjście się ukrywać. Nie powiedziałem nic nikomu o tym planie, bo ktoś coś nieumyślnie by pisnął. - powiedział. - Tylko tak mogłem cię uchronić. Cholernie tęskniłem, wiele razem próbowałem zadzwonić, ale na szczęście policja szybko przekierowywała połączenia. Gości złapano, a ja mogłem już przestać się ukrywać. Niestety na wolności był jeszcze ten cały przywódca. Ja nie dałem rady już tkwić w czterech ścianach bez ciebie. I zacząłem powoli wchodzić do twojego życia. A dzisiaj dostałem wiadomość, że i jego złapano, więc ujawniłem się też chłopakom.
- Trochę pogmatwane to wszystko. - zaśmiałam się lekko.
- Tak, to prawda. - zaśmiał się.
- A jak zareagowali.? - spytałam.
- Najpierw myśleli, że mają omamy, potem, że jestem duchem, a potem, że ich za karę nawiedzam. Wytłumaczyłem im to jakoś pokrótce i na szczęście uwierzyli i przeszli to bez zawału. - zachichotał.
- To dobrze. - przytuliłam się do niego. - Już nigdy takich numerów.
- Dobrze, obiecuję. Teraz już chcę być cały czas z tobą i nie opuszczać cię nawet na krok. - pocałował mnie czule we włosy.
- Czyli mam się przygotować na wspólne łażenie do kibelka.? - zaczęłam się śmiać.
- Tak. Nie bój się, nie będę podglądać chociaż wiem, co ty tam masz. - zachichotał słodko, ocierając nosem o moją szyję.
- Ty tam wiesz... Od tamtego czasu te tereny mogły się zmienić. - zaśmiałam się.
- No to muszę je dokładnie zbadać dzisiaj. - zachichotał i pocałował mnie namiętnie z uśmiechem.
Odwzajemniłam pocałunek wiedząc, co Verdas ma na myśli. Szczerze, to chyba mogłabym mu powiedzieć to samo. Brakowało mi jego bliskości, a jej nigdy nie mam dość. Poczułam jak jego ręką błądzi po zakończeniu mojej dolnej części bielizny, co wywołało u mnie podekscytowanie ale też motylki w brzuchu i delikatne dreszcze.
- Leoś... - szepnęłam, gdy ten całował moją szyję.
- Tak skarbie.? - spytał nie przerywając.
- Krepuję się. - szepnęłam, a ten oderwał się i spojrzał mi w oczy.
- Dlaczego.? - zdziwił się, a ja wskazałam palcem na dwa ptaki siedzące na barierce balkonu i patrzących się na nas.
Gdy to zobaczył, natychmiast się zaśmiał. Zrobiłam to samo. Oj, tak... To będzie jedna z najpiękniejszych nocy.
- Wariatka. - wymruczał i wrócił do całowania mojej siły, w tym samym czasie rękami zaciągając na nas kołdrę.
Zachichotałam, ręką mierzwiąc delikatnie jego włosy, czasem składając na nich czułego buziaka. Chciałam tak już zawsze. Chciałam mieć go przy sobie do końca życia i nie rozstawać się z nim nigdy. Było cudownie, nie ze względu tylko na jego pieszczoty, ale ogólnie, bo po prostu tu był. To było tak jakbyśmy byli jednym ciałem, oddychali jednymi płucami, używali tego samego serca i narządów. Byliśmy jednością. Ludzie... niech to trwa o wiele, wiele dłużej. Mogłabym patrzeć na niego 24 na dobę, nawet nie mrugając. Znałam jego ciało na pamięć. Wiedziałam gdzie jest jaka rysa, jak jest duża i jak uwydatnia jego umięśnione ciało. Mimo, że byliśmy już razem długo i widziałam jego tors nago, to i tak za każdym razem wstrzymuje oddech. Jest cholernie przystojnym, przez co ja czasami czuje się onieśmielona. Tak mnie do niego ciągnie, tak bardzo chcę całować każdą jego cząstkę... Zaczynam gadać jak uzależniona. Ale tak w sumie mówiąc, to tak właśnie jest, nie ukrywajmy tego. Czy ja faktycznie jestem w stanie się od niego uzależnić.? Widocznie tak. Leon był wszystkim, całym wszechświatem i również najważniejszą osobą. Gdy tylko zamykam oczy widzę go... Jego i ten piękny uśmiech towarzyszący głębokiemu spojrzeniu. Cieszę się, że to ta prawdziwa miłość. To uczucie bywa cholernie skomplikowane i bolesne. Miłość rządzi się swoimi prawami. Dla mnie to fizyka, której nigdy nie pojmę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, bo przecież wszyscy już poszli. Westchnęłam pod nosem obiecując, że jeśli to będzie Fede, to ma przerąbane do końca życia. Oderwałam niechętnie głowę Leon'a od siebie, na co on również westchnął. Wstałam i podeszłam do drzwi, nie zakładając nic na siebie, przez co miałam tylko tą samą koronkową bieliznę. Leon przykrył się kołdrą do pasa, choć miał bokserki na sobie. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam drzwi, widząc w nich Zayn'a. Westchnęłam.
- Zayn, czego chcesz.? - powiedziałam.
- Porozmawiać. - odpowiedział.
- A o czym tak ważnym, że przychodzisz o tak późnej porze.? - zapytałam.
- O nas. - powiedział. - Mogę wejść.?
- Nie ma nas Zayn. Poza tym jestem zajęta. - powiedziałam.
- Jesteś zajęta, bo się zadowalasz.? - zaśmiał się.
- Jesteś.... Ugh. Właź zanim cię nakopie - westchnęłam i wpuściłam go.
Spojrzałam na łóżko, gdzie ku mojemu zdziwieniu nie było Leon'a. A no tak... Przecież Zayn był w kiblu wtedy jak Leon wszedł do kuchni. Bynajmniej oszczędzę mu zawału, bo to było prawdopodobne. Nikt normalny nie ma przecież w swoim łóżku trupa. Usiadłam na łóżku. 
- To teraz mów co chcesz, bo nie mam serio czasu na niepotrzebne kłótnie i sprzeczki. Szczególnie z tobą. - powiedziałam.
- Vilu, nie mogę się pogodzić z myślą, a raczej nie może to do mnie dotrzeć, że tak szybko się odkochałam. I wiem, że tak nie jest. - odpowiedział. - Dlatego przyszedłem by wysłuchać realnego powodu, dlaczego nie możemy być razem.
- Mam kogoś. - powiedziałam od razu. - I tego kogoś kocham najmocniej na świecie.
- Znam go.? - westchnął zły.
- Znasz. - odpowiedziałam.
- To Diego, prawda.? - powiedział.
- Nie, Zayn, to nie Diego. - odpowiedziałam.
- A kto.? - zapytał.
- Nieważne. Idź. - poprosiłam.
- Vilu... Okłamujesz mnie.? - szepnął, smyrając mnie po udzie. - Wątpię, by był ktoś.
- Nie, nie okłamuje. - westchnęłam.
- Jesteś pewna.? - przybliżył swoje usta do moich, ocierając nasz nosami.
- Zayn... - zaczęłam, ale nagle parsknęłam śmiechem, bo Zayn dostał poduszką centralnie w głowę.
- Kur^a. Co to.? - krzyknął. 
- Gremlinki. - zaśmiałam się.
- On tu jest tak.? - wstał.
- Zayn... nie bulwersuj się proszę, tylko wyjdź i daj mi spokojnie żyć. - westchnęłam, otwierając drzwi.
- Violet... Wiem, że nadal mnie kochasz. - podszedł do mnie niebezpiecznie blisko.
- Hernandez, dwa kilometry w tył ode mnie. - szepnęłam.
- Ostatnia szansa. - szepnął i zaczął całować moją szyję, rękami ściskając pośladki.
Położyłam dłonie na jego klacie, próbując go odepchnąć. Niestety nadaremnie. Był po prostu za silny.
- Ej, hamuj się dobra.?! - krzyknął ze złością w głosie Leon, odpychając go ode mnie.
- A ty co tu robisz.? - zdziwił się bardzo na jego widok.
- Stoję i oddycham. - prychnął. - Wyjdź i nie waż się więcej jej tknąć, bo pożałujesz.
- Wiesz co.? Mogłem się tego spodziewać. - powiedział Zayn. - Wielki Leon Verdas narobił wokół siebie szumu, zranił " ukochaną ", a po kilku miesiącach wracasz do niej. Jak kretyn. Myślisz, że ona od razu do ciebie przyleci. Robi to, bo cię kocha, a ty to wykorzystujesz. Debil.
- Chłopaki, dość. - powiedziałam.
- Mówię prawdę, Violet. Tak jest. On nie zasługuje na ciebie. - odpowiedział Zayn.
- Odezwał się ten, który był z nią tylko dla igraszek w łóżku. Fajnie ci było z nią w łóżku, co nie.? Rozkochałeś ją w ten sposób, a sam teraz za nią latasz, bo żadna ci nie chce dać. - prychnął Leon.
- Ja cię chyba zaraz zabije. - powiedział Zayn, podchodząc do niego i próbując go uderzyć, ale złapał szybko jego nadgarstek.
- Zayn, wyjdź proszę. - westchnęłam.
- Dobrze, wyjdę. Ale nie zapomnij, że cię ostrzegałem. On cię zrani. - pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi.
- Co za debil. - Leon położył się na łóżku.
- Kochanie, nie przejmuj się. Tylko teraz miał jakiś taki napad. To świetny chłopak, naprawdę. - podeszłam do niego.
- Coś nie chce mi się w to wierzyć. - lekko się zaśmiał.
Zachichotałam lekko i zmierzwiłam mu palcami włosy. Leon usiadł i szybkim ruchem przysunął mnie do siebie, muskając wargami czule choć namiętnie górną część mojego uda, co doprowadziło mnie do miłych dreszczy. Takim ruchem rozpoczął nasza upojną noc.

***

Wczesnym rankiem obudziły mnie promienie słoneczne, przebijające się przez firanki mojego okna. Kolejny raz ucieszyła mnie cisza, której nie przerwał mój, zepsuty już, budzik. Otworzyłam leniwie powieki, od razu widząc obiekt moich najgłębszych uczuć, który głaskał czule moje włosy, patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił mi tym samym.
- Dzień dobry. - szepnęłam.
- Dzień dobry księżniczko, długo spałaś. - zaśmiał się, oczywiście z sarkazmem, bo spałam jakieś 2 lub 3 godziny.
- Sądziłam, że po takiej nocy będę spała do południa lub wieczora. - zaśmiałam się lekko.
- Akurat wtedy wstałabyś idealnie na powtórkę. - odwzajemnił śmiech. - Głodna.?
- Strasznie. Brzuch mam totalnie pusty. - zachichotałam i wstałam z łóżka.
- To tak jak ja. Wymęczyłaś mnie, choć warto było, chociażby dla takich widoków. - zamruczał.
- Leoś nie patrz, to nie dla ciebie. Popatrzysz jak skończysz 18 lat. - zaśmiałam się, podchodząc do szafy.
- Sorki, mamo. - zachichotał. - Co moja księżniczka powie, na wspólne zakupy dzisiaj.?
- Chce ci się ze mną łazić po sklepach.? - zapytałam, szukając odpowiednich ciuchów.
- Od Ludmi słyszałem, że kupujesz niezwykle mało, więc tak. - powiedział z lekkim śmiechem.
- No dobrze, bardzo chętnie. - zaśmiałam się i wyjęłam zestaw ubrań.
Viola w to była ubrana
Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, dokładnie umyłam się żelem oraz wykonałam podstawowe czynności. Spryskałam się perfumami, po czym rozczesałam włosy, założyłam air maxy i przyszłam do pokoju. Leon był ubrany w białą bokserkę i czarne spodnie. Wyglądał naprawdę fajnie.
- Ślicznie wyglądasz skarbie. - pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. Idziemy.? - zapytałam.
- A śniadanie.? - powiedział.
- Może dzisiaj zjemy w naszej ulubionej restauracji.? - zaproponowałam.
- To bardzo dobry pomysł. W końcu zjem te naleśniki w gwiazdki. - ucieszył się.
Zaśmiałam się i wzięłam go na rękę. Zeszliśmy na dół, gdzie pijani jak bele leżeli na kanapie wczorajsi imprezowicze. Ludmi i Fede zapewne jeszcze spali, bo było wcześnie rano. Zaśmiałam się pod nosem na myśl ich kaca. Jednak trochę im współczułam tego bólu głowy. Nie cierpię go, choć zdarzył mi się raz. Wystarczająco bym go nie polubiła. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Pojechaliśmy na miasto. Na szczęście galeria była na tej samej ulicy co restauracja, więc nie musieliśmy jeździć w to i z powrotem. Gdy byliśmy już na miejscu, usiedliśmy do wolnego stolika i zamówiliśmy jedzenie. Na wybrałam sałatkę z kurczakiem, a Leon wspominane naleśniki. Wzięliśmy jeszcze po szklance pomarańczowego soku. Czekając na jedzenie dużo rozmawialiśmy. Tu o pogodzie, tu o różnych głupotach, wszystko poza sobą i nami, bo na ten temat wiedzieliśmy wszystko. Po niedługim czasie kelner przyniósł nam jedzenie, a Leon od razu zapłacił.
- Smacznego skarbie. - powiedział z uśmiechem.
Odpowiedziałam mu tym samym i zaczęliśmy jeść. Jedzenie oczywiście było pyszne i bardzo nam smakowało. Z restauracji poszliśmy do galerii, gdzie powoli i nieśpiesznym ruchem udaliśmy się do pierwszego lepszego sklepu. W tym przypadku był to akurat mój ulubiony Reserved. Leon z tego sklepu wybrał sobie tylko dwie ciemnozielone koszule, a ja czarne spodenki z wysokim stanem, żółtą koszulę i dwa podkoszulki. Odwiedziliśmy jeszcze z sześć sklepów na oko, w tym jeden z butami. Kupiłam tam sobie tylko sandały. Nie wiem jakim cudem, ale oboje mieliśmy po 4 torby z zakupami, choć wydawało mi się, że Leon kupił znacznie więcej. Może wszystko jakoś powkładał do tych.? Nie wiem. Może mi się po prostu wydawało. Potem zapytam. Wracaliśmy do samochodu, pijąc milk shake. Oczywiście czekoladowy, bo jaki inny. Wyszliśmy z budynki i schowaliśmy do bagażnika auta nasze zakupy.
- Jedziemy do domu.? - spytałam.
- Jeszcze chcę cię gdzieś zabrać. - uśmiechnął się. - Wsiadaj.
Uśmiechałam się całą drogę, drżąc z podekscytowania. Lubiłam niespodzianki w jego stylu, bo były proste, ale zawsze fajne. Leon zawiązał mi wcześnie oczy, co tym bardziej podnosiło mi ciśnienie. Poczułam, że auto się zatrzymało, a silnik zgasł.
- Jesteśmy.? - zapytałam.
- Jesteśmy. - potwierdził z uśmiechem.
- A gdzie.? - spytałam.
- A tu.- zaśmiał się.
Zdjął mi bandanę z oczu, a ja w tym samym momencie poczułam morską bryzę i odgłosy mew. Przytuliłam go z uśmiechem.
- Podoba ci się.? - spytał.
- Tak, bardzo. Dawno tu byłam. - odpowiedziałam. - Ale nie mam stroju, a bieliźnie nie chce się kąpać.
- Przecież kupiłaś sobie bikini dzisiaj. - powiedział.
- No tak. - odpowiedziałam.
- No to w czym problem.? - powiedział. - Załóż je. Z tyłu są przecież przyciemnione szyby, a ja podglądał cię ten jeden raz nie będę.
- Dzięki. - zaśmiałam się i poszłam na tylne siedzenie.
Rozebrałam się do bielizny i spojrzałam do przodu zauważając, że Leon wgapia się we mnie przy lusterko wsteczne.
- Leon, głowa w bok. - zaśmiałam się.
- Ej... - przedłużył ze śmiechem i zrobił to.
Ściągnęłam bieliznę i ubrałam to bikini : LINK.  Spojrzałam na Leon'a, który znowu się wgapiał.
- Jesteś niemożliwy. - zaśmiałam się.
- Wiem, skarbie. - zachichotał.
Wysiedliśmy z auta, a Leon wziął torbę, gdzie miał zapakowane wszystko na plażę. Znaleźliśmy ustronne miejsce, gdzie rozłożyliśmy się. Poprosiłam Leon'a, by nasmarował mi plecy, na co chętnie się zgodził, a ja potem się odwdzięczyłam. Prawie natychmiast pobiegliśmy w morze. Kąpaliśmy się, pływaliśmy i chlapaliśmy się wodą, głośno się śmiejąc lub piszcząc. Woda była ciepła, a Słońce mocno nie grzało. Usiedliśmy mokrzy na ręcznikach, a Leon wyjął kanapki. Zjedliśmy je, rozmawiając. Nagle Leon wziął mnie na ręce i obracając nas dokoła, biegł w stronę morza. Piszczałam ze śmiechem. Wpadliśmy oboje do wody, bo Leon się potknął. Śmialiśmy się, a usta złączyliśmy pod wodą w namiętnym pocałunku. Kilka razy zabrałam mu nawet bokserki. Widok nagiego Leon'a goniącego mnie po plaży był bezcenny. Dobrze, że byliśmy sami. Było śmiesznie, ale cudownie i co najważniejsze, romantycznie.
Słońce zaczynało zachodzić, więc musieliśmy się już zbierać. Niechętnie oderwałam usta od Leon'a i wstałam, pomagając mu zebrać rzeczy. Poszliśmy do auta. Oparłam głowę o ramię ukochanego, na co on lekko się uśmiechnął i zapalił auto. Pojechaliśmy do domu, a ja zasnęłam w połowie drogi, wykończona nadmorską zabawą.
***
Po oczach przebiegło mi kilka razy jakieś bardzo jasne światło. Irytowało mnie i raziło, mimo, że powieki miałam zamknięte. Lekko drgnęłam i powoli otworzyłam powieki, gdzie od razu oślepiło mnie białe światło. Od razu zamknęłam powieki. Po chwili jasność ustała, a ja spróbowałam ponownie otworzyć oczy, Wpierw obraz był zamazany, ale potem stopniowo się wyostrzał. Szybko zatrzepotałam rzęsami i spojrzałam przed siebie. Jasnoniebieskie ściany, kilka małych obrazów... Nie znałam tego miejsca. Delikatnie podniosłam rękę, czując na niej coś co sprawiało mi trochę oporu. Był to welfron, do którego podpięta była mała rureczka, zapewne kroplówka. Miałam pustkę w pamięci, nie pamiętałam nic, co wskazywałoby na to, że tu trafiłam. Położyłam rękę na miejsce delikatnie i spojrzałam w prawo. Stał tam tylko stojak z kroplówką, oraz przytwierdzony do ściany kaloryfer, a wyżej duże okno z parapetem. Było zasłonięte białymi żaluzjami, które na szczęście miały szpary pomiędzy, dzięki czemu mogłam się dowiedzieć, że właśnie jest noc. Rozejrzałam się po sali, gdzie nie było nikogo, choć ta i tak była dosyć mała. Leżałam tu tylko ja. Spojrzałam na oświetlony korytarz. Wszędzie panowała cisza. Słyszałam tylko irytujące pikanie urządzenia, które monitorowało moje bicie serca. Po ciele przebiegło mnie delikatnie mrowienie, zapewne przez to, że leżałam tu bez ruchu jakby nie było. Gdzieniegdzie też czułam ból, ale byłam za słaba by sprawdzić co jest jego powodem. Zakaszlałam lekko, a to sprawiło, że po sali rozległo się lekkie echo. Miałam delikatną chrypę. Ale nie ma się co dziwić, nic nie mówiłam przez jakiś czas. Wszystko ładnie, pięknie, ale ja nadal nie wiem co tu robię i jak tu się znalazłam. Westchnęłam lekko. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, by móc widzieć, czy ktokolwiek teraz chodzi po szpitalu. Nie musiałam długo czekać, bo do mojej sali weszła pielęgniarka z notesem i woreczkiem kroplówki. Zapisywała coś na kartce, po chwili przynosząc wzrok na mnie. Pisnęła, a wszystko co miała upadło na podłogę. Zrobił się z tego nie za przyjemny hałas. Lekko zmarszczyłam czoło.
- Doktorze.! - pielęgniarka wybiegła z krzykiem z sali.
" I co się tak drzesz.? " zaśmiałam się lekko w duszy, by rozluźnić moje ciało po tym jej wypadku. Wzięłam głęboki oddech, ale poczułam ostry ucisk w klatce piersiowej. Syknęłam. Teraz wiedziałam, że mogłam oddychać wyłącznie płytko. Spojrzałam za okno na rozświetloną ulicę. Pojechało obok chodnika czarne lamborghini, hamując ostro. Wysiadło z niego trzech chłopaków w pośpiechu, a ja zamknęłam oczy. Dlaczego każdy dźwięk doprowadzał mnie do nerwicy.?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz