30 sty 2016

Rozdział XIV





Trzymałam dłoń na obolałym, zaczerwienionym policzku. To co się stało było wstrząsające. Leon Verdas, mój chł... mój były chłopak uderzył mnie... zwyzywał... teraz faktycznie czułam się jak pani spod latarni, ale nawet nie wiedziałam dlaczego miał o mnie takie zdanie. Gdyby jak to on powiedział " zdradzała go ", to bym się nie dziwiła. Ale ja nic nie zrobiłam, nic co mogło by o takim zdaniu świadczyć. Dopiero zrozumiałam, że leżę w łóżku. Otworzyłam spłakane oczy i spojrzałam na siedzącego Diego obok mnie.
- Hej. - szepnął czule. - Jak się czujesz.?
- Jak śmieć. - szepnęłam i usiadłam, zmierzwiając moje włosy.
- Nie rozumiem jak on... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wiem, ja też. Ale... widocznie miał powód.
- Violu, nie miał powodu. Nic go nie usprawiedliwia, nic. Byłem u niego. - westchnął.
- I co.? - spytałam od razu.
- Uparł się i nic do niego nie dochodzi. Gery wpoiła mu, że go zdradzasz. - prychnął.
- Ale kim ona jest, że on wierzy jej a nie mi.? - powiedziałam,
- Moją kuzynką. - westchnął . - Chodziła z Verdas'em do jednej klasy. Bujała się w nim. Przyjechała cholera nie wiadomo po co, no i chce z nim być. Stałaś jej na przeszkodzie, to cię wyeliminowała w nietragiczny sposób.
- Dla mnie wszystkie rozstania z nim są tragiczne. - szepnęłam.
- Jest debilem to jej uwierzył. Tylko dziwi mnie, dlaczego. Tutaj coś musiała mu dać, bo na słowo nikt nikomu nie wierzy w zdradach. Musiała mieć dowody. - przyznał.
- Sfałszowane. - dodałam
- No właśnie. - kiwnął głową.
- Wiesz jakie,? - spytałam.
- Nie, niestety nie. Ale się dowiem. W końcu jestem jego najlepszym przyjacielem. - powiedział. - Jest już późno. Przebierz się i śpij. Albo chociaż spróbuj zasnąć, bo wiem, że to nie będzie łatwe.
- Gdzie jest Ludmiła.? - spytałam.
- Fede przykuł ją do łóżka kajdankami, bo chciała pobić Leon'a. Teraz pewnie robi jej dobrze dla uspokojenia. - zaśmiał się lekko.
- To nie będę im przeszkadzać. - powiedziałam.
- Pamiętaj, że możesz przyjść do mnie nawet o 4:00 w nocy. - powiedział czule.
- Dobrze, będę pamiętała. - uśmiechnęłam się lekko.
Wstałam i podeszłam do szafy, skąd wyjęłam spodenki, bokserkę oraz czystą bieliznę. Westchnęłam pod nosem, bo na nic nie miałam siły.
- Gdy widzę, że cierpisz ja również to robię. - szepnął Diego.
- Dziękuję, że jesteś. - spojrzałam na niego.
- Byłem, jestem i będę. Nawet jakbyś wyjechała na drugi koniec świata. - szepnął.
- To było słodkie. - szepnęłam i przytuliłam go. - Wiesz co dziwi mnie najbardziej.?
- Co takiego.? - szepnął.
- Że jesteś tu ty, a nie Zayn. - szepnęłam.
- A to akurat jest moja wina. - zachichotał.
- Że co.? Co ty mu zrobiłeś.? - zaśmiałam się lekko.
- Zamknąłem go u siebie w pokoju, bo inaczej już Verdas był bez przyrodzenia. - zaśmiał się.
- Diego... zdajesz sobie sprawę, że pokój twój i Leon'a łączy balkon.? - zaśmiałam się lekko.
- O cholera.- szepnął i szybko wybiegł z pokoju.
Mimowolnie się zaśmiałam. Humor mi dopisywał, mimo tego co się wydarzyło niespełna kilkadziesiąt minut temu. Byłam tak bardzo rozczarowana, oszukana... Nie umiałam nawet tego opisać. Westchnęłam pod nosem, przypominając sobie te przepiękne chwile z Verdas'em. Mój " jedyny " okazał się gnojkiem i debilem. Zmarnowałam tyle życia dla niego... No cóż, kochałam go. Jednakże nie udało mu się wywołać u mnie wyrzutów sumienia, skoro nic nie zrobiłam. Z resztą, on pewnie miał tak samo. Postaram się zapomnieć, ale to nie będzie łatwe. Leon ciągle jest miłością mojego życia.
Wyszłam z kabiny prysznicowej, w której przepłakałam ponad 3 godziny. Wyszłam tylko dlatego, że skończyły mi się łzy, piekły mnie oczy, a skóra wyglądała jak u 100-letniej babci. Dokładnie wycisnęłam wodę z włosów, oraz wytarłam całe ciało. Nałożyłam bieliznę oraz piżamę, składającą się z szarej koszulki na długi rękaw i długich spodniach o tej samej barwie. Związałam wysuszone włosy w niesforny kok. Posprzątałam po sobie i wyszłam z łazienki. Odkąd Diego wyszedł mój humor ulegał pogorszeniu. Nie potrafiłam teraz sama funkcjonować. Było za szybko bym zdążyła o tym zapomnieć. I tak pewnie zawsze będzie mnie to prześladować. Gdy zobaczyłam, że Leon wchodzi po schodach, zamurowało mnie. Stałam jak sparaliżowana, cichutko oddychając. Spojrzał na mnie i prychnął śmiechem.
- Prysznic po numerku.? - powiedział.
- O co ci chodzi.? - westchnęłam.
- Wreszcie dowiedziałem się prawdy o tobie. Niesamowite, że jesteś aż tak dobrą aktorką. - prychnął.
- Leon, nie zdradziłam cię ani razu.! - powiedziałam.
- Mogłabyś już nie zaprzeczać, mam dowody. Pora się przyznać, a nie tchórzyć. - wycedził przez zęby.
- Debilu, jakie dowody.?! - krzyknęłam.
- Violet... uspokój się. - szepnął mi czule do ucha Zayn, który pojawił się za mną.
- Jacy zakochani... - przedłużył ze sztucznym uśmiechem Leon. - Ciebie pewnie też zdradza.
- Ogarnij się. - powiedział Zayn. - Nic ci nie zrobiła.
- Zdradzała mnie. - powiedział.
- Debilu, nie robiła tego. Była ci wierna cały czas. - westchnął poirytowany nim.
- Mam dowody. - powiedział Leon.
- Jakie, skoro to nieprawda.? - powiedziałam zła.
Leon bez słowa ominął nas, lekko mnie szturchając, co pewnie było zamierzone. Westchnęłam zła. Jak można być takim... Rozczarował mnie i to bardzo. Nigdy bym nie pomyślała, że jest aż takim skur*ysynem. No cóż... może i ta cała Gery go oszukała, zmanipulowała nim, ale to go nie usprawiedliwia. Wierzy jej, choć mnie zna o wiele dłużej. To już jego wybór.
- Nic ci nie jest.? - spytał czule Zayn. - Wiesz, że nie powinnaś się tak denerwować.
- Nie, jest w porządku. Oczywiście mniej więcej. - szepnęłam, a on czule przejechał kciukiem po moim policzku. - Nie martw się, już nie boli.
- Nie rozumiem jak można... - zaczął.
- Ja też. Ale proszę, nie rozmawiajmy już o tym. - szepnęłam.
- Dobrze. - westchnął, a z pokoju wyszedł Leon.
- Proszę... tylko się nie wypieraj. - prychnął Leon, dając mi jakieś zdjęcia.
Przeglądałam je, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Na wszystkich byłam ja, gdzie całowałam się z innym facetami. Znałam te sytuacje, mniej więcej kojarzyłam te miejsca, ale żadnego mężczyzny nawet na oczy nigdy nie widziałam, a co dopiero takie rzeczy...
- Skąd je masz.? Są fałszywe. - powiedziałam.
- Gery mi je dała. Jedyna szczera wobec mnie osoba. - odparł.
- Leon, to photoshop.! Tego nigdy nie było.! - krzyknęłam.
- Nawet przyznać się nie potrafisz. - prychnął.
- Bo nie będę kłamać, że są prawdą. - powiedziałam. - Z resztą, po co ja mam się starać... Nie chcę cię już nigdy widzieć...
Rzuciłam w niego tymi zdjęciami i pobiegłam do pokoju. Żałowałam, że tak bardzo go pokochałam. Chciałabym teraz cofnąć czas i nie wprowadzić się tutaj, albo po prostu nie zgodzić się na bycie z nim. Myślałam, że go znam. Bądź co bądź tak jest, ale nie znałam jego z tej strony. Nie byłam temu winna, to nie ja tu popełniłam błąd. Ale w sumie ja... bo może gdybym nie była taka, bo by nie uwierzył w te zdjęcia.? Może to wszystko stało się przeze mnie.?
Obudziłam się przez jakiś hałas, dochodzący z kuchni. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 7:00. Kto o tej godzinie tak się tłucze.? Ziewnęłam. Nie pamiętam nawet, kiedy wczoraj zasnęłam. Westchnęłam, gdy powróciły te wszystkie momenty z poprzedniego dnia. " Violetta... Spróbuj zapomnieć... " Powtarzanie tego na okrągło wcale nie pomagało. Wręcz przeciwnie, dołowało strasznie. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający i długi prysznic, po czym ubrana w biało - zieloną sukienkę zeszłam do kuchni. Zobaczyłam tam Diego, niezdarnie wsypującego mąkę na blat. Zaśmiałam się lekko pod nosem, a Hiszpan spojrzał na mnie.
- Aż tak tragicznie to wygląda.? - zachichotał.
- Mogło być gorzej. - zaśmiałam się i podeszłam do niego.
- Czy moja panna Castillo mi pomoże.? - spytał z uśmiechem.
- Z przyjemnością, tylko powiedz mi co robisz. - uśmiechnęłam się.
- Pizza. Miała być twoim śniadaniem do łóżka, na poprawę humoru. - uśmiechnął się
- Już mi go poprawiłeś. - uśmiechnęłam się.
- To co.... Gotowa na gotowanie.? - zachichotał.
- Jasne. Od czego panie Hernandez zaczynamy.? - powiedziałam z uśmiechem.
- Musimy wyrobić ciasto. - odparł.
Kiwnęłam głową i zabraliśmy się do pracy. Mieszaliśmy rękami składniki, uciskając je mocno. Spojrzałam na Diego, bacznie nachylonego nad blatem i ugniatającego ciasto. Zachichotałam w myślach i wzięłam na palec trochę mąki, która po chwili wylądowała na nosie Hiszpana.
- Ej. - zaśmiał się.
- Do twarzy ci w białym. - zachichotałam.
- Mi każda biała rzecz pasuje. - parsknął śmiechem,
- Diegoooo.... Zbok. - przedłużyłam ze śmiechem.
- Oj, a ty niby taka grzeczna.? - zaśmiał się i obrócił mnie, wcierając w moje ramiona mąkę.
Śmiałam się, Diego tak samo. Cali w mąkę, włożyliśmy gotową pizzę do piekarnika. Poszliśmy się umyć, co zeszło na szybko. Niestety, musieliśmy posprzątać jeszcze łazienkę, bo chlapaliśmy się wodą oraz kuchnię, całą z mąki. Gdy skończyliśmy, akurat zadzwonił budzik od urządzenia. Diego ubrał specjalne kuchenne rękawice i wyjął blachę z pizzą. Ostrożnie ją pokroiłam na 8 części. Hiszpan wyjął dwa talerzyki.
- A co tu tak ładnie pachnie.? - spytał Zayn, który wszedł do kuchni.
- Nic dla ciebie. - zaśmiał się Diego.
- A czy ja się ciebie pytam.? - zaśmiał się. - Violcia mi da.
- Taki pewny jesteś.? - zachichotałam.
- A co nie.? - zamruczał słodko, przytulając mnie od tyłu.
- Nie. - zaśmiałam się, biorąc kawałek.
- A jak coś ci dam.? - spytał z uśmiechem.
- A co,? - zachichotałam.
Nie odpowiedział. Poczułam jak coś zawisło mi na szyi. Zniżyłam lekko wzrok. Ujrzałam piękny naszyjnik. Była tu literka V, a do jej końcówki przypięte C.
- V, jak Violetta. C jak Castillo.. Dwie najważniejsze literki w moim życiu. A niedługo... będzie i trzecia. - powiedział mi szeptem do ucha, a ja słodko się uśmiechnęłam.
- Jesteś cudowny. - szepnęłam.
- Wiem. - zachichotał. - Ale nie po to tu przyszedłem głównie.
- A po co.? Po pizze.? - zaśmiał się Diego.
- Ty się zamknij. - zaśmiał się Zayn. - Chciałem się ciebie zapytać... Wiem, że teraz pewnie nie będziesz chciała przez to wszystko, ale... chcę spytać, czy do mnie wrócisz.
- Zayn... - zaczęłam.
- Dobrze, rozumiem. Nie powinienem pytać. Głupek ze mnie. - westchnął.
- Zayn... - powtórzyłam.
- Co ja sobie myślałem, tylko się wygłupiłem. - westchnął.
- Zayn.! - powiedziałam głośno.
- Dobrze, już nie będę. Jestem idiotą. - powiedział.
- Ludzie, bądź ty cicho. - zaśmiałam się lekko i pocałowałam go namiętnie.
Zdziwiony odwzajemnił, a po chwili na jego ustach pojawił się wielki uśmiech. Złapał mnie w talii i pogłębił. Całowaliśmy się, a ja zapomniałam o wszystkim co mnie martwiło. Posadził mnie na blacie i wszedł pomiędzy moje nogi, łapczywie wbijając się w moje wargi. Nie żałowałam tej decyzji, wręcz przeciwnie. Słyszałam jak Diego słodko zachichotał. Niesamowite, że jest taki kochany, mimo, że spotykam się z jego bratem. Mieć takiego przyjaciela to skarb, naprawdę. Ktoś wszedł do kuchni i chyba oparł się łokciem o ramię Diego. Tak myślałam.
- Widzisz.... Wiedziałem, że będzie mi pukał siostrę pod własnym dachem, wiedziałem. - zaśmiał się Fede.
Oderwałam się ze śmiechem. Zayn śmiał się, po chwili wtulając głowę w moją szyję, a ja głaskała jego włosy czule i powoli.
- Będziesz jadł ten kawałek.? - spytał Fede, śmiejąc się lekko.
- Nie. Mam Violet. - zaśmiał się Zayn.
- Się nie dziwię. Wypukał mi siostrę, to nie głodny. - zaśmiał się Fede.
- Widzisz, a ty mnie za zboka uważasz. - prychnął śmiechem Diego.
- Wy wszyscy jesteście jacyś zboczeni. - zaśmiała się Ludmiła, wchodząc do kuchni.
- Ja jestem normalny. - zachichotał Zayn, wtulając się ciągle ze mną.
- Ja coś przegapiłam.? - przedłużyła z uśmiechem Ludmi, patrząc na Zayn'a.
- No... Siostrę mi pukał. - powiedział Fede i objął ją.
- Hajtacie się.? - zaśmiał się Maxi, który częstował się już pizzą.
- Najpierw musi ur.... - zaczął Zayn, ale szybko ugryzł się w język.
- Dokończ. - odparł Fede.
- Nie, lepiej nie. - powiedział.
- Violet... - westchnął Fede. - Mów.
- Vilu... spokojnie. Powiedz mu już. - powiedziała czule Ludmi.
- No dobrze. - westchnęłam lekko. - Jestem w ciąży. Z Zayn'em.
Wstrzymałam oddech. Przygotowałam się, że zaraz usłyszę krzyk. Jednakże nie stało się tak.
- No to moje gratulację. - powiedział z uśmiechem. - Znacie już płeć.?
- Nie. To dopiero niecały pierwszy miesiąc. - odparłam zdziwiona.
Chłopaki również pogratulowali. Zjedliśmy pizzę w wyśmienitych humorach, ale ja nadal nie mogłam uwierzyć, że on to tak przyjął. Cieszyło mnie to bardzo, ale dawało jednak do myślenia. Zayn cały czas mnie przytulał, obejmował, głaskał czule mój brzuch.
- Fede.... - powiedziałam.
- Tak.? - spytał.
- Nie jesteś na mnie zły.? - odparłam, a on od razu się domyślił o co mi chodzi.
- Jeśli byłoby to dziecko Leon'a, to bym był. Nie zniósłbym myśli, że ktoś taki może mieć prawo do tego maluszka. - powiedział. - A widzę, że Zayn kocha cię bardzo, bardzo mocno, tak jak ty go. Stworzycie wspaniałą rodzinę.
Uśmiechnęłam się. Mam jednak wspaniałego brata. Jest jaki jest, ale nie wymieniłabym go na innego. Cieszyłam się, że Verdas siedzi w pokoju. Ułatwia mi to nie czucie aż tak wielkiego bólu. Nagle kierunki moich myśli zeszły na jego drogę. A dokładnie błądziłam nimi po tamtych zdjęciach. Były mi tak bardzo znajome....
- Kochanie, co się dzieję.? - spytał czule Zayn.
- Muszę iść na chwilę do pokoju. - wstałam.
- Iść z tobą.? - spytał.
- Nie, zaraz wrócę. - uśmiechnęłam się lekko i poszłam w kierunku schodów.
Nieszybko po nich wyszłam. Musiałam dokładnie rozpatrzyć tą możliwość... Pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Weszłam do pokoju i przekręciła klucz, by nikt nie mógł wejść. Podeszłam do biurka. Otworzyłam pierwszą, potem drugą szufladę, ale mój cel znalazłam dopiero w ostatniej - trzeciej. Wyjęłam fioletowe pudełko i zasunęłam ją. Usiadłam z nim i położyłam obok. Rozwinęłam białą kokardę i otworzyłam wieko. Uśmiechnęłam się pod nosem, biorąc do ręki zdjęcie Leon'a. Miałam je tu sporo. Od urodzenia, do teraz. Szperałam w nich, aż dokopałam się do naszych wspólnych. Wyjęłam je, a resztę odłożyłam do pudełka. Zamknęłam wieczko i dokładnie im się przypatrywałam. Szukałam tamtych szczegółów. I udało mi się. To były te zdjęcia, te właściwe. Miałam to. Wiedziałam. Wzięłam głęboki oddech, by potem się nie zdenerwować. Spokojnie przekręciłam klucz w drzwiach i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę drzwi, za którymi leżał pewnie teraz Verdas. O tej godzinie zawsze to robi. Stanęłam, chcąc zapukać. Jednak tego nie zrobiłam. O nie Leon... tym razem nie będę się starać. Weszłam do pokoju. Leon odwrócił wzrok ze swojego tableta na mnie. Zauważyłam, że tamte " dowody " ma na swojej szafce nocnej. Prychnęłam w myślach.
- Czego tu chcesz.? - powiedział oschle. - Pomijając fakt, że nawet zapukać nie potrafisz.
- Przepraszam, następnym razem będę pukać. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- To czego chcesz.? - westchnął poirytowany.
- Prawdy. Nie przyszłam walczyć o naszą miłość, ani o ciebie, bo ty to już definitywnie przekreśliłeś. Ale nie pozwolę, byś mnie oskarżał o coś czego nie zrobiłam. I ja też mam dowody. - odparłam i położyłam mu na brzuch nasze zdjęcia. - Proszę.
- Co to.? - usiadł, biorąc je w rękę, niezbyt zainteresowany.
- Spójrz i wtedy mnie oceń. - szepnęłam. - Wiedz, że to i tak nic między nami nie zmieni.
Verdas z wymuszonym zaciekawieniem zaczął przeglądać zdjęcia. Patrzyłam na niego w ciszy. Po chwili jego wyraz twarzy zmienił nastawienie. Widziałam, że zmiękł i przestraszył się prawdy. Wziął zdjęcia od Gery i porównywał, kręcąc lekko głową. Sporzał w moje oczy, wzrokiem pełnym żalu.
- Violetta... - zaczął z trudem.
- Chciałam ci tylko to dać, byś wiedział,że nigdy cię nie zdradziłam. Teraz to dla mnie zadowalające,bo wiesz. Tyle. - odparłam.
- Violetta, przepraszam. - podszedł do mnie.
- Nie. Leon, uwierzyłeś jej, nawet ze mną tego nie wyjaśniłeś. Zwyzywałeś i uderzyłeś. Nie chcę już do nas wracać. Definitywnie to skończyłeś. - odsunęłam się.
- Błagam cię, wybacz mi. - szepnął. 
- Nie Leon, nie potrafię. - westchnęłam. 
- Proszę. - pogłaskał mnie po policzku.
Poczułam, że działa. Tylko on tak potrafił. Umiał zrobić ze mną co chciał, nawet spowodować, że mu wybaczę... Tak cholernie mocno go kocham. Byłam słaba, to on miał nade mną władzę. Patrzyłam mu w oczy jak zahipnotyzowana. Violetta, nie możesz... Nie umiem.... Wytrzymaj... Nie.... Proszę, idź.... Chcę być w jego ramionach.. Znienawidź go.... Nie... A jednak.. 
- Leoś, nie przejmuj się Violettą. - szepnęła czule Gery.
Głos dochodził z notebooka Leon'a. Usiadłam na jego łóżku i wzięłam urządzenie na kolana. Siedziała tam na kanapie Gery z Nim. Chyba Verdas był podbity, bo na podłodze było puste wino. 
- Oddaj mi notebooka, błagam. - usłyszałam błaganie Leona obok siebie.
Zignorowałam toi odsunęłam się, by mi go nie zabrał. 
- Dzięki za te zdjęcia. Bynajmniej znam prawdę o niej. - westchnął na nagraniu.
- To dziw*a. - powiedziała Gery, a ten kiwnął głową. 
Po chwili zaczęli się całować.
- Viola, wyłącz to. - czułam, że ma w oczach łzy.
To również zignorowałam, choć wiedziałam, dlaczego tak mówi. Niespełna kilka minut Gery z nim świetnie się zabawiali. To, co zrobił mi Leon było niczym, w porównaniu do tego. I bolało o wiele bardziej.
- Zdradziłeś mnie. - szepnęłam. zamykając klapę i odkładając notebook'a na bok.
- Violetta, to nie tak. Byłem pijany. te zdjęcia, Gery... - zaczął zrozpaczony.
- Nienawidzę cię. - szepnęłam i wyszłam czym prędzej.
Weszłam do pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Rzuciłam się na łóżku. płacząc. Poczułam, jak czyjaś ręka oplata moją talię. Rozpoznałam ją.
- Zayn, co ty tu robisz.? - szepnęłam.
- Jestem twoim chłopakiem przecież. - szepnął czule. - Dowiedziałaś się o nich, prawda.?
- Wiedziałeś.? - zdziwiłam się.
- W sumie niezupełnie. Diego powiedział, że Gery mu mówiła, że się przespali, ale nie uwierzyliśmy tak za bardzo. - wyjaśnił.
- Jak on mi mógł to zrobić... - ponownie się rozpłakałam i wtuliłam w niego.
- Nie jest wart twoich łez. - szepnął, czule mnie tuląc. - Violet...
- Tak.? - szepnęłam niewyraźnie.
- Jednak nic, to głupi pomysł. - westchnął.
- Powiedz, proszę. Chociaż ty mnie nie oszukuj. - szepnęłam.
- Pomyślałem, że przyda ci się regeneracja po tym wszystkim. - wyjaśnił. - Może wyjechalibyśmy gdzieś we dwoje.?
- Zayn... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Rozumiem. Mówiłam, że to beznadziejny pomysł. - szepnął.
- Nie o to mi chodzi. - odparłam. - Chętnie to zrobię, ale nie chcę wyjechać... chcę się przeprowadzić.
- Gdzie.? - spytał.
- Jak najdalej. Najlepiej Manhattan. - szepnęłam.
- Aż do Nowego Yorku.? - zdziwił się.
- Możemy gdzieś indziej. - westchnęłam lekko.
- Nie, nie przeszkadza mi gdzie. Ważne by z tobą. - uśmiechnął się lekko. - Kiedy.?
- Po świętach. - szepnęłam.
Kiwnął głową. Był cudowny. Potrafił rzucić wszystko, by tylko przy mnie być. Wyjadę i zacznę wszystko od nowa. Bez Niego... bez całego mojego świata, który nadal jest Nim.

* kilka dni później *

Niespodziewanie otworzyłam oczy. Zasnęłam.? Pewnie tak. Wczoraj byliśmy na imprezie w klubie. Zayn cały czas był obok i nie pił. Nie chciał, choć go zachęcałam. Wolał się nami opiekować. Wreszcie widzę, że jestem w ciąży, bo mój brzuszek już leciutko się zaokrąglił i nie jest już tą samą deską co wcześniej. Wygramoliłam się z łóżka, słysząc istną wrzawę na dole. Zbliżały się święta oraz idący w parze z tym mój wyjazd. Kupiłam już z Zayn'em mieszkanie w jednym z luksusowych wieżowców. O pracę nie będzie trudno, bo wkońcu mnie tam znają. Właśnie chyba z tego powodu nie było trudno znaleźć miejsca. Nikomu nie mówiłam, nawet Ludmi czy Fede. Leon przez ten czas co chwilę mnie przeprasza i prosi o drugą szansę. Nie wybaczę mu tego, bynajmniej na razie. A nawet jeśli, to nie chcę znowu z nim być. Nie potrafię po tej zdradzie. Myłam się pewnie z 3 godziny temu, bo wróciliśmy nad ranem, a była 8:00. Ściągnęłam z siebie piżamę i otworzyłam szafę, z której wyjęłam biały, cienki sweterek, stanik z srebrnymi ćwiekami i łososiową spódniczkę na gumkę do mniej więcej połowy uda, lub troszkę dalej. Związałam włosy w wysokiego kucyka, a po ustach przejechałam czerwonym błyszczykiem. Popryskałam się jeszcze perfumami. Nałożyłam na nogi srebrne conversy, które dostałam od Zayn'a. Miały być pod choinkę, ale chyba nie wytrzymał. Zeszłam na dół. Ludmi chyba była w kuchni z Fede, a chłopaki siedzieli na kanapie w salonie i przywiązywali sznureczki lub druciki do cukierków. Zaśmiałam się lekko.
- Teraz piłkarze będą kopać cukierki.? - zachichotałam.
- Ja tam popukam. - zaśmiał się Maxi.
- Kto co lubi. - zaśmiał się Peter.
- Cicho geju. - zaśmiał się Maxi.
- Hej skarbie. - uśmiechnął się Zayn, dając mi buziaka.
- Hej. - odwzajemniłam z uśmiechem, widząc, zazdrość na twarzy Leon'a.
- Wszystkiego najlepszego. - szepnął mi do ucha z uśmiechem.
- Kochanie, ale ja nie mam dziś urodzin. - zaśmiałam się lekko.
- Dzisiaj 20 grudzień. Masz. - uśmiechnął się Leon.
- Mój skarb już jest prawie dorosły. - powiedział ze słodkim uśmiechem Zayn.
Chciałam coś powiedzieć, ale do salonu weszła Ludmi z Fede, którzy nieśli tort. Wszyscy zaczęli mi śpiewać Sto lat, a ja czułam, że się wzruszam. Zayn obejmował mnie, tuląc czule. Gdy skończyli, zdmuchnęłam świeczki, wcześniej myśląc o życzeniu. Przytuliłam każdego, na koniec zostawiając Leon'a. Dano mi drobne upominki. Fede nalewał do kieliszków szampana, a Ludmi kroiła tort. Podeszłam do Leon'a. Bez słowa wziął mnie za rękę do ogrodu. Zdecydowałam, że pójdę z nim. To jedna z ostatnich takich chwil przed moim wyjazdem. Weszliśmy do " naszej " altanki. Tu przeżyłam z nim wiele wspaniałych momentów, które wróciły z podwójną siłą. Nie zamierzałam mu jednak jeszcze wybaczyć. Ujął moją drugą dłoń i stanął przede mną.
- Chcę ci życzyć wszystkiego co najlepsze. - szepnął.
- Dziękuję, przyda się. - uśmiechnęłam się lekko.
- I... jeszcze raz cię bardzo przepraszam. Wiem, że jesteś z Zayn'em, widzę, że układa się wam... Zazdroszczę mu. - odparł.
- Nigdy nie myślałam, że będziesz mu kiedykolwiek zazdrościł. -  zaśmiałam się lekko.
- Magia świąt. - zachichotał lekko. - Jak się tak w ogóle czujesz.?
- Dobrze, ale dlaczego pytasz.? - przedłużyłam lekko.
Z bólem w oczach puścił jedną moją dłoń, by delikatnie wyciągnąć sweterek spod mojej spódniczki i odsłonić brzuch. Z wielką czułością pogłaskał go.
- Zayn jest szczęściarzem, że ma takie dwa skarby. - szepnął. - Znasz już płeć.?
- Nie, to jeszcze za szybko. - szepnęłam.
- Rozumiem. - kiwnął głową lekko. - Ze mną nie chciałaś dziecka...
- To nie tak. - westchnęłam lekko. - Bardzo chciałam. 
- Czyli nie planowaliście.? - spytał.
- Raczej nie. - zaśmiałam się lekko.
- Pamiętaj, że mimo wszystko możesz na mnie liczyć. - szepnął. głaszcząc mój brzuch. - Wy możecie.
- Będziemy pamiętać. - uśmiechnęłam się.
- Urodziny na razie udane.? - spytał.
- Nie należą do najlepszych, ale nie narzekam. - zaśmiałam się lekko.
- Tak w ogóle to mam prezent dla ciebie i dla malucha też. - uśmiechnął się. - Ale dam ci go wieczorem, bo ten dla ciebie jeszcze nie przyszedł. Czekam na telefon ze sklepu.
- Nie musisz mi serio nic dawać. - powiedziałam.
- To przyjemność. Chociaż tak w małym stopniu zrekompensuje te wszystkie krzywdy. Wiem, że to nie to samo, ale liczą się chęci. - odparł.
- No to pozostaje mi podziękować. - przytuliłam go.
Wtulił się we mnie jak dziecko, a głowę przytulił do mojej szyi. Bardzo mi go brakuje, ale niestety, nie chcę tego zmieniać. Będę cierpieć bez niego. ale tak musi być. Już mu po prostu nie ufam.
- Brakowało mi tego. - szepnął. - Przez własną głupotę straciłem to. co było najważniejsze.
- Nie żyjmy przeszłością. Stało się, nie zmienimy tego. Chcę po prostu o tym zapomnieć i nie wracać. - szepnęłam/
- To znaczy, że mi wybaczasz.? - spytał z nadzieją.
- Nie. Nie umiem tego zrobić. - westchnęłam lekko,
- Mam pomysł. - szepnął.
- Jaki.? - zapytałam.
- Daj mi choć przez chwilę poczuć cię jeszcze przy sobie. - szepnął.
- Co masz na myśli.? - zapytałam.
- Usiądźmy i obejrzyjmy jakiś film na laptopie. - szepnął.
- Ale nie żaden romantyk ani horror. - poprosiłam.
- Może pooglądamy Hobbita.? - zaproponował. - Mówiłem twojemu chłopakowi, że to ci zaproponuje. Nie miał nic przeciwko.
- No skoro tak, to czemu nie. - uśmiechnęłam się i usiadłam z nim na ławce.
Laptop był już włączony na stole, więc Meksykanin szybko wpisał na wyszukiwarce co trzeba. Usłyszałam płacz dziecka. To pewnie Sebuś. A no tak... Ludmi urodziła kilka dni temu. Mały jest wcześniakiem. Wczoraj wyszła już do domu z synkiem. Jest niesamowity. On i Fede to dwie krople wody, oczka ma po Lu. Ślub przełożono ze względu na urodziny. Jak wyjadę, to pewnie dopiero na niego przyjadę. Jest dopiero za kilka miesięcy, by Sebastian mógł podrosnąć. Uśmiechnęłam się lekko. Leon delikatnie i niepewnie mnie objął. Oglądaliśmy, jedząc tort, który nam przyniósł. W pewnym momencie coś zapikało w laptopie.
- Przepraszam, zobaczę co to. E-mail pewnie jakiś. - zatrzymał film i otworzył pocztę.
Wiadomość była pusta, jedyne co tam było to załącznik, a dokładnie film. Obawiałam się, że to ten sam, który zrujnował moją miłość, a jednak zdziwiłam się. To było coś o wiele bardziej ważnego...



Zaniemówiłam, bo doskonale pamiętałam ten moment choć nie wiedziałam, że ktoś to nagrał. Byłam w szkole tanecznej wtedy, nie chodziłam jeszcze z Leon'em. Powiedział, że ma coś dla mnie i wtedy zaczął śpiewać tą piękną piosenkę. Gdy filmik się skończył spojrzałam na niego, a on robił to już dłuższy czas. Czułam, że mięknę. Nie... nie mogę... wytrzymaj... błagam.. Leon zbliżył się do mnie, a ja nie umiałam się oprzeć. Chciałam znów czuć te gorące wargi, które wbijały się w moje łapczywie. Chcę znów czuć jego bezpośredni ton pocałunków... Otarł swój nos o mój.
- Błagam, nie przerywaj tego. - pogłaskał mój podbródek, łapiąc go w dwa palce i przybliżając moją twarz do swojej bardziej tak, że nasze usta delikatnie się stykały, a ja czułam jego oddech.
- Nadal mnie kochasz, a ja ciebie. Daj mi szansę, ostatnią... - szepnął.
- Nie. - wyszeptałam z trudem.
Było to dla niego jak zachęta. Sądził, że po prostu się droczę. Przymknął oczy i otarł wargami o moje myśląc, że odwzajemnię. Tym samym bym je złączyła, a tego pragnęłam. Z każdą sekundą bardziej i bardziej...
- Leon, dość.! - odsunęłam się szybko i wstałam.
- Widzisz.... chcesz tego. - odparł.
- Chcę... ale nie mogę. I tego nie zrobię. Nie próbuj mnie namawiać, bym ci wybaczyła. To co zrobiłeś było dla mnie jak cios w serce. Nie jestem w stanie nawet teraz myśleć o jakimikolwiek przebaczeniu. Nigdy więcej takich numerów. - szepnęłam i szybko poszłam stamtąd.
Wyszłam furtką na chodnik, oddychając szybko. Próbowałam uspokoić szalone bicie serca, które kazało wrócić i wbić się w te pulsujące wargi. Słucham teraz rozumu, nie serca... Nie chciałam wracać, póki się nie uspokoję do końca. Szłam przed siebie, nawet nie wiedziałam dokąd. Muszę wytrzymać jeszcze te cztery dni... Wyjeżdżam w nocy, po pasterce, prywatnym samolotem. Adios Leon. Nie... nie mogę jechać... MUSZĘ... nie... STOP. Nie mogę tak... Poczułam, że wpadam na kogoś, a moje ciało odchyla się do tyłu, by z bólem upaść. Zamknęłam oczy. Jednakże poczułam tyle silne dłonie na moich plecach, które mnie oplotły. Powoli otworzyłam powieki, by spotkać się z piwnymi oczami, doskonale mi znajomymi... i od dawien dawna znienawidzonymi..
- Christian. - szepnęłam niedowierzając.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz