30 sty 2016

Rozdział X





- Ale.. jak to dziadkiem.? - zdziwiłam się,
Antonio nie odpowiedział, jedynie wyciągnął z wewnętrznej kieszonki swojej czarnej marynarki portfel. Otworzył go i pokazał zdjęcie, na którym był on, oraz ja jako niemowlę. Nie mógł być to photoshop. Delikatnie przejechałam palcem po zdjęciu, nie mogąc w to wszystko uwierzyć.
- Gdy twoja mama, czyli moja córka, zmarła, twój ojciec wyjechał razem z wami. Nie mieliśmy z wami kontaktu - wyjaśnił.
- To ojciec wyjechał. Nas zostawił w domu dziecka. - powiedziałam cicho.
- Tak, wiem to dopiero od całkiem niedawna. Pomyślałem, że przecież mnóstwo osób może się nazywać Violetta Castillo. Dopiero jak zobaczyłem cię wczoraj na żywo na koncercie... rozpoznałem moją małą Violę. Nie czytam młodzieżowych gazet, ani nie wchodzę na plotkarskie fora, więc nie wiedziałem, że ta sławna Violetta... Przepraszam cię za te lata. Nie wiedziałem, nikt nie wiedział z nas, że sprawy tak się mają. - odpowiedział mój dziadek.
- Nie szkodzi. Tak strasznie się cieszę, że cię mam, was mam... - nie wytrzymałam i podeszłam do niego, po czym usiadłam i wtuliłam się.
- Jak chcesz możesz jechać ze mną jeszcze dziś do Włoch. Wszyscy czekają podekscytowani, że żyjecie i, że was znalazłem. - powiedział z czułością w głosie.
- Bardzo bym chciała, ale niestety dzisiaj wyjeżdżam do Buenos Aires. Do tego ruszają treningi... nie dam rady, choć tego pragnę. - westchnęłam.
- To nic. Violuś, możesz przyjechać ze swoim bratem kiedy chcesz. A tak w ogóle, to chyba nie ma go z tobą. - powiedział.
- Nie, nie ma. - zaśmiałam się lekko. - Tatuś teraz zajmuje się swoją dziewczyną.
- Tatuś.? - zdziwił się.
- Federico zostanie ojcem. Jego dziewczyna jest w ciąży. - wyjaśniła.
- Planują chociaż ślub.? - uśmiechnął się.
- I tak i nie. Planować jeszcze nie planują, ale jak przyjadę, podczas kolacji, Fede się jej oświadczy. - powiedziałam. - Więc musisz mi dać koniecznie adres, byśmy wysłali wam zaproszenia na ślub.
- Masz jakąś kartkę i długopis.? To ci zapiszę. - zaproponował.
- Tak, oczywiście. Jeszcze dam ci mój numer telefonu... dziadku. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Wyjęłam swój notesik wraz z długopisem. Wyrwałam czystą kartkę, na której zapisałam swój numer telefonu, oraz mój adres w razie czego. Antonio zapisał w notatniku swój adres i telefon, bym miała go zawsze pod ręką. Daną mu przeze mnie karteczkę schował do kieszeni, a ja notesik do torebki. Przytuliłam go.
- Nie mogę w to uwierzyć... - szepnęłam ze łzami w oczach.
- My chyba też. - zaśmiał się pogodnie.
- A Angie.... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Znasz ją.? - zdziwił się.
- Już kilka miesięcy. - powiedziałam.
- Naprawdę.? - odpowiedział. - Szkoda, że nam nie powiedziała. Wtedy byśmy przyjechali do was.
- Nie szkodzi, ważne, że teraz już będzie tylko lepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Tak, masz rację. - powiedział uśmiechnięty.
- Przepraszam, ale będę musiała już wracać. Mam się jeszcze spakować, bo za 2 godziny wylatuję. - oderwałam się niechętnie.
- Tak, oczywiście. Do zobaczenia kochanie i miłego lotu. - powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję, dziadku. - pocałowałam go w policzek, wzięłam torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia.
Wyszłam z restauracji, kierując się ulicą w kierunku hotelu. To, co działo się teraz w moim życiu było totalnie nienormalne. Leon żyje, całowałam się z Zayn'em, a do tego dowiedziałam się czegoś o mojej rodzinie. Cholera... zapomniałam zapytać o mojego ojca. Eh, Violetta, jak zwykle musisz zapomnieć o najważniejszym...Poczułam, że coś poruszyło się w mojej kieszeni. Tym czymś oczywiście musiał być mój telefon. Wyciągnęłam go i odblokowałam ekran jednym przesunięciem palca. Jedna nieodczytana wiadomość... Kliknęłam na nią.

Leon:
Jestem już w Buenos Aires. Miłego lotu skarbie <333333 Kocham Cię i tęsknię strasznie, więc szybko przyleć. <3 

Zachichotałam słodko pod nosem i zablokowałam ekran, chowając telefon do kieszeni. Słodziak z Niego. Weszłam po schodach do hotelu. Wzięłam z recepcji klucze do mojego pokoju i skierowałam się do windy. Na szczęście dość szybko przyjechała. W innym wypadku wybrałabym schody. Weszłam do środka i nacisnęłam guzik z numerkiem piętra, gdzie miałam pokój. Oparłam się o ścianę, patrząc na zamykające się drzwi. Winda ruszyła, a mnie opanowało to dziwne uczucie. Wpatrywałam się w lustro przede mną, nie wiedząc nawet po co to robię. Byłam jakaś taka smutna, albo mi się wydawało. Wpatrywałam się w moje oczy, próbując cokolwiek w nich wyczytać. Niestety nadaremnie. Usłyszałam krótką melodyjkę, która wskazywała dotarcie na miejsce. Westchnęłam lekko i czekałam, aż drzwi się otworzą. Niestety, ale tego nie zrobiły. Spojrzałam wyżej, gdzie świeciło się czerwone światełko.
- No to pięknie. - powiedział zła.
Samolot za jakieś 1,5 godziny a ja stoję w windzie, która się zacięła. Ja pier... Od teraz wybieram schody, choćbym miała wyjść nimi na 100 piętro. Wyciągnęłam telefon, chcąc zadzwonić do Diego, by mi pomógł. Jak na złość nie było sygnału, więc próba kontaktu ze światem była niemożliwa. Waliłam dłonią w drzwi, wołając tradycyjnie pomocy. Ten hotel jest tak zaludniony, a nikt nawet nie przechodzi obok windy. Widocznie wszyscy z doświadczenia wybierając schody. Walnęłam jeszcze kilka razy dłonią w drzwi, ale efekt był ten sam. Westchnęłam już chyba tysięczny raz w ciągu pobytu w tym pomieszczeniu. Oparłam się o ścianę, chowając głowę w kolana. Dobrze, że chociaż cokolwiek tu było widać. Usłyszałam czyjeś kroki, a po chwili dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Spojrzałam na nie, widząc Zayn'a przed sobą.
- A ty co... w chowanego się bawisz.? - zaśmiał się.
- Uwielbiam Cię, - powiedziałam cicho i wstałam od razu, podchodząc do drzwi.
- Powtarzam pytanie. - zaśmiał się.
- Winda się zacięła i nie miałam jak wyjść, ale.... Zayn pajacu.! - krzyknęłam zła, bo zdałam sobie sprawę, że on dalej zamknął te drzwi.
- Zayn Hernandez jak już. - zaśmiał się.
- No to teraz siedzimy tu razem. - westchnęłam, siadając na poprzednie miejsce.
- Ja tam nie narzekam. Najwyżej zrobimy sobie miesiąc miodowy. - zaśmiał się, siadając obok.
- Nie jestem w humorze. - westchnęłam cicho.
- Złość piękności szkodzi, ale jesteś taka piękna, że tobie to nie zaszkodzi nawet trochę. - powiedział słodko, splatając nasze dłonie.
Spojrzałam na niego i lekko się zaśmiałam, pokazując mu język. Odwzajemnił śmiech.
- W co się bawimy.? - zaśmiał się. - Jakoś musimy spędzić tu czas.
- Ty mi lepiej powiedz, czy masz zasięg w telefonie. - powiedziałam z uśmiechem.
- A zdziwię cię, mam. - zaśmiał się.
- To dzwoń do Diego.- poprosiłam.
Wyjął swój telefon, szukając w kontaktach numeru swojego brata. Nagle zaczął wibrować, a Zayn rzucił nim jak oparzony. IPhon odbił się o drzwi i roztrzaskał.
- Zayn.! - westchnęłam zła.
- Nie moja wina, że się przestraszyłem. - zaśmiał się lekko. -  A i tak nie miałem sygnału.
- Dobra, trzeba wymyślić plan B. Masz jakiś pomysł.? - zapytałam.
- Mam. - powiedział z uśmiechem.
- Jaki.? - spytałam.
- Szybki numerek w windzie.! - krzyknął z uśmiechem.\
- Równie szybko to cię mogę zgwałcić. - zaśmiałam się lekko.
- Uuuuuuuuuuu......... - przedłużył, śmiejąc się. - Mieć takiego gwałciciela to zaszczyt.
- Głupek. - westchnęłam cicho.
- Ti maludooooooo..... - przedłużył, dalej się śmiejąc i wziął mnie na kolana.
Nagle w windzie rozległ się dźwięk z radia, z którego poleciała ta piosenka: LINK
- Radio to umieją włączyć, ale windy to już nie. - zaśmiałam się lekko.
- Magia ludzkości. - powiedział ze śmiechem Zayn.
- Ta... - westchnęłam i oparłam głowę o jego ramię.
- Violu... dlaczego między nami nie jest tak jak wcześniej.? - spojrzał mi w oczy.
- Jest tak, jak powinno między nami być. - powiedziałam cicho.
- Próbujesz mnie do siebie oddalić, choć nie wiem dlaczego. A te cudowne kilka miesięcy.? Nie uwierzę, że były kłamstwem z twojej strony. - odpowiedział. - Kochasz mnie.?
- Kocham. - powiedziała. - Ale... jest jeden powód, który jest ważny, ale o którym nie mogę ci powiedzieć.
- Diego.? - westchnął.
- Nie, to nie Diego. - powiedziałam.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna i strasznie cię kocham. - szepnął.
- Dostaniesz buziaka, jak otworzysz tą windę. - zaśmiałam się.
- Cóż, cudotwórcą nie jestem. - zaśmiał się. - Ale przecież miło możemy ten czas spędzić.
- Zayn... - zaczęłam.
- Violet, zboku. Nie to. - zaczął się śmiać. - Masz notesik.? I jakieś niepotrzebne kartki w nim.?
- Tak, mam. - śmiałam się lekko i podałam mu go.
Zayn wydarł kilka kartek, które po chwili złożył starannie w samoloty. Podał mi jednego. Zaczęliśmy je puszczać po całej windzie. Papierowe zabawki krążyły wokół nas, a my śmieliśmy się do łez. Z głośników poleciały tzw. " kaczuchy ", a ja śmiałam się jeszcze bardziej. Zayn widząc mój dobry humor wstał i zaczął do tego tańczyć.
- Zayn, przestań.! - płakałam ze śmiechu.
- Nie gadaj tylko chodź. - zaśmiał się i pociągnął mi za rękę do góry.
Zaczęłam tańczyć razem z nim, nie mogąc opanować śmiechu. Jednak potrafił rozśmieszyć mnie do łez i sprawić, że przez te kilka chwil życie było idealne w każdym calu. Przy nim właśnie wszystko takie było. Tak strasznie inne, ale przez to takie uzależniające. Pierwszy raz po głowie chodziła mi myśl, że powinnam oddać mu się i z nim być. Szybko jednak moje serce tęskniło za Leon'em. Jego ukrywanie się nie działa na mnie dobrze, bo nie mogę wytłumaczyć tak wielu spraw. Szkoda, bo wtedy wszystko byłoby dużo łatwiejsze i o wiele mniej skomplikowane. Muzyka ucichła w pewnym momencie, a światło zgasło. Jedynie miała lampeczka oświetlała trochę to pomieszczenie. Bałam się takich pomieszczeń. Ciemno, ciasno... nie czułam się tu dobrze. Oparłam się o ścianę, czując, że moje oczy błądzą po ścianach i podłogach.
- Boję się. - szepnęłam cichutko.
- Strach to tylko twoja słabość. Nie daj się mu opętać. On tylko na to czeka. - usłyszałam szept Hiszpana.
- To nie takie proste. - powiedziałam cicho.
- Czego się boisz.? - spytał.
- Nie wiem. Otoczenia. - powiedziałam.
- A co jest w nim strasznego.? - spytał.
- Ciemność. - odpowiedziałam.
- Nie... - powiedział.
- Nie.? A co.? - szepnęłam.
- Miłość. To jej boisz się najbardziej. - szepnął.
Poczułam jak jego wargi łapczywie wbijają się w moje a dłonie oplatają moje policzki, które automatycznie zapłonęły rumieńcem. Jego pocałunek był brutalny, ale namiętny i co najważniejsze, czuły. Jeszcze nigdy mnie tak nie pocałował, choć nawet do wielu pocałunków nie doszło. Położyłam dłonie na jego umięśnione ramiona, odwzajemniając namiętnie jego pocałunek. Zayn potraktował to jak definitywną umowę z pozwoleniem. Delikatnie rozsunęłam wargi, a on nie czekając włożył swój język, masując moje podniebienie. Kciuki wsadziłam za jego pasek, przyciągając go do do siebie. On mnie paraliżował, a ja nie wiedziałam w pełni co się dzieje, ani co robię. Poczuł jak ściąga dłoń z mojego policzka, a potem zwinnie rozpinając kciukiem i palcem wskazującym guziki mojej koszuli, którą wyciągnął ze spodni. Otworzyłam lekko oczy. Zayn nie miał na sobie bluzki, co zdziwiło mnie, bo nie czułam jak ją ściągał. Przylegał do mojego ciała, a jego klata idealnie dopasowała się do mojej talii. Miałam rozpiętą koszulkę. Zayn delikatnie oderwał swoje wargi, opierając czoło o moje. Oddychaliśmy nierównomiernie, choć tak samo. Patrzeliśmy na nasze usta, jakby próbując ogarnąć sytuację. Pogłaskałam jego policzek, wywołując u niego lekki uśmiech.
- Miłość. To jej boisz się najbardziej. - powtórzył szeptem.
- Nie. Nie boję się jej. Po prostu ona komplikuje mi życie. - szepnęłam, kierując wzrok na jego oczy.
- To zrób tak, by tego nie robiła. - szepnął, patrząc mi w oczy.- To ty o niej decydujesz.
- Mam do ciebie prośbę. - szepnęłam.
- Wszystko co zechcesz. - powiedział.
- Nigdy więcej tak nie rób. Tak, ani podobnie. Po prostu nigdy już mnie nie całuj. - spojrzałam mu w oczy, zapinając koszulkę.
Kątem oka zobaczyłam, że drzwi windy otworzyły się, a w nich stanął Diego. Zmieszał się, gdy zobaczył, że chyba coś przed chwilą nam przerwał, choć tak nie było.
- Nigdy. - powtórzyłam, biorąc torebkę i idąc do wyjścia.
- Violetta... - zaczął błagalnie Zayn, ale nie chciałam go dalej słuchać, po prostu wyszłam.
Diego patrzył na nas na przemian, po chwili wchodząc do windy, gdzie był Zayn. Korciło mnie, by podsłuchać ich rozmowę, ale powstrzymałam się. Szybko wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam drzwi od mojego pokoju. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze 20 minut, by dotrzeć na lotnisko, a byłam jeszcze nie do końca spakowana. Szybko otworzyłam walizkę, pakując do niej ostatnie rzeczy. Gdy skończyłam, przeszłam po wszystkich pomieszczeniach, by zobaczyć, czy aby na pewno mam wszystko. Z tego co widzę, to mam wszystko. Pośpiesznie wzięłam torebkę i walizkę, wychodząc z pokoju. Miałam jeszcze 10 minut. Super, na pewno się spóźnię. Westchnęłam lekko zdenerwowana pod nosem i przyśpieszyłam. Tym razem bezdyskusyjnie wybrałam schody, po których zeszłam, trzymając walizkę w ręce. Była bardzo ciężka, ale dałam radę, choć ręka mi więdła. Napisałam do Diego, że idę na lotnisko. Może na mnie czekali, więc lepiej jak mu to napiszę, bo jeszcze i oni się spóźnią. Lotnisko było niedaleko, więc nawet nie podejmowałam próby złapania taksówki. Prawie biegiem dotarłam na lotnisko, mało nie wywracając się podczas drogi. Wpadłam zgrzana na lotnisko, natychmiast kierując wzrok na tablicę. O cholera, samolot za dwie minuty. Szybko ruszyłam w stronę niedużej kolejki na odprawę. Zayn był sprawdzany, a za nim stał Diego, który dosyć szybko mnie zauważył i lekko kiwnął głową. Zrozumiałam cel tego gestu i niezauważona przez resztę osób stanęłam przed Diego. Po niedługiej chwili byłam już po odprawie. Cała nasza trójka poszła w odpowiednią stronę. Samolot punktualnie wylądował, a gdy pozwolono nam wejść, weszliśmy jako pierwsi, zajmując nasze miejsca, które były obok siebie. Ja siedziałam pośrodku, czyli pomiędzy nimi. Trochę nie podobało mi się, że Zayn siedzi obok, ale nic nie mówiłam. Samolot był bardzo mało zaludniony. Włącznie z nami leciały chyba tylko 15 osób. Byłam przyzwyczajona do tłoku, a tu takie zaskoczenie. Stweardess'a poprosiła wszystkich o zapięcie pasów. Gdy samolot był już w górze odpięłam je i wygodnie usiadłam na siedzeniu. Szkoda, że nie siedziałam przy oknie, bo miałabym się o co oprzeć i zasnąć aż do domu. Zdecydowałam, że oprę głowę o ramię Diego. Zrobiłam to, a on spojrzał na mnie.
- Mogę.? - spytałam.
- Tak, jasne. Nie krępuj się. - powiedział z uśmiechem. - Może posłuchamy muzyki.?
- A masz słuchawki.? Ja moje mam chyba w walizce. - spytałam.
- Tak mam. Twój IPod czy mój.? - zapytał.
- Twój. Mam mało baterii, a i tak słuchamy tego samego. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Też prawda. - zaśmiał się lekko, sięgając do swojej torby.
- Chcesz do ci pożyczę mój. - powiedział Zayn.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
Diego spojrzał na mnie, bo chyba zobaczył, że coś jest grane. Spojrzałam na niego i lekko kręcąc głową.
- Masz już.? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział podejrzliwie.
Dał mi jedną, a ja włożyłam ją sobie do ucha. Drugą on zagospodarował dla siebie. Ściągnęłam bluzę z siebie i przykryłam się nią, a dokładnie od pasa w górę, po czym wtuliłam się w jego ramię, słuchając jego ulubionej piosenki. Mój lot kierował się wokół słów refrenu...



Haré lo necesario para olvidarte,Aunque me toque cambiar,Y no ser nunca más,Lo que fui ya no me importa,Igual no volverás. 




Obudziłam się nagle, zdając sobie sprawę, że leżę w moim łóżku. Usiadłam, ziewając i odkrywając kołdrę. Miałam na sobie to samo co podczas lotu, oprócz butów. Rozejrzałam się dookoła. To nie był mój pokój. To znaczy był, ale nie ten, w którym teraz mieszkałam. Byłam w willi Federico i Ludmi. A no tak, chłopaki są na urlopie, a Fede miał nas odebrać. Wstałam i trochę się porozciągałam. Wkońcu spałam cały lot i zapewne kilka godzin więcej, bo był już wieczór. Spojrzałam na okno, skąd było widać zachodzące słońce. To dzisiaj to kolacja zaręczynowa.? Chyba tak. Nawet nie pamiętam. Szczerze to nie pamiętam tamtego dnia. Dziwne, czy to przez ilość snu.? Nie wiem, ale lepiej nie powiem Fede. Nie chcę go darmowo martwić, bo po co. Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. W salonie siedział Fede, który trzymał Ludmi okrakiem na kolanach. Całowali się. Zastanawiałam się czy im przerwać. Hm... sorki Luśka, ale to za kara dla Fede. Zachichotałam.
- Zboki. Nawet przespać cię nie można, bo kurdę cały dom chodzi od tych waszych jęków. - zaśmiałam się, a Ludmiła oderwała się od niego jak oparzona.
- O już wstałaś słoneczko. - zarumieniła się speszona.
- Trudno było się nie obudzić. - zaśmiałam się i usiadłam obok. - Żartowałam oczywiście.
- Uff.... - odetchnęła z ulgą blondynka, lekko się śmiejąc.
- Jest dzisiaj jakaś kolacja.? - spytałam, patrząc na Fede.
- Tak. - kiwnął głową z ukrywaną radością. - O 18:00 wszyscy będą. Mam na myśli oczywiście Angie i chłopaki.
- A która godzina.? - spytałam.
- 17:30. - odparł.
- I mówisz to z takim spokojem.? Muszę pójść się szykować. - zaśmiałam się lekko i wstałam. - Wy z resztą też.
- Idź już. - zaśmiał się Fede, a ja pokazałam mu język i pobiegłam na górę do pokoju. Nie miałam za dużego wyboru sukienki, bo moje ciuchy to były te co miałam w niewielkiej walizce. Zdecydowałam się na taką kreację --->
Podekscytowałam się trochę tymi oświadczynami, bo to na pewno będzie piękna chwila. Już nie mogę się doczekać mojej chrześnicy oraz dnia, kiedy Ludmiła wreszcie zostanie moją bratową. Włosy lekko pofalowałam i zrobiłam delikatny makijaż. Na nogi założyłam sandałki na obcasie w kolorze sukienki. Nałożyłam jeszcze na lewy środkowy palec pierścionek z kwiatkiem i bransoletkę na lewy nadgarstek. Poperfumowałam się ulubionymi perfumami i spojrzałam w lustro. Wyglądałam prześlicznie, ale nie chciałam dzisiaj błyszczeć. To dzień Fedemiły, czyli Fede i Ludmiły, sama wymyśliłam.  Z tego co wiem, to Luśka ma mieć zwiewną, czarną sukienkę z białymi dodatkami. Stawia na elegancję i ma rację. W takich stylizacjach wygląda najlepiej. Uśmiechnęłam się lekko, słysząc głos chłopaków. Nagle do mojego pokoju wparował mój ukochany pies.
- Alex.! - powiedziałam z uśmiechem, kucając przy nim i czule głaszcząc, na co on merdał ogonem. - Chodź, idziemy na dól.
Alex miał na sobie obrożę z czarną muchą, co wyglądało bardzo elegancko. No, no.... Ma piesek gust. Zeszliśmy wspólnie na dół, a ja od razu zostałam przytulona przez chłopaków.
- Tęskniliśmy.! - krzyknęli ze słodkim śmiechem.
- Wiem, ja też. I to bardzo. - zaśmiałam się.
- On serio się jej będzie oświadczał.? - szepnął Maxi.
- Serio. - szepnęłam z uśmiechem.
- Czyli wszyscy wiedzą oprócz niej.? - szepnął Diego.
- Tak. - zaśmiałam się,
- Współczuje jej. - zaśmiał się Alex.
- Ja tak samo. - zaśmiałam się. - Chodźcie do jadalni, pewnie wszystko już jest gotowe.
- A jaki jest powód kolacji.? - spytał Brodway.
- Z tego co wiem to " o tak o " . - zaśmiałam się.
- Federico jest naprawdę cholernie kreatywny. - powiedział Zayn z uśmiecham, próbując mnie objąć.
- Tak, to prawda. Taki jest. Idziemy.? - odsunęłam się, od razu widząc zdziwienie u chłopaków.
- Tak. - odparł Zayn, ukrywając smutek i poszedł do jadalni jako pierwszy.
Gdy ruszyliśmy też tam, Maxi zatrzymał mnie, a reszta chłopaków poszła. Wiedziałam o co chodzi.
- Coś się stało.? Widzę, że jesteście jacyś inni po tym wyjeździe. - powiedział.
- My.? Wydaje ci się.- odpowiedziałam wymijająco.
- Byliście przecież tacy zakochani i szczęśliwi. Zranił cię.? - spytał.
- Nie, nie. Nie zrobił tego. - pokręciłam głową. - To długa i skomplikowana historia.
- To mi ją opowiedz.- poprosił.
- Nie mogę ci jej powiedzieć. Komuś obiecałam. - powiedziałam. - Chodźmy już do kuchni.
Powiedziałam to tylko dlatego, bo zauważyłam, jak Zayn nam się przygląda zza drzwi.
- Tak, dobrze. Mam nadzieję, że zdecydujesz mi się powiedzieć prawdę. -powiedział.
- Kiedyś sam się dowiesz. - powiedziałam.
- Oby. - zaśmiał się.
Odwzajemniłam lekko śmiech i wspólnie poszliśmy do jadalni, gdzie zajęliśmy miejsca obok siebie. Miejsce obok mnie było wolne.
- Fede, ktoś jeszcze przyjdzie.? - spytałam.
- Tak, ale to niespodzianka. - powiedział, siadając razem z Ludmiłą, która się do mnie uśmiechała.
- Dla Luśki.? - spytałam.
- Nie, dla ciebie. - odpowiedział.
- Serio.? - zdziwiłam się.
- Tak, dla ciebie. Prosił, bo chce się z tobą spotkać jak najszybciej. - powiedział, - Smacznego życzę.
Podziękowaliśmy i zaczęliśmy zajadać spaghetti. Było naprawdę dobre, nie dziwne, bo kuchnia Ludmiły jest naprawdę na wysokim poziomie. Uwielbiam jak piecze ciasteczka lub ciasta. Niebo w gębie. Rozmawialiśmy przy tym sporo, śmiejąc się czasami. Kolejne minuty mijały nam w bardzo dobrej atmosferze. Ludmiła rozmawiała z Diego, gdy poczułam czyjś wzrok na mnie. Rozglądnęłam się, widząc, że tym kimś był Fede. Pokazał na czerwone pudełeczko w ręce, a ja kiwnęłam głową. Od razu szeroko się uśmiechnęłam. Potajemnie wyciągnęłam małą kamerę, stawiając ją na stole obok mojego talerza, przesłaniając kubkiem, by Ludmi nie widziała.
- Przepraszam, chciałbym prosić o uwagę. - powiedział lekko zestresowany Fede, wstając.
Ludmiła spojrzała na niego, a potem na mnie. Przygryzałam słodko wargę, powstrzymując wybuch radości. Puściłam jej oczko.
- Ludmiło, chciałbym ci coś powiedzieć. - powiedział.
- Tak.? - odpowiedziała niepewnie, nie domyślając się o co chodzi.
- Od kilkunastu miesięcy jesteśmy już razem. Od momentu gdy cię ujrzałem po raz pierwszy... zakochałem się w tobie na zabój. I codziennie to robię coraz bardziej. Nie wyobrażam sobie swojego życie bez ciebie skarbie. Oddałem ci całe moje serce, jestem niewolnikiem miłości do ciebie. Pamiętam każdą chwilę z tobą. Każdy pocałunek, każdą łzę smutku czy szczęścia. Pamiętam to wszystko co wspólnie przeżyliśmy i do tej pory nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie " Czym ja na ciebie zasłużyłem..? " Może nie jest bogiem piękności, może nie jestem miliarderem, ale jestem w stanie zapewnić ci wszystko co będziesz chciała. Niedługo na świat przyjdzie owoc naszej miłości, nasz kochany i słodki maluszek. Już dawno chciałem to zrobić, ale nie miałem odwagi... Ludmiło Ferro, kocham cię najbardziej na świecie i zabije każdego, kto powie, że tak nie jest. Jesteś całym moim światem, każdym słowem i każdą myślą. Myślę tylko o tobie i wiem, że będę kochał cię do końca swojego życia, a nawet jeszcze dłużej. Dlatego chcę cię spytać... - uklęknął i otworzył pudełeczko, ukazując piękny pierścionek. - Ludmiło Ferro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie.?
Próbowałam nie pisnąć. To było tak piękne i słodkie, że nie mogłam. Ludmiła patrzyła na niego z niedowierzaniem, a po chwili szeroko się uśmiechnęła, a łzy spłynęły jej po policzkach. Wstała.
- Tak... oczywiście, że tak.! - powiedziała z uśmiechem.
Mój brat wstał, nałożył jej pierścionek i pocałował namiętnie, a my zaczęliśmy bić brawo. Dobrze, że to wszystko nagrałam. Będzie co potem wspominać.
Ludmiła i Fede siedzieli obok siebie, a ten szeptał jej do ucha słodkie i czułe słówka, głaszcząc jej dłoń. Blondynka wpatrywała się z uśmiechem w pierścionek, czasami lekko chichocząc. Wstałam.
- Gdzie idziesz.? - spytała Ludmi.
- Do łazienki, zaraz wrócę. - powiedziałam z uśmiechem i wyszłam z kuchni.
Poczułam jak czyjeś krzesło się odsuwa i chyba wiedziałam nawet kogo. Czego on w słowie " koniec " nie kapuje.? Szybko poszłam do łazienki. Gdy weszłam od razu się zamknęłam, oddychając z ulgą, że mnie nie dogonił, ani nie próbował zatrzymać. Spojrzałam w lustro i poprawiłam włosy w niektórych miejscach. Załatwiłam potrzebę i umyłam ręce nieprędko. Przed oczami stał mi moment, gdy Fede oświadczył się Ludmi. Chciałabym, by kiedyś tak samo było między mną i Leon'em. Nigdy nie wspominał o ślubie, czy o czymś podobnym, więc nie wiem, czy czekać na coś takiego. Trochę mi się zrobiło smutno. Leon mnie kocha, więc na pewno kiedyś chce zrobić kolejny krok. A jeśli nie.? Sama nie wiem co mam o tym myśleć... Nie chcę naciskać, a ja i tak jestem za młoda. Nie mam nawet 18 lat. Chyba nie czas na takie rozmyślenia... Wytarłam starannie ręce i wyszłam z łazienki, wpadając na Zayn'a.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho, odsuwając się.
- Violetta, porozmawiajmy proszę. - poprosił.
- Nie Zayn. - odparłam od razu.
- Ostatnia szansa. Jeśli się nie uda... nie będę już prosił. - powiedział.
- Zayn, nie. Skończyliśmy naszą historię. - szepnęłam.
- Przecież się kochamy, było nam tak dobrze... O co chodzi.? - westchnął.
- Im szybciej skończymy ten nasz związek, tym lepiej. Nie powinnam wtedy zgadzać się, by z tobą być. - powiedziałam.
- Błagam cię... - szepnął.
- Nie, Zayn. Daj mi spokój i nie chodź za mną. - odparłam i wyminęłam go.
Starłam łzę, która spłynęła mi po policzku. Nie domyślałam się, że mnie to aż tak zaboli. Odetchnęłam, wchodząc do kuchni.
- Akurat przyszłaś na niespodziankę. - zaśmiał się Fede.
- Serio.? - zaśmiałam się lekko. - To czekam.
- Zamknij oczy. - poprosił, a ja spojrzałam na chłopaków, którzy mieli jakieś dziwne wyrazy twarzy.
Kiwnęłam głową i zamknęłam niepewnie oczy.
- Gotowa.? - spytał Fede.
- Tak. - szepnęłam.
Czy mi się zdaje, czy ktoś aż przełknął ślinę. Kurdę, zaczynam się chyba bać.
- Niespodzianka. - usłyszałam szept Leon'a za moimi plecami, a jego dłonie opatuliły od tyłu moją talię.
- Leon.! - pisnęłam z szerokim uśmiechem i odwróciłam się.
Podskoczyłam na niego i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. To było coś niesamowitego. Totalna niespodzianka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz