Każdy ma w swoim życiu sobowtóra, osobę, która potrafi zrozumieć go bez słów. Czasami jest to ktoś z rodziny, chłopak, dziewczyna, najlepszy przyjaciel lub przyjaciółka, czy niedawno spotkana osoba . Opieramy się na niej, traktujemy ją jak kogoś najważniejszego i najcenniejszego. A co w takim razie z miłością.? No cóż, z nią nie jest raczej chyba tak łatwo... Czasami bardzo rani. Kochamy kogoś, kto ma nas gdzieś.
A mimo to, nie możemy przestać o nim myśleć...
Kolejny z rzędu deszczowy dzień w zawsze słonecznym mieście Buenos Aires. Słońce nie świeciło tu już od kilku dni. Jego miejsce zajęły potężne, szare chmurzyska, z których co chwila padała mrzawka. Pogoda przypominała życie dziewczyny z pokoju na piętrze, domu nr 5 przy ulicy Gonzales. Tak, mówię tu o tej nieśmiałej brunetce ze Studia 21. Tak, o tej ślicznej, co ma jedną przyjaciółkę. Tak, właśnie o niej. Ale może zaczniemy od początku. Ta brunetka to 18-letnia Violetta Castillo, córka znanego miliardera i super modelki. Nie jest rozpieszczona przez rodziców, sama ich o to poprosiła. Śliczna, utalentowana, zgrabna... Ale bardzo nieśmiała. Nie śpiewała na zajęciach przy wszystkich, zdawała po lekcjach tylko w obecności nauczyciela. Miała wielki potencjał i talent, ale też lęk przed sceną. Była wspaniałą dziewczyną, ale miała tylko jedna przyjaciółkę - Ludmiłe. Była jej aniołem stróżem, kochała ją jak siostrę, której nigdy nie miała. W szkole zawsze trzymała się na boku. Rozmawiała tylko z Ludmi, okazjonalnie z jej chłopakiem Fede. Reszta relacji z uczniami polegała na zwykłym " cześć ". Nigdy się nie zakochała, więc nie miała jeszcze chłopaka. Czekała na tego księcia z bajki. Lubiła samotność, była dla niej takim małym, idealnym światem. Nie planowała rewolucji w swoim życiu, dopóki w szkole nie pojawił się nowy chłopak...

Poszła do łazienki i przebrała się, a pidżamę odłożyła ładnie poskładaną na pralkę. Stanęła przed wielkim lustrem i wzięła szczotkę. Przeczesała delikatnie swoje blond włosy, dziś wybrała, by były rozpuszczone. Uwielbiała uczucie, gdy jej niesforne loki opadały na ramiona. Wyjęła z szafki niedużą, fioletową kosmetyczkę. Pomalowała usta delikatnym błyszczykiem, po rzęsach przejechała raz tuszem do rzęs. Makijaż nie był jej potrzebny, Bóg obdarzył ją naturalnym pięknem. Posprzątała po sobie. Wróciła do pokoju po torbę i zeszła na dół do kuchni. Nikogo nie było. Na stole, obok stosu kanapek, zobaczyła niewielką, różową karteczkę. Wzięła ją do ręki. " Musieliśmy szybciej wyjść, wrócimy wieczorem. Powodzenia w szkole. Mama. " Dziewczyna odłożyła ją na miejsce.
- Jak zwykle... - szepnęła, przygryzając wargę.
Wzięła do ręki kanapkę i zaczęła ją powoli jeść. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podbiegła szybko i otworzyła je.
- Smacznego. - zaśmiała się blondynka.
- Hej Ludmi, wejdź. Cześć Fede. - odpowiedziała na widok chłopaka przyjaciółki.
- Wszystkiego najlepszego kochana. - przytuliła ją bardzo mocno Ferro.
- Sto lat, Violu. - uśmiechnął się Włoch, podając jej ładnie opakowane pudełko.
- Dzięki, ale mówiłam wam żebyście mi nic nie kupowali. Jestem teraz rok starsza, co w tym fajnego. Szybciej mi teraz do starości. - powiedziała brubrała.
- Oj Violu. - zaśmiała się blondynka. - Chodź do Studio, szybko. Muszę ci przedstawić mojego kuzyna, przyjechał z trasy. Ma na imię Leon Verdas.
- Trasa koncertowa.? - spytała.
- Nie, nie. Jeździ w motocrossie i miał kilka wyścigów po Europie. Ale tak ogólnie to pochodzi z Meksyku. - wytłumaczyła blondynka.
- To co on będzie robił w Buenos Aires.? A szkoła.? - zapytała, kończąc jeść kanapkę.
- Jego rodzice przeprowadzają się tutaj na jakiś czas, bo tamten dom uległ zniszczeniu. Coś tam wybuchło. - zaśmiała się lekko. - Także mam teraz na głowie go pilnować. Nie należy do grzecznych, więc uważaj bo to typ podrywacza. A jesteś taka śliczna, że pewnie nie będziesz mu obojętna.
- Ja ładna.? - powiedziała. - Nie ośmieszaj się Ludmi.
- A kto ciągle zdobywa tytuł Miss szkoły.? - odpowiedziała.
- To nie ma nic do rzeczy. Nawet głupiej piosenki nie potrafię zaśpiewać przed klasą. - westchnęła Viola.
- Nie martw się. Nikt nie jest idealny. Śpiewasz pięknie, a to, że się boisz nie ma nic do tego. - przytuliła ją. - Ale teraz idziemy do szkoły, bo się spóźnimy.
- Ej, najpierw Castillo otwiera prezent. - wtrącił się Fede.
- Następnym razem nic mi nie kupujcie. - poprosiła Violetta, rozwijając tasiemkę.
- Nie obiecujemy. - powiedzieli równocześnie ze śmiechem.
Castillo westchnęła z lekkim śmiechem i ściągnęła pokryweczkę. W pudełku kryła się śliczna złota bransoletka, leżąca na jakimś fioletowym papierku.
- Dziękuję, jest boska. - dała Ludmi oraz Fede buziaka w policzek i założyła ją na nadgarstek.
- Sprawdź, to co jest na kartce. - powiedziała z szerokim uśmiechem Ferro.
Violetta po chwili zawahania odwróciła karteczkę. Było to zaproszenie na jej przyjęcie urodzinowe, które nawet nie planowała. Miała się odbyć w domu blondynki o godz. 18:00.
- Ludmi.... nie chcę żadnego przyjęcia. - westchnęła Vilu.
- Nie narzekaj. Zaproszenia wysłałam z 2 miesiąca temu. Będzie cała szkoła. - powiedziała. - Masz szansę poderwać jakiegoś przystojniaka.
- Gadam tylko z tobą i Fede. - przypomniała.
- Więc właśnie masz okazję zwiększyć poziom odbiorców. - zaśmiała się lekko.
- To wcale nie śmieszne. - westchnęła i przerzuciła czarną torbę przez ramię.
- Oj nie marudź. - zaśmiała się Ludmi.

- Violu, chce ci pokazać kawałek, który wczoraj przyszedł mi do głowy. Może byśmy go razem zaśpiewały na twoim przyjęciu.? To duet... - powiedziała Ludmi, siadając przed fortepianem.
- Wiesz, że się nie odważę. - westchnęła Castillo.
- Spokojnie, coś wymyślimy. - zaśmiała się lekko, dając na stojak kartkę z tekstem. - Siadaj obok mnie.
- Nie dzięki, postoję. - powiedziała i oparła się o fortepian.
- Zaśpiewam ci refren, następnie zwrotkę, a potem spróbujemy razem refren. Dobrze.? - zaproponowała.
- A o czym ta piosenka tak w ogóle.? - spytała.
- Miłość. - powiedziała z uśmiechem, patrząc na Fede stojącego na korytarzu.
- A tytuł.? - spytała.
- Si es por amor. - powiedziała z uśmiechem.
Violetta westchnęła z lekkim śmiechem i poprosiła, by zaczęła. Blondynka wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać...
(...)Pero si es por amorTodo sera verdaderoSi es por amorDoy todo lo que soy
(..)
- Ludmi, ona jest wspaniała. - powiedziała z uśmiechem. - Musisz tylko w kilku momentach coś poprawić, by dźwięk lepiej brzmiał.
- Tak, wiem. Zaraz to dokończę. - odpowiedziała.
- Byłyście świetne. - powiedział Pablo, nauczyciel od muzyki, który słuchał je jakiś czas. - Musicie koniecznie zaprezentować tą piosenkę na zajęciach.
- Pablo, ale... - zaczęła, ale ten wyszedł.
- Super.! - powiedziała radośnie blondynka.
- Lud, nie dam rady tego zaśpiewać. - westchnęła.
- Dasz, dasz. Kochanie, ja muszę lecieć. Lada chwila pewnie Leon tu będzie. - powiedziała niezadowolona tym faktem.
- Dobrze, do zobaczenia. - przytuliła ją, a Ferro wybiegła z sali.
***
- Cześć Leon. - burknęła blondynka.
- Mi też cię miło widzieć kuzyneczko. - zaśmiał się Verdas.
- Tylko spróbuj coś nawyczyniać, albo zranić jakąś dziewczynę... - zaczęła.
- Oj, jak ja się ciebie boję.. - przedłużył ze śmiechem. podchodząc od niej.
- Jesteś tylko nędzną planetoidą, która wygasa przy mnie, więc pamiętaj Verdas, ja tu jestem supernova. Uważaj, bo ze mną się nie zadziera. - ostrzegła zła.
- Jaki z ciebie... debil. - westchnęła.
- Oby tak dalej Ludmi. Pamiętaj, że mieszkamy razem teraz. - zaśmiał się. - Mam prośbę, nie sprowadzaj tego twojego chłoptasia do domu, bo nie mam ochoty patrzeć jak się migdalicie.
- Szkoda ci, bo żadna cię nie chcę. - zaśmiała się.
- To ja nie chcę żadnej. - poprawił.
- Taki pewny jesteś.? Z żadną nie byłeś dłużej niż 3 dni. - prychnęła śmiechem.
- Bo żadna laska nie jest odpowiednia do moich wymagań. - powiedział. - A tak w ogóle, to jesteś naturalną blondynką.?
- Tak, przecież wiesz. - powiedziała.
- Wiesz... zawsze byłaś nieogarnięta i głupiutka, ale ponoć farbowane blondynki są jeszcze głupsze, także po prostu się zastanawiam.... - zaczął z głupawym uśmiechem.
- Mam cię daleko w... pośladkach. - burknęła i odeszła, wcześniej strzepując na niego włosy.
- Weź te strąki ode mnie. - zaśmiał się.
Ferro tylko zakipiała ze złości i poszła w stronę swojej szafki, mówiąc pod nosem coraz to bardziej wulgarnie na temat Meksykanina.
Podeszła do swojej szafki rozmawiając z Francescą - Włoszką, siostrą Fede, przewodniczącą klasy 2c. Castillo razem z Ludmi chodziły do 2b, a Fede do 3a.
- Jeśli chcesz, mogę przynieść jakieś włoskie przekąski. - zaproponowała z uśmiechem.
- Bardzo chętnie, skoro chcesz, - odpowiedziała, otwierając z uśmiechem szafkę.
- Przychodzisz sama.? No wiesz... jakiś chłopak ci towarzysz.? - spytała.
- Raczej nie. Pytali mnie, ale było ich tak dużo, że nie wiedziałam komu odpowiedzieć, więc idę sama. - zaśmiała się. - A ty.?
- Kojarzysz Diego z 3a.? Kolegę Fede.? - zapytała.
- Tego przystojnego Hiszpana z Madrytu.? Z wymiany.? - powiedziała.
- Tak.! - pisnęła z radością.
- Gratulację. Widać, że mu się podobasz, no i widzę, że z wzajemnością. - zaśmiała się lekko Castillo.
- Podoba mi się od dawna, a teraz chociaż mam szansę. - odpowiedziała. - Serio myślisz, że mu się podobam.?
- Oczywiście. Nie trudno zauważyć, że patrzy na ciebie z blaskiem w oczach. - powiedziała z uśmiechem. - Uważaj, właśnie tu idzie.
- Dzień dobry paniom. - podszedł do nich Diego. - O czym tak dyskutujecie, zamiast iść na lekcję.?
- Pierwiastek z liczby 25. - odpowiedziała Violetta z lekkim śmiechem.
- A co ty moja pani z matmy.? - zapytał, śmiejąc się - Pytaj o co chcesz oprócz matmy....fizyki... chemii.. niemieckiego... wszystkiego oprócz muzyki.
- Jak ty w ogóle przeszedłeś do następnej klasy.? - zapytała Fran ze śmiechem.
- Urokiem osobistym i darem przekonywania. - zaśmiał się.
- I skromnością. - dodała Violetta.
- No właśnie. - zaśmiał się. - Idziemy na te lekcje.?
- Ja mam wolną godzinę, także ja zostaję. - powiedziała z radością Vilu.
- No to my idziemy, Do zobaczenia potem. - pożegnali się i poszli.
Violetta wyjęła książki potrzebne na kolejną lekcję oraz kartkę, na której wczoraj zapisała wymyśloną przez nią melodię. Zamknęła szafkę, a kluczyk schowała do kieszeni spodenek. Ogarniając różne kartki, które wkładała do książek, by je trochę posortować, szła przez hol szkoły. Nagle poczuła jak na kogoś wpada.
- Oj, przepraszam. - powiedziała, trochę zawstydzona, zbierając kartki z podłogi.
- Następnym razem uważaj jak.... - zaczął chłopak, ale zmienił nastawienie, gdy spojrzał na klęczącą dziewczynę. - Następnym razem uważaj, bo może stać ci się krzywda.
- Nic ci się nie stało.? - wstała i spojrzała w jego głębokie, brązowe oczy.
- Nie. - wyjąkał po chwili. - A tobie.?
- To dobrze. Nie, nic. - powiedziała. - Jeszcze raz cię przepraszam.
- Nic się nie stało. - odpowiedział z uśmiechem. - Jestem Leon.
- Verdas.? - zapytała.
- Tak... ale skąd mnie znasz.? - zdziwił się.
- Reputacja podrywacza, dość szybko się rozchodzi. - powiedziała. - Ale tak faktycznie, to Ludmi coś dzisiaj wspominała.
- Ona to zawsze coś powie durnego. - westchnął lekko zły. - A ty jak masz na imię.?
- Violetta Castillo. - powiedziała.
- No to może wyskoczymy na jakiś sok, ślicznotko.? - spytał z uwodzicielskim uśmiechem.
- Sorki, ale te gierki na mnie nie działają. Znajdź sobie inny cel. - odpowiedziała.
- Przecież widzę, że ci się podobam. Kochanie, nie ma problemu. Chętnie się umówię z taką pięknością. - powiedział z uśmiechem.
- Jesteś głupi. - burknęła.
- Ale przyznaj, że za to mega przystojny. - odpowiedział.
- Debil. - powiedziała pod nosem, próbując go ominąć, ale ten złapał ją za nadgarstek.
- Będę czekał po lekcji, przed szkołą. Chyba, że chcesz iść od razu do mnie. - zaśmiał się lekko.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz.? - powiedziała oburzona Violetta.
- I tak będziesz moja ślicznotko. - odpowiedział pewnym głosem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz