30 sty 2016

One Shot cz.3 " Ty jesteś dla mnie słońcem, niebem, które nigdy nie zachodzi "





Chłopak walczył o nią, aż do przyjazdu pogotowia. Zrobił wszystko co mógł, by stan ukochanej się poprawił. Uronił tylko jedną łzę, która wyrażała więcej niż najdłuższy płacz. Bał się, że ją straci na zawsze. Nie umiał myśleć pozytywnie, lecz chyba każdy domyśla się, że w jego przypadku to nie takie proste. Nie pozwolono mu mimo błagań i próśb, wsiąść do karetki. Od razu zadzwonił po Fran, by zajęła się Alex'em, bo on nie mógł zostawić teraz samej Violetty. Gdy tylko Włoszka zjawiła się na miejscu, Leon wybiegł z domu bez żadnych wytłumaczeń o zaistniałeś sytuacji. W tym momencie dziękował swojej mamie, że nie chciała mu wypisywać zwolnień na wf'ie. Dobiegł do szpitala i pokierował się w stronę recepcji.
- Przepraszam, gdzie jest Violetta Castillo.? Trafiła tu dosłownie przed chwilą. - spytał szybko.
- A pan jest...? - przedłużyła.
- Mężem. - odpowiedział od razu wiedząc, że tylko tak dowie się co z nią.
Kobieta zmierzyła go podejrzanym wzrokiem, ale udzieliła mu odpowiedzi. Podziękował i szybko pobiegł na 2 piętro, gdzie ponoć leżała. Zwinnie opijał szpitalny personel, na szczęście na nikogo nie wpadając. Sala 4...5...6....7....8...9.! Dotarł. Stanął na chwilę, by uspokoić oddech. Gdy miał już pociągnąć za klamkę, wyszedł lekarz.
- Proszę pana, co z nią.? - spytał momentalnie, od razu dodając.- Jestem jej mężem.
- Pani Violetta w tej chwili śpi. Udało nam się uratować sytuację. Robimy badania i dowiemy się, skąd to zatrzymanie akcji serca. - powiedział doktor.
- Mogę do niej wejść.? - zapytał.
- Tak, tylko proszę jej nie zamęczać. Jest bardzo wyczerpana. - poprosił i poszedł w stronę swojego gabinetu, zapisując coś na kartce.
Verdas nie czekał ani chwili dłużej, tylko wszedł do środka. Leżała na łóżku blada, mając zamknięte oczy. Oddychała nierównomiernie i bardzo cicho. Jej klatka piersiowa unosiła się prawie niezauważalnie, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zmartwił. Usiadł obok niej delikatnie na łóżku i wziął za rękę, drugą głaszcząc jej ciepły policzek.
- Tak strasznie się o ciebie bałem. - szepnął.
*
Dziewczyna usłyszała jego głos. Nie wiedziała czy to wytwór wyobraźni, czy to co on powiedział właśnie się dzieje. Chciała to sprawdzić. Otworzyła powoli oczy, widząc przed sobą ukochanego.
- Leon... - szepnęła, z lekkim uśmiechem.
- Skarbie. - powiedział z uśmiechem - Nawet nie wiesz jak się cieszę...
- Wiem. - przerwała mu i pogłaskała go po policzku.
- Kocham cię i nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. - odpowiedział szeptem. - Obiecuję, że już zawsze będziemy razem.
- Co z Alex'em.? - spytała.
- Nie martw się, Fran z nim jest. - powiedział czułym głosem.
- To dobrze. - odpowiedziała.
- Kochanie, a jak się czujesz.? - spytał.
- Słabo jeszcze, ale nic mnie nie boli. - odpowiedziała. - Lekarz powiedział, że będę tu siedziała tak do tygodnia, jeśli wszystko będzie w porządku.
- Na pewno tak będzie. - szepnął, głaszcząc jej policzek. - Leonetta forever.?
- Forever. - zachichotała słodko, a on złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
*
Kilka dni później...
Leon przychodził do niej codziennie, był przy niej prawie cały czas. Czasami również przychodził z Alex'em, który spędzał z nią czas aż do zmęczenia lub zaśnięcia. Violetta czuła się już dużo lepiej, wyniki również się poprawiły.
- Dzień dobry kochanie. - do sali wszedł Leon z wielkim bukietem róż, oraz Alex'em na rękach.
- Hej. - powiedziała z uśmiechem.
- To dla ciebie skarbie. - pocałował ją czule i dał bukiet.
- Dziękuję, są przepiękne. - odpowiedziała z uśmiechem, kładąc bukiet na szafkę obok. - A ja mam coś dla Max'a.
- Cio.? - spytał słodko Alex, siadając obok niej.
- To. - odpowiedziała i dała mu niedużo pudełko z 3 samochodzikami, które kiedyś bardzo chciał dostać.
- Mamio, sią siupel.! - powiedział szczęśliwy, dając jej buziaka, a potem zaczynając się nimi bawić.
- A dla mnie co masz.? - szepnął Leon, który położył się obok niej, bo łóżko było duże.
- Dla mojego księcia mam to... - szepnęła z uśmiechem i pocałowała go namiętnie.
Całowali się. Alex tylko spojrzał na nich na chwilę, uśmiechnął się słodko i wrócił do zabawy samochodzikami.
- Wyjdź za mnie. - zamamrotał Leon, nie przerywając całowania.
- Nie żartuj. - zachichotała.
- Ale ja nie żartuję. - powiedział. - Wiem, że może nie mam pierścionka i tak dalej, ale boję się, że cię stracę. Chcę się z tobą związać w każdy możliwy sposób.
- Leon zaplanowanie ślubu... na to trzeba pieniędzy i czasu. - odpowiedziała.
- Pieniądze mamy, a rodzicie na pewno się dołożą. A z czasem... damy radę. - szepnął. - Może po prostu weźmiemy ślub taki bez gości. Jedynie ty, ja, Alex oraz druhna i drużba. Jak już wyjdziesz i będziesz w pełni zdrowa, to zaplanujemy ślub ten huczny. Z orkiestrą, gośćmi, tortem...
- Mogę iść do ślubu nawet w podartych rzeczach, nieuczesanych włosach, w burzę z silnym wiatrem, czy nawet na podwórku z krowami. - zaśmiała się słodko, a potem dodała. - Byleby tylko z tobą.
- Załatwię ten ślub jak najszybciej się da. - powiedział. - Załatwię garnitur, suknię ślubną, obrączki..
- Może być po prostu normalna biała sukienka. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Chcę byś się czuła jak prawdziwa panna młoda... - odpowiedział.
- Przy tobie będę się tak czuła. Najważniejsza jest przysięga, nie wystrój czy coś takiego. - powiedziała.
- Jesteś cudowna panno Verdas. - szepnął z uśmiechem.
- Ty również. - zachichotała i pocałowała go czule.

Dwa dni później....

Leon dał z siebie wszystko, dopiął każdy szczegół na ostatni guzik. Jego ukochana niestety nie mogła jeszcze wyjść ze szpitala. Nie chciał czekać, więc uroczystość zaplanował na oddziale, gdzie leżała. Pielęgniarki bez zastanowienia mu pomogły, emocjonując się tak romantycznym gestem chłopaka. Oczywiście druhną została Fran, która pomagała się szykować pannie młodej już od jakieś godziny. Drużbą został Maxi. Szedł właśnie ubrany razem z Leon'em w garnitury. Verdas wyglądał naprawdę dobrze. Oczywiście o swoją grzywkę również zadbał, by była ładnie ułożona do góry. Violetta dotrzymała swojego postanowienia. Miała na sobie białą sukienkę do kolan, upięte włosy, buty na obcasie oraz delikatny makijaż. Francesca uroniła łzę na jej widok, bo dziewczyna wyglądała niesamowicie. Włoszka zdecydowała się na miętową sukienkę do kolan, dość elegancką i czarne koturny.
- Jesteś pewna, że chcesz wyjść za niego.? - spytała Fran, malując usta panny młodej błyszczykiem.
- Niczego nie byłam bardziej pewna. - powiedziała. - Kocham go i chcę razem z nim tworzyć nasza małą wieczność.
Francesca uśmiechnęła się słodko, dokańczając makijaż. Ksiądz razem z Leon'em i Maxi'm czekał już w sali. Maxi co chwilę sprawdzał, czy ma obrączki.
- Najwyżej dam jej na palec gumkę do włosów. - zaśmiał się lekko Leon.
- To niesamowite jak ta dziewczyna.... ona by wszystko dla ciebie zrobiła. - stwierdził Maxi.
- Ja dla niej też. - powiedział. - Jestem jej wdzięczny, że mi wybaczyła.
- Zrobiła to bo cię kocha. - przyznał.
- Chłopaki, zaczynamy.? - spytała Francesca, która weszła do sali.
- Tak. - powiedział Leon z uśmiechem.
Wszyscy ustawili się na miejscach. Fran z Alex'em i Maxi bardziej z boku, ksiądz na środku, a Leon stał przed nim, obrócony do niego tyłem. W drzwiach stanęła Violetta, trzymając w dłoniach bukiet ślubny. Na twarzy miała słodki uśmiech. Leon'a zamurowało. Patrzył na nią z uśmiechem, podziwiając swoją przepiękną jeszcze narzeczoną. Violetta podeszła do niego, a on chwycił ją z uśmiechem za rękę. Był to krótki ślub, ze względu na okoliczności oraz oczywiście brak gości. Kapłan wypowiedział podstawowe formułki. Nadszedł wkońcu czas przysięgi.
Ja Leon Verdas biorę Ciebie Violetto Castillo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - wypowiedział z uśmiechem Leon.
Ja Violetta Castillo biorę Ciebie Leon'ie Verdas za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - wypowiedziała również uśmiechnięta Violetta.
- Violetto, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedział Leon, zakładając ukochanej obrączkę.
- Leon, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - powtórzyła czynność Violetta. 

Na ich palcach spoczęły złote obrączki, dowód i znak ich małżeństwa. Francesca już zdążyła uronić kilkanaście łez wzruszenia, jak i pielęgniarki, które oglądały ceremonię za drzwi. Kilku pacjentów również znalazło się w gronie oglądających. 
- Tak więc, na mocy udzielonego mi prawa, ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą. - powiedział ksiądz z uśmiechem.
Leon podszedł do Violetty i objął ją w talii, a ona oplotła ręce wokół jego szyi.
- Kocham Cię. - szepnął z uśmiechem.
- Ja Ciebie też bardzo kocham. Bardzo. - uśmiechnęła się słodko.
Pocałowali się, a po sali rozległy się głośne brawa i szlochania dziewczyn. Z uśmiechem oderwali się od siebie. Leon objął swoją żonę w pasie. Maxi przyniósł kieliszki oraz szampana. Gdy wszyscy obecni mieli już w rękach drinka, Leon odezwał się.
- Chciałbym wznieść toast, za mnie i za moją piękną żonę. Kochanie, teraz możemy spędzić razem całą wieczność. Ty, ja i Max. Może też niedługo kolejne dziecko, czas pokaże. Kocham Cię Violetto i już zawsze będę cię kochał. - powiedział z uśmiechem.
Wszyscy z uśmiechem stuknęli się kieliszkami. Gdy Violetta miała już upić łyk wytrawnego szampana, zrobiło jej się ciemno przed oczami a kieliszek wypadł jej z rąk, roztrzaskując się na podłodze. 
- Skarbie co się dzieje.? - zapytał Leon z wielką troską w głosie.
- Jakoś mi tak słabo. - szepnęła, mocniej ściskając rękę na jego koszuli.
- Chodź, usiądź. - chciał ją poprowadzić, ale ta złapała się mocno za brzuch.
- Boli. - szepnęła słabo.
Do sali wszedł lekarz. Pomógł jej usiąść i zbadał. Po chwili dostał również wyniki badań. Niestety, nie tak dobre jakby się wydawało.
- Musimy ją operować. Natychmiast. - powiedział i wyszedł, a do sali weszły pielęgniarki.
- Leon, co się dzieje.? - spytała wystraszona.
- Nie wiem, ale się dowiem. Violu, nie bój się. Wszystko będzie dobrze. - powiedział, również bliski paniki.
- Ja nie chcę umrzeć. - szepnęła przez łzy.
- Nie umrzesz. - zapewnił i pocałował ją namiętnie. 
- Proszę opiekuj się Alex'em, choćby nie wiem co. - szepnęła.
- Dobrze, ale ty wrócisz. 
Gdy się oderwali, pielęgniarki zabrały ją na salę, by przygotować do operacji.
Leon wciąż próbował się dowiedzieć czegokolwiek o stanie swojej żony. Niestety na marne, bo nikt z personelu nic nie wiedział. Próby uspokojenia przez przyjaciół również nic nie dały. Verdas chodził w to i z powrotem. Operacja trwała już dobre 3 godziny, co niepokoiło go jeszcze bardziej. Usiadł na krześle, tuląc Alex'a do siebie. Alex też mówił mu, żeby się nie martwił, ale Leon nie umiał. Jego ukochana miała poważną operację, a on nie mógł tak spokojnie siedzieć. Po następnej godzinie czekania z sali wyszedł lekarz, ściągając zakrwawiony fartuch i rękawice. Leon dał synka Fran i podszedł do lekarza.
- Proszę pana, co z nią.? - spytał.
- Przykro mi. - powiedział. 
- Nie to.... chyba nie chce mi pan powiedzieć, że ona... - zaczął się jąkać.
- Violetta nie żyje. Robiliśmy co mogliśmy, ale krwotok był za silny. Przykro mi. - odparł.
- Jak mogliście robić wszystko, skoro ona nie żyje.?! - powiedział załamany. - Mogę do niej wejść.?
- Tak. Jest w sali 8. - odpowiedział i poszedł.
Spojrzał na przyjaciół. Maxi siedział załamany, chowając w twarz dłonie z niedowierzaniem. Francesca płakała, również załamana wieścią o śmierci najlepszej przyjaciółki. Verdas nie mógł w to uwierzyć. Jego Violetta, jego żona... umarła. Nie mógł teraz wziąć Alex'a do niej, bo wiedział, że zacznie płakać jak zobaczy Violette, a nie chciał by jego syn to widział. Poprosił Fran, by przez chwilę z nim została, a sam poszedł do jej sali. Gdy wszedł, spojrzał na nią. Była blada, bez życia, jakby nie ona. Podszedł do niej i usiadł na łóżku, chwytając jej zimną dłoń.
- Dlaczego.... dlaczego ode mnie odeszłaś... - szepnął ze łzami. - Ja bez ciebie sobie nie poradzę. Zrobię coś i dołączę do ciebie, bo ja nie umiem tak żyć.
Nagle na dworze zerwał się silny wiatr, który otworzył okno na oścież. Podmuch sprawił, że zdjęcie Leon'a z Alex'em uniosło się i poleciało na jego kolana. Spojrzał na nie, a potem na Violette, która zdawała się delikatnie uśmiechać. Wiedział, że jest tu. Wiedział, że to znak od niej. Jednak to mu nie poprawiło humoru. Oparł czoło o jej dłoń, nadal płacząc. Stracił ją znowu. Tym razem na zawsze. Żałował, że nie było go tyle czasu przy niej. Nagle poczuł, że ktoś głaszcze go małą rączką po plecach.
- Tatuś... - powiedział słodko Alex. - Mamusia śpi.
- Nie Alex... ona.. - próbował mu wytłumaczyć.
- Nie tatuś. Ona śpi. - powiedział spokojnie i słodko, głaszcząc ją po policzku. - Cłowiek, któlego kochamy i, któly kocha nas nigdy nie umiera. Jest wiecny, jak świat. Mamusia jest w twoim i moim seldusku. I zawse będzie. 
- Ale ja nie umiem bez niej żyć... - powiedział.
- Tio zij tak długo, bym był juś duzi. Wtedy pozwolę ci do niej pójść. A telaz daj jej spać. - odpowiedział słodko, dając jej buziaka.
- Alex... ty wiesz, że ona się nie obudzi prawda.? - powiedział.
- Obudzi. - spojrzał na niego. - Przecies zobacys ją w snach. Ja tes. Śmierć to nie jest ból czy strata. To nagloda. Mama zrobiła tak duzio, zie telas nalezi jej się odpocynek.
Słowa Alex'a niezmiernie zdziwiły swoją dojrzałością Leon'a. Pogrzeb Violetty odbył się po 2 dniach. Leon uronił wtedy jeszcze więcej łez. Zjechała się na niego cała rodzina, przyjaciele... Wszyscy bez wyjątku płakali. Violetta została pochowana w swojej sukience ze ślubu, oraz obrączce. Leon chciał, by zawsze była jego żoną. Kochał tylko ją i nie związał się z żadną kobietą, ani tym bardziej za żadną się nie oglądał. Opiekował się głownie Alex'em, który wyrósł na dobrego mężczyznę. Leon codziennie chodził na grób Violi, zawsze przynosząc różę ze ślubnego bukietu, a Alex tulipana, jej ulubiony kwiat.
W dniu 20-stych urodzin syna, na które Leon kupił mu nowe auto. Alex miał już żonę Maję, która spodziewała się dziecka. Szybko, ale była to poważna i dorosła decyzja. 
- Tato, możemy porozmawiać.? - spytał Alex.
- Tak. - wyszli na dwór. - O co chodzi, coś z Mają.?
- Nie, z nią i dzieckiem wszystko dobrze. - powiedział. - Tato widzę jak cierpisz, gdy widzisz to wszystko. Wiem, że ci ciężko bez mamy.
- Obiecałem jej. - powiedział cicho.
- Tato, jesteś najlepszym ojcem, jakiego mogłem mieć. - odpowiedział. - Ale nie chcę cię tu trzymać na siłę. Wiem, że przy niej będziesz szczęśliwy. Kocham cię tato.
- Ja ciebie kocham synu. - powiedział. 
To było pożegnanie. Oboje o tym wiedzieli. Alex nie cierpiał ani nie smucił się, bo wiedział, że to największe szczęście dla ojca. Leon poszedł na cmentarz i usiadł na ławce przy grobie Violetty. 
- Teraz już będziemy mogli być razem. - szepnął z lekkim uśmiechem i podciął sobie żyły scyzorykiem.
Alex przyszedł na cmentarz jakieś 10 minut po zdarzeniu. Widok martwego ojca, wywołało u nim lekki uśmiech. Dlaczego.? Usta Verdasa były uśmiechnięte, bo był z Violettą. Alex oczywiście pochował go 2 dni później, zmieniając nagrobek. Już nie leżała tam " Violetta Castillo ", ale " Leonetta ". Na nagrobku widniał napis:

Leonetta
Umarli z miłości, bo miłość jest śmiercią, a oni byli tą miłością.

.
Na grobie postawił również wspólne zdjęcie Leonetty. Tą historię opowiedział niejednemu człowiekowi. Z dumą mówił o mamie i tacie. Ostatecznie opisał ją w swojej książce, która cieszy się mianem bestsellera. Jednak miłość jest wieczna. A każdy z nas może być jej częścią. Nie zapomnij kochać, bo tak możesz zdobywać góry, dzięki którym osiągniesz szczęście.

THE END


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz