30 sty 2016

Rozdział XII





***
- Violu, skarbie, poczekaj.! - zawołał mój tato próbując nadążyć za moimi szybkim ruchami kolan po trawie.
Odpowiedziałam mu tylko słodkim, dziecięcym śmiechem, przyśpieszając, by nie mógł mnie złapać. Ucieczka sprawiała mi wielką frajdę, choć wiem, że mój tato był innego zdania. 
- Skarbie, ostrzegałam, że zamierza ci uciec. - usłyszałam śmiech mojej mamy, siedzącej na tarasie i piszącej coś w notesie.
- A jak zwykle ja nie posłuchałem. Następnym razem ostrzegaj mnie więcej razy. - odpowiedział ze śmiechem tato. - Może mi pomożesz, zamiast pisać tam te bzdury.?
- Kochanie, pamiętnik to nie bzdury. A potem Viola będzie miała co wspominać. - zaśmiała się.
- Jak dorośnie, to w głowie będzie miała chłopaków i imprezy, nie książki. - odpowiedział.
- Jest śliczna jako dziecko, więc potem będzie jeszcze piękniejsza. A po kim to ma.? Po mamie. - zaśmiała się. 
- Chciałaś oczywiście powiedzieć po tacie. Rozumiem, że niechcący się przejęzyczyłaś, zdarza się. - zachichotała. 
- Oj, kochanie, kochanie. - westchnął ze śmiechem.
- Violuś. - usłyszałam znajomy szept.
Usiadłam i obejrzałam się dookoła. Zauważyłam mojego brata, który siedział zza krzakiem i kiwał do mnie rączką, bym przyszła. Uśmiechnęłam się i szybko do niego poraczkowałam. Gdy już doszłam, Fede pomógł mi usiąść na kocyku.
- On się jeszcze nie skapnął, że ty już umiesz chodzić.? - zaśmiał się.
- Chiba nie. - zachichotałam słodko. - Cio lobiś.? 
- Wziąłem od taty tableta, pooglądamy bajkę.? - uśmiechnął się.
- Śmelfy. - zachichotałam.
- Violuś, może trochę doroślejsze bajki. Pooglądamy Gumisie. - zaśmiał się i położył się na kocu.
- Dobzie. - zachichotałam i położyłam się, dając głowę na jego ramię.
Oglądaliśmy bajkę i jedliśmy ciastka, słysząc nawoływania taty, który zapewne nas nie widział. Zaśmiałam się w myślach.

***
Spojrzałam w stronę drzwi. Do mojej sali wchodził młody mężczyzna w białym fartuchu. To pewnie lekarz. Ma u mnie już 1 punkt za urodę. Dobra, 2, bo jeszcze ma piękny uśmiech. Oby był miły, bo nie cierpię przystojnych debili, do tego lekarzy. Przeczytałam na jego indtyfikatorze, że ma na imię Javier. Nazwisko było za bardzo dla mnie skomplikowane. W sumie to chyba było krótkie, ale te literki na siebie właziły i nie mogłam się za nic rozczytać. Lekarz podszedł do mnie i wyjął słuchawki, następnie dokładnie mnie nimi badając. Na twarzy miał poważną minę, z której nie można było nic wyczytać. Chciałam się chociaż jakoś dowiedzieć, czy mniej więcej jest dobrze, czy wręcz przeciwnie. Gdy skończył, zaczął świecić mi małą latareczką w oczy. Bardzo mnie to raziło, bo co chwilę przymykałam oczy.
- Violetto, słyszysz mnie.? - spytał.
- Tak, słyszę. - odpowiedziałam.
- Wiesz, dlaczego tu jesteś.? - spytał.
- Nie. - odpowiedziałam.
- Za chwilę przyjdzie pani pielęgniarka i zrobi ci podstawowe badania, w tym morfologię. - poinformował.
- Ta co tak krzyczy.? - zaśmiałam się delikatnie.
- Tak, ta. Z resztą nie masz jej co się dziwić. Zawsze, gdy wchodziła, leżałaś bez ruchu nieprzytomna. - powiedział z lekkim śmiechem.
- Ja.? Zawsze.? - zdziwiłam się.
- Przepraszam, źle to ująłem. " Zawsze ", czyli przez tyle ile byłaś nieprzytomna. W tym przypadku słowo zawsze oznacza 2 tygodnie. - wytłumaczył.
- Panie doktorze, ale co się stało.? - powiedziałam.
- Miałaś poważny wypadek samochodowy dwa tygodnie temu. Z tego co na razie wiem, to masz złamanych kilka żeber, które się zrastają powoli i poprawnie oraz masz skręconą kostkę. Musimy zrobić jeszcze prześwietlenie, by sprawdzić, czy inne sprawy są już zagojone. - powiedział. - Pamięć odzyskasz, to mogę ci obiecać. Potrzebujesz tylko trochę czasu, by twój mózg powrócił dawny etap pracy. Kilka razy cię reanimowaliśmy, więc musi się zregenerować. Z resztą ty również. Na razie odpoczywaj i niczym się nie martw.
- Dobrze. - kiwnęłam lekko głową.
***
- Fede, ja chcę do taty. - załkałam.
- Violu, taty nie ma. Pojechał sobie gdzieś i nie wróci. - powiedział zły.
- Fede, ja chcę do taty. - powtórzyłam.
- Violetto, nie rozumiesz, że ojciec nas zostawił.? Matka też. - westchnął.
- Mama umarła, to nie jej wina.! - rozpłakałam się jeszcze bardziej i pobiegłam do nowego pokoiku ze swoim jedynym przyjacielem - misiem.
***
- Violetto, słyszysz.? - powtórzył lekarz.
- Przepraszam, może pan powiedzieć jeszcze raz.? - poprosiłam.
- Mówiłem, żebyś spróbowała zasnąć. Wtedy organizm najbardziej odpoczywa i zyskuje energie. - powiedział.
- Dobrze, spróbuję. Dziękuję i miłej nocy. - uśmiechnęłam się lekko.
- Słodkich snów. - uśmiechnął się i wyszedł.

***
- Obiecuję, że przyjadę, gdy tylko sąd da mi prawo opieki nad tobą. - Fede tulił mnie ze łzami.
- Ja nie chcę być tu samo. - szepnęłam, płacząc.
- Obiecuję, że od teraz wszystko się zmieni Violet. Zaufaj mi. - uspokajał.
- Nie obiecuj, tylko to rób.! - rozpłakałam się.
- Vilu, muszę już iść. Ale niedługo to po ciebie wrócę i razem stąd wyjdziemy, dobrze.? Nie płacz. - poprosił i otarł moje łzy.
Kiwnęłam głową i delikatnie się oderwałam. Załamałam się. Federico opuszczał właśnie sierociniec. Zostałam sama. Spełnił się sen, którego bałam się najbardziej.
***

Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy zniknął za drzwiami, zwróciłam wzrok na ścianę przed sobą. Nadal starałam cokolwiek sobie przypomnieć, ale jedynie dostałam w pewnych momentach dziwne obrazy z przeszłości. Nie rozumiałam skąd to jest, ani jak to się dzieje. Słyszałam męskie szmery na korytarzu, czasami ktoś pokrzykiwał, lecz zaraz ktoś inny go uspokajał. Ludzie nie mają co robić w nocy.? Do tego w szpitalu.? Zapewne nie. Zamknęłam oczy, próbując zasnąć choć na moment.

***
- Federico... - przedłużyłam, widząc różowy pokój. - Co to kur^a ma być.?
- Nie podoba ci się.? - zdziwił się.
- Fede, ja mam 16 lat, nie kurde 5. To pokój jak dla małej dziewczynki. - powiedziałam.
- Sorry, ale o innym nie mówiłaś. Na razie będziesz spała w takim. - wyszedł.
- I tak go sobie przemebluje. - zachichotałam pod nosem.
Odstawiłam walizkę obok łóżka i rzuciłam się na łóżko, wzdychając w poduszkę. Wolność. Wreszcie nie będę musiała siedzieć w tym głupim sierocińcu. Przywitałam się już z większością chłopaków. Są naprawdę wspaniali i sympatyczni. Tylko troszkę bezpośredni, heh. Resztę poznam na kolacji. Odblokowałam ekran mojego telefonu i sprawdziłam pocztę. Interesowała mnie tylko jedna wiadomość. Otworzyłam ją i gdy tylko przeczytałam, krzyknęłam w poduszkę. Dostałam się na przesłuchanie do szkoły tanecznej.! Jeśli bym to przeszła... spełnię moje największe marzenie. Ogłaszam, że to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Violetto Castillo, podbijesz ten świat.

***

Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc w ogóle zmrużyć oka. Widziałam, że na dworze robiło się już trochę jaśniej, więc podejrzewałam, że jest już jakaś 4:00 lub 5:00 rano. Westchnęłam pod nosem, wtulając się bardziej w poduszkę. Przed chwilą przyszła pielęgniarka, która pobrała mi krew. Rozbudziło mnie to. Chciałam usiąść, lecz nagle wszystko mnie zabolało, a łza spłynęła mi po policzku. Cholera. Odetchnęłam lekko, by uspokoić pulsujący z bólu organizm. Rozejrzałam się po sali, chcąc znaleźć jakieś zajęcie. Na szafce zauważyłam blok rysunkowy, podkładkę i ołówek. Wyciągnęłam delikatnie rękę i wzięłam to. Na pierwszej stronie było napisane " To jakby się panienka nudziła. ". Pod spodem widniał podpis lekarza. Uśmiechnęłam się lekko. Dzięki takim wspaniałym osobom czasami lubię szpitale. Delikatnie zgięłam nogi w kolanach, dając sobie kolejną dawkę bólu, który po chwili ustał. Otarłam kolejne łzy i oparłam podkładkę z blokiem na moich udach. Ołówkiem zaczęłam szkicować wszystko co wpadło mi do głowy.

***
Leżałam na łóżku, nucąc sobie pod nosem piosenkę Maroon 5. Pora wstać wreszcie z tego łóżka, już chyba prawie 12:00. Niechętnie to zrobiłam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czystą białą bieliznę, szare zakolanówki z kokardą, czarne spodenki i białą bokserkę. Poszłam do łazienki. Po drodze nie spotkałam nikogo, jedynie słyszałam emocje mojego brata i Brodway'a, oglądających mecz w salonie. Zaśmiałam się pod nosem i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam kran, a po moim ciele zaczęły spływać ciepłe strużki wody. Momentalnie się uśmiechnęłam, relaksując się. Opłukałam zaspane oczy, rozbudzając się. Umyłam staranie włosy ulubionym szamponem, a w ciało wtarłam jabłkowy balsam. Spłukałam się i wyszłam. Wytarłam się dokładnie, oraz wysuszyłam włosy. Nałożyłam bieliznę, a nogi przykryłam zakolanówkami. Ubrałam spodenki i bokserkę. Rozczesałam włosy, które pod wpływem wilgoci pokręciły się lekko. Przejechałam błyszczykiem po ustach i posprzątałam po sobie, po czym wyszłam. Zeszłam na dół.
- Hej. - usiadłam obok Fede.
- Cześć siostra. - pocałował mnie w policzek Fede.
- Hej Vilu. - przywitał się Brodway.
- Kto wygrywa.? - spytałam.
- Real Madryt. FC Barcelona przegrywa punktem, a jeszcze druga połowa. - powiedział Fede.
- Jedliście śniadanie.? - spytałam.
- Tak. - odpowiedzieli.
- To w takim razie zrobię tylko dla siebie. - wstałam i poszłam do kuchni.
Weszłam, nie zastając nikogo. Usłyszałam głosy z ogrodu i wyjrzałam przez okno. Grali tam w piłkę Andres, Peter, Xabi i Zayn. Pomachali mi, gdy mnie zobaczyli, a ja im odmachałam. Zrobiłam sobie dwie kanapki z twarożkiem i ciepłą herbatę. Zjadłam i ogarnęłam w kuchni. Wyszłam i skierowałam się do mojego pokoju. Myślałam, co mogłabym robić. Może dzisiaj poćwiczyłabym do przesłuchania.? Dobry pomysł. Poszłam do Maxi'ego. Ma dużo płyt, na pewno znajdę jakąś fajną i odpowiednią piosenkę. Zapukałam.
- Proszę. - usłyszałam głos Maxi'ego.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. Maxi grał na konsoli z Diego w Fife, a Leon leżał na łóżku robiąc coś na tablecie. Z nim jeszcze ani razu nie gadałam, ciągle siedzi w swoim pokoju. Zapewne się nie polubimy. Wygląda w sumie na gbura. Ale za to jest mega przystojny. Słyszałam, że taki typ urody to podrywacze, więc nawet dobrze, że się nie odzywa ani na mnie się nie patrzy. 
- Maxi, mogłabym pożyczyć kilka płyt.? - spytałam.
- Tak, jasne. Są w szafce obok łóżka, weź jakie chcesz. - powiedział.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i ominęłam łóżko, na którym leżał Leon i kucnęłam przy szafce. Otworzyłam ją i zaczęłam wybierać opakowania. Wzięłam kilka hip-hop' owych, było coś z rocka, popu, a nawet muzyka klasyczna. Płytę z remix'ami też mam. Spojrzałam na Leon'a. W tym samym momencie on zrobił to samo. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a to... było bardzo... po prostu... aż sama nie wiem jak to opisać. 
- Masz już.? - spytał Maxi.
- Mam. A nawet jeszcze więcej. - szepnęła, nie odrywając wzroku.
***

Na kartce z bloku widniało oko. Najnormalniejsze oko. Pocieniowałam je i zrobiłam grube, czarne rzęsy. Zamiast okrągłą źrenice, narysowałam ją w kształcie serca. Podobał mi się ten blask w niej, który udało mi się narysować. Podpisałam go pod spodem swoim imieniem i odłożyłam wszystko na szafkę. Myślałam o tym, co się dzieje ze mną. Czułam się jak w śnie, ale to wszystko było za bardzo realne. Westchnęłam pod nosem. Nudziło mi się tu totalnie. Do sali weszła pielęgniarka, niosąca tacę z jedzeniem, którą postawiła na szafce.
- Smacznego. - odpowiedziała promiennie.
- Dziękuję. - posłałam jej delikatny uśmiech, a ona wyszła.
Spojrzałam na zwartość tacy. Plasterki jabłka były jedyną rzeczą, na którą miałam ochotę. Wzięłam je do ręki i nieśpiesznie jadłam. Były pyszne i soczyste, a taką lubiłam najbardziej. Skończyłam jeść. Ktoś wszedł do mojej sali. Spojrzałam w stronę drzwi.

***
Wyszłam na balkon. Miałam na sobie tylko białe zakolanówki i biały sweterek do mniej niż połowy uda. Noc była ciepła, wiała tylko delikatna bryza znad morza. Położyłam dłonie na barierce. Wiaterek unosił lekko mojego kucyka, a ja zamknęłam oczy, rozkoszując się chwilą. Założyłam rękawki do końca dłoni, delikatnie przytrzymując je palcami i dając pod brodę. Moje myśli krążyły wokół jednej osoby, która zdążyła zawrócić mi w głowie do nieopamiętania. Czuję się, jakbym była marionetką, a on lalkarzem. Nieświadomie obojgu tak jest. Patrzyłam na miasto, nie rozumiejąc jak mogłam tak cholernie bardzo się zakochać. Prowokował mnie tymi szeptami, swoją bliskością i niespodziewanymi wizytami w moim pokoju. To przez niego teraz jestem taka ciągle nieobecną w rzeczywistości, a obecna przy nim. Masakra. " Co ty w sobie Verdas masz.? " powtarzałam ciągle w myślach to samo zdanie.
- Ciągle mnie zaskakujesz, wiesz.? W ciągu sekundy potrafisz zmienić moje dotychczasowe poglądy. - usłyszałam doskonale mi znany szept.
Moje ciało przeszył przyjemny dreszcz, a w brzuchu pojawiło się miliony motylków. Uśmiechnęłam się pod nosem i delikatnie obróciłam. 
- O czym mówisz.? - spytałam cicho.
- A o tym, że myślałem, że dziewczyny chodzą szybko spać, by być piękniejsze na drugi dzień. - zachichotał cicho, oparty o framugę drzwi balkonowych. Miał na sobie szare spodnie dresowe od piżamy. Tylko to. Odetchnęłam cicho, widząc jego umięśniony tors i niedbale ułożone włosy. Wyglądał... Cholernie seksownie. Nie pomagał mi. Jego powabny głos tylko dokładał mu urody, a ręce w kieszeni pozwalały mi na niego patrzeć. 
- Pukałem, ale nie słyszałem odpowiedzi. Pomyślałem, że śpisz, więc wszedłem. - szepnął.
- Mam rozumieć, że robisz tak codziennie.? - zapytałam.
- Nie zdradzę ci takich szczegółów. Są zbędne i niepotrzebne. - szepnął, wpatrzony we mnie, a raczej krążąc wzrokiem po moich zakolanówkach i nagich udach.
Jego wyraz twarzy wskazywał, że chętnie chciałby być osobą, która je ze mnie ściągnie. To było dziwne, ale ta myśl... wywoływała u mnie przyjemne kucie w brzuchu.
- To według ciebie co jest potrzebne i ważne.? - szepnęłam.
- Potrzebna jest druga osoba, a ważne są priorytety, uczucia i chwila obecna. - szepnął.
- Ta chwila.? - szepnęłam.
- Tak ta. Jest ważna, a nawet najważniejsza. - szepnął, powoli podchodząc do mnie.
- Dlaczego.? Tylko rozmawiamy, jak zawsze. - szepnęłam.
- Każda rozmowa ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie. My obecnie jesteśmy na wstępie. - szepnął, stojąc blisko przy mnie.
- Na czym więc polega rozwinięcie.? - szepnęłam, kierując wzrok na jego oczach.
- Na tym co ważne. A to co ważne to to, po co tu przyszedłem i w jakim celu. - szepnął.
- Więc słucham. - szepnęłam. 
- Ile się znamy.? - zapytał, choć widziałam, że znał doskonale odpowiedź.
- Dwa tygodnie, 2 dni... - zaczęłam.
- 13 godzin, 24 minuty, 26 sekund. - dokończyliśmy razem.
- Nie wiedziałam, że to liczysz. - szepnęłam.
- I vice versa. - odpowiedział. - Nie wiesz do czego zmierzam, prawda.?
- Szczerze, to nie. - szepnęłam.
- To przez te dwa tygodnie, 2 dni, 13 godzin, 26 minut i 3 sekundy zabrano mi całe moje serce. Przez ten czas zmieniłem się, czasami sam siebie nie poznaję. Moje myśli błądzą wokół jednej niesamowitej dziewczyny, która na mój widok traci czucie w ciele i drży, gdy tylko poczuje moją woń lub usłyszy mój głos. Dlatego wiem, że nie jestem jej obojętny, a ona mi również nie jest od tamtego czasu. Jestem zakochany na maksa, a to uczucie tylko ciągle rośnie. Nie umiem funkcjonować sam i czuję, że to ona mnie tu trzyma. Moje serce bije w rytm jej imienia, idę ruchami, które są w jej rytmie. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę ją. Wariuję Violetto, wariuję z miłości. Uzależniam się, a nawet nie mogę pójść na odwyk. Nie mogę i nie chcę. - szepnął, przejechał koniuszkami palców po moim udzie, a ja wstrzymałam oddech. - Violetto, kocham cię i jestem pewny, że to nie jest zauroczenie. Jesteś całym moim światem, stałaś się wszystkim i jedyne czego pragnę od tamtego dnia to to, by cię mieć przy sobie 24 na dobę przez resztę życia.
- Leon....  - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.
- Był wstęp, było rozwinięcie, a teraz zakończenie. A ja znam tylko jeden sposób by to zakończyć, tak jak należy. - szepnął.
- Jaki.? - szepnęłam.
Leon delikatnie się nachylił, kładąc dłonie na dolnej części pleców i pocałował mnie czule oraz namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek, a on od razu pogłębił. Całowaliśmy się, a świat przestał się liczyć.

***

- Violu, jak się czujesz.? - spytał Federico, siadając delikatnie obok mnie i głaszcząc mój policzek.
- Wszystko mnie cholernie boli, ale jest dobrze. - zaśmiałam się lekko. - Tylko strasznie mi tu nudno.
- Ty nie potrafisz potraktować niczego poważnie, co nie.? - zaśmiał się lekko.  - Nawet nie wiesz jak się strasznie bałem przez te 2 tygodnie. Lekarze nie dawali ci żadnych szans, byś się obudziła. Kilka razy przestało bić ci serce... Przygotowywałem się na najgorsze.
- Pamiętaj na przyszłość, że nie odchodzę beż pożegnania. - zaśmiałam się delikatnie.
- Nienawidzę cię wiesz.? - zaśmiał się.
- Wiem, ja ciebie też. - zachichotałam.
- Lekarz powiedział, że wyniki ci się polepszają. Teraz tylko musisz wyzdrowieć fizycznie. - powiedział. - Chciałem przyjść wcześniej, ale nas nie wpuścili.
- Więc to twój głos słyszałam na korytarzu po tym jak się obudziłam.? - zaśmiałam się cicho.
- Najwidoczniej. I tym lamborghini też ja przyjechałem. - odwzajemnił śmiech.
- Powinni zabrać ci prawko, bo hamować to ty nie potrafisz. - zaśmiała się.
- Dzięki, przekażę im. - zaśmiał się. - Lekarz mówił, że nic nie będziesz pamiętać.
- Bo nie pamiętam za wiele. Jak wszedłeś, to od razu cię rozpoznałam i powoli mi się wszystko wraca. Jak tam dzidziuś i przygotowania do ślubu.? - spytałam.
- Pobieramy się za równo dwa tygodnie. - powiedział z uśmiechem. - Ludmi czeka na ciebie, byś jej pomogła wybrać sukienkę. Ty i Leon jesteście naszymi świadkami i chrzestnymi naszego synka, oczywiście, jeśli się zgodzisz.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się. - Wiecie, że to synek.?
- Tak, od 2 dni. - powiedział z uśmiechem.
- Cieszę się. - odpowiedziałam. - Jak tylko wyjdę stąd, to pójdę z nią na zakupy.
- O ile wyzdrowiejesz do końca. Inaczej nigdzie nie wychodzisz. - lekko się zaśmiał.
- Witamy starego Fede. - zachichotałam.
- Mogę cię przytulić.? - powiedział słodko.
- Tylko na to czekam. - zaśmiałam i przytuliłam go delikatnie, uważając by nic mnie nie zabolało.
- Chcesz, by Leon przyszedł.? Próbujemy się do ciebie dostać odkąd się obudziłaś, ale lekarz nam zabraniał. - powiedział z lekkim śmiechem.
- Nic mu nie jest.? - spytałam od razu.
- Dziwnym trafem miał z tego wszystkiego tylko siniaka. - zaśmiał się.
- Naprawdę.? - zdziwiłam się.
- Auto pierdyknęło tak, że to ty byłaś przygniecona do drzewa. - powiedział. - Nawet ci się poduszka nie włączyła, a jemu tak.
- To dobrze. Wolę by mi się coś stało, niż jemu. - szepnęłam.
- Kochasz go. - powiedział z lekkim uśmiechem. - I to bardzo.
Kiwnęłam głową, patrząc na niego. Fede pocałował mnie w czoło i wstał.
- Idę po twojego kochasia. - zaśmiał się.
- Federico. - powiedziałam.
- Tak.? - spytał.
- Wzrok raczej mnie nie mylił. Widziałam, że wychodziło z twojego auta troje chłopaków. No to ty... Leon... i.? - zapytałam.
- Mylił się, bo wysiadło czterech. - zaśmiał się. - Ja, Leon, Zayn i Diego.
- Zayn.? - westchnęłam.
- Tak, Zayn. Vilu... on nadal cię kocha, a nawet bardziej. - powiedział.
Kiwnęłam lekko głową. Fede pomachał mi, a ja mu odmachałam, odprowadzając wzrokiem do drzwi. Wyszedł. Uśmiechnęłam się lekko. Z takim bratem to ja mogę rozmawiać zawsze. Gdy wyjdę ze szpitala, wracamy do normalności, czyli nadrabiam wkurzanie go. Dwa tygodnie i żadnej naszej kłótni.? To niedopuszczalne. Po chwili Leon jak oparzony wpadł do sali, siadając przy mnie. Pocałował mnie bardzo namiętnie, ale też czule i delikatnie. Odwzajemniłam z uśmiechem. Dopiero po chwili całowania się od siebie oderwaliśmy.
- Hej. - szepnęłam z uśmiechem.
- Skarbie... tak cholernie cię przepraszam. - szepnął smutno. - Przeze mnie mało nie umarłaś.
- Leon, nie musisz przepraszać, to był wypadek. - pogłaskałam go delikatnie po policzku.
- Wiem, że był, ale to nie zmienia faktu, że ja kierowałem. - westchnął. - Ten wieczór nie tak miał się skończyć.
- A jak.? - spytałam.
- Nieważne. Jak wyjdziesz ze szpitala, to się dowiesz, dobrze.? - uśmiechnął się promienie.
- Już nie mogę się doczekać. - zachichotałam słodko.
- Czyli mi wybaczasz.? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście. Tym bardziej, że nie mam co. - uśmiechnęłam się. - Mogę mieć do ciebie prośbę.?
- O co tylko chcesz. - powiedział uśmiechnięty.
- Połóż się obok i mnie przytul. - szepnęłam słodko.
Leon lekko się zaśmiał i to zrobił. Ja mimo bólu wtuliłam się w niego, bo tego brakowało mi najbardziej. Wkońcu go mam.

* 3 GODZINY PÓŹNIEJ *
- Kocham cię. - zachichotałam słodko, gdy Leon szeptał mi do ucha czułe i zadziornie słówka.
- Ja ciebie też skarbie i nigdzie się stąd nie wybieram. - zachichotał.
- Niestety, ale musi pan nie moment wyjść. - zaśmiał się lekarz, który wszedł do sali.
- Dobrze panie doktorze, ale będę przed salą. - zaśmiał się Leon i wstał.
- Dobrze skarbie. - zachichotałam.
Leon wyszedł z sali z uśmiechem i stanął przed salą, patrząc na nas przez szybę. Zwróciłam wzrok na doktora.
- Coś się stało panie doktorze.? Nie mam przed nim tajemnic. - powiedziałam.
- Mam dla pani wiadomość, a nie zawsze kobiety chcą, by informować od razu ich partnerów. Czasami to powody kłótni, więc wie pani... - powiedział.
- Tak, rozumiem. Czasami to nawet i lepiej, gdy się powie to drugiej osobie osobiście. - powiedziałam.
- No właśnie. - powiedział. - Ale widzę, że jesteście bardzo zakochali i szczęśliwi, więc moja informacja tylko was ucieszy.
- O co chodzi.? Tak, to prawda, jesteśmy. - uśmiechnęłam się.
- Pani organizm regeneruje się naprawdę szybko, więc za dwa dni będę mógł panią wypisywać. - uśmiechnął się. - Ale mam drugą ważną wiadomość.
- Panie doktorze, szybciej proszę. - zaśmiałam się lekko.
- No już, już. - powiedział z uśmiechem. - Jest pani w czwartym tygodniu ciąży.
- Że.... że co.? - zdziwiłam się.
- Jest pani w czwartym tygodniu ciąży. - powiedział.
Spojrzałam z uśmiechem przed siebie. Jestem w ciąży... Poczułam jak moje serce przechodzi w szał. Ta chwila jednak nie trwała długo. Cofnęłam się cztery tygodnie wstecz. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Cholera.... Zayn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz