29 sty 2016

Rozdział I " Nowy świat "




Weszłam na ogromny hol zamkowy. Wielki czerwony dywan okalał spód moich czarnych conversów. Dookoła znajdowały się kremowe ściany, a na nich mnóstwo obrazów, przez które pomieszczenie wydawało się jeszcze bardziej przestrzenne niż było w rzeczywistości. Z moich ust wydobyło się ciche " Wow ". Jeśli reszta tego zamku była tak piękna, to nie mogę się doczekać ujrzenia mojego pokoju. Miałam tylko cichą nadzieję, że nie będzie aż taki starodawny i ciężki. Liczyłam na pokój typowej nastolatki ale to o tym raczej mogę sobie pomarzyć. Zaczęłam tęsknić za tamtym życiem, gdzie nikogo nie obchodził mój styl ubioru czy zachowanie. W moją stronę kierował się wysoki i szczupły mężczyzna w czarnych okularach i dziwnym, choć pogodnym i szczerym uśmiechu.
- Panienka Violetta.? - zapytał, na co ja kiwnęłam lekko głowa. - Jestem Ramallo, doradca i zastępca twojego ojca, który czeka już na księżniczkę w jadalni.
- Nie muszę się przebierać, prawda.? - westchnęłam lekko.
- Nie. - usłyszałam w jego głosie śmiech. - Przymiarkę sukni ma panienka dopiero wieczorem. A teraz proszę za mną.
Z ukrytym entuzjazmem poszłam za Ramallo. Szłam po biało-czarnych płytkach korytarzowych. Zerknęłam na boki. Chyba wszystkie ściany były takiego samego koloru, tylko po prostu podłoga się zmieniała. Na oknach były powieszone grube, czarne zasłony, które dodawały elegancji całemu wystrojowi. Usłyszałam kilka głosów dochodzących prawdopodobnie z jadalni. Nie pomyliłam się. Weszliśmy do dużego pokoju, w tym samej kolorystyce co korytarz, z wielkim stołem na środku.
- Violetta, słońce, jak ty wyrosłaś.! - powiedziała z uśmiechem pulchna kobieta, która właśnie mnie przytuliła.
- Yyy.... - przedłużyłam, próbując sobie przypomnieć kim jest. - A no tak... Witaj Olgo.
Olga, to wieloletnia gospodyni naszego rodu. Jest nieśmiertelna, więc przeżyła już kilka wieków. Wampir ugryzł ją jak była właśnie taka jaka jest teraz, więc jej to zostało. Nie starzeje się, nadal wygląda na te 50 lat. Gotowała przepysznie, kilka razy nawet zawitała u mnie w domu. Skierowałam wzrok na młodego chłopaka siedzącego na krześle. Był Hiszpanem, to na pewno. Ładne, głębokie oczy, uwydatnione kości policzkowe, szatyn...., ale zaraz spojrzałam na mojego tate, który podszedł do mnie. Był to wysoki, trochę niższy od Ramallo, mężczyzna, z czarnymi, krótkimi włosami i umięśnionym ciałem.
- W końcu będę mógł być przy tobie córeczko. - powiedział z uśmiechem.
- Hej tato. - przytuliłam go, a on ucałował moje włosy.
- Jak przebiegła podróż.? - zapytał.
- Dobrze. - odpowiedziałam.
- Pewnie jesteś głodna, prawda.? - powiedział z uśmiechem.
- Tak, trochę tak. - kiwnęłam głową z lekkim śmiechem.
- No to usiądź, a Olga poda zaraz obiad. - oznajmił i odsunął mi krzesło, a ja usiadłam.
Przez jakiś czas próbowałam nauczyć się czegokolwiek z dworskiej etykiety, ale raczej mi to nie wyjdzie. Przynajmniej nie długo...
- Przepraszam jeśli zapytam, ale kim jesteś.? - zwróciłam się do chłopaka.
- Oj, przepraszam, nie przedstawiłem się. - odpowiedział z słodkim śmiechem. - Księżniczko, jestem Diego Hernandez.
- Ród Hernandez.? - zapytałam.
- Tak, ten. - powiedział.
- Myślałam, że nie możecie przebywać na innych ziemiach. - odpowiedziałam.
- W sumie to masz rację, księżniczko. - zaczął, ale mu przerwałam.
- Moja mama mówiła mi, że masz tyle lat co ja, więc proszę, mów mi po imieniu. - poprosiłam.
- No dobrze, zgadzam się. - uśmiechnął się. - Tak, masz rację. Ale tylko wampiry, które są jeszcze nie okiełznane, że tak powiem, mają zakaz wychodzenia. Ja etap dorastania już przeszedłem, całkowicie.
- Przyjechałeś w odwiedziny.? - zapytałam.
- Diego, jest tu na moją prośbę. - odpowiedział za niego mój ojciec. - Chciałem byś nauczyła się etykiety, tańców... podstawowe morale naszego królestwa jednym słowem. Uznałem, że on będzie najlepszy. Jest odpowiedzialnym chłopakiem, doświadczony , dobrze wychowany i chętnie się zgodził. A do tego ma tyle lat co ty...
- Myślę, że się jakoś dogadamy. - przyznałam z lekkim śmiechem.
- Tak, ja też. Myślałam, że będziesz trudniejszą osobą. - przyznał Hernandez.
- Nie bój się, jeszcze ci zalezę za skórę. - zaśmiałam się, chwytając łyżkę w dłoń. - Łatwa nie jestem.
- Tak podejrzewam. - odparł z uśmiechem i zaczął jeść.
Czy mi się wydawało, czy on to odebrał jako trochę sprośne... Z resztą to tak zabrzmiało. Zaczynam naszą znajomość od informacji, że nie jestem łatwa... Tak, to było zdecydowanie dziwne. Dobrze, że się nie rumienię, bo pewnie teraz byłabym w karnacji dojrzałego buraka. Gdy zjedliśmy, Olga zebrała naczynia i odniosła je do kuchni.
- Dobrze, to ja zostawiam was samych. Violetta, pamiętaj, jutro twoje przyjęcie urodzinowe a dzisiaj wieczorem przymiarka sukni. - powiedział mój ojciec.
- Tak, tak, wiem. - westchnęłam lekko a on poszedł.
- Nie bój się, nie będzie aż tak źle. - powiedział Diego z uśmiechem. - Przecież będę ja.
- Dzięki za pocieszenie. - zaśmiałam się.
- Warto próbować. - odwzajemnił śmiech. - Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju. Przebierzesz się i gdzieś idziemy.
- Znamy się kilka minut, a ty już mnie gdzieś zabierasz.? Jakiś ty bezpośredni... - powiedziałam ze śmiechem i wstałam.
- Lep na dziewczyny. - stwierdził ze śmiechem, idąc ze mną po schodach.
- Ja bym tego tak nie nazwała... - przedłużyłam, śmiejąc się.
Mój kontakt z Diego, podczas pieszej podróży do mojego pokoju, polepszał się z każdym kolejnym uśmiechem czy słowem. Wizja następnych lat życia tutaj nie była już aż tak nudna dzięki niemu. Zdecydowanie mogę uznać go za przyjaciela. Miał w sobie to coś, co pozwoliło mi mu zaufać. On chyba też to wiedział. Początek prawdziwej przyjaźni.? Chyba tak. Przynajmniej taką mam nadzieję... Mój pokój jednak przypominał komnatę księżniczki. Duża, choć pusta szafa, wielkie łóżko z baldachimem, miękki biały dywan i fioletowe ściany. Półokrągłe okna okalały złote firany. Miałam również balkon. Diego czekał przed drzwiami, wcześniej dając mi dwa pudełka. Położyłam je na łóżku i udałam się do łazienki. Mojej własnej, wow. Wzięłam szybki prysznic, choć balsam do ciała tak pięknie pachniał, że szkoda mi było się spłukać i wyjść. Ubrałam nowiutką, czarną bieliznę i weszłam do pokoju. Podeszłam do łóżka, otwierając jednocześnie pudełka. Ubrałam się w to, co tam znalazłam. Stanęłam na przeciwko wielkiego lustra na ścianie. Wyglądałam w tym ślicznie. Ogólnie to co mi dał, było piękne. Umalowałam się bardzo delikatnie i wyszłam.
- Jednak dobrze myślałem. Wyglądasz niesamowicie. - przyznał.
- Dziękuję. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Ale po co mi to.?
- W spodenkach tańczyć chyba nie będziesz. - zaśmiał się. - Bo chyba ktoś musi cię nauczyć walca na jutro.
- A no tak... - przedłużyłam ze śmiechem. - Masz szczęście, że kocham tańczyć.
- To dlaczego tego nie umiesz.? - zapytał, idąc obok mnie.
- Wolę hip-hop lub tańce solowe. Z takich dla par, to cha cha, rumba, tango i salsa. - wytłumaczyłam.
- No to lepsze to niż nic. - stwierdził.
Wyszliśmy z zamku. Powiem szczerze, że pierwszy raz nie przeszkadzał mi tak luźny sweterek. Byliśmy w ogrodzie. W oddali zobaczyłam fontannę, gdzieś indziej staw... Było tu mnóstwo kwiatów i dróżek. Czasami również krzewy i drzewa. Ogród ogrodzony był dokładnie przystrzyżonym żywopłotem. Pachniało tu głównie dzikimi różami. Ulubione kwiaty mojej mamy... Nie sądzę, że jest to zbieg okoliczności. Muszę potem porozmawiać o tym z tatą. Diego pokierował nas na piękną, drewnianą altankę.Chyba tu będę spędzać najwięcej czasu...
- Więc tak... walc nie jest wcale taki trudny. - powiedział, stając na środku a ja stanęłam przed nim. - Poruszasz się po kwadracie.
- A nie prostokącie.? - zapytałam.
- Kwadrat, prostokąt, jak tam chcesz. - odpowiedział. - Spójrz.
Pokazał początkowe kroki. Faktycznie, poruszał się po prostokącie. Powtórzyłam za nim, bo to na razie było banalne. Gdy kroki stawały się coraz trudniejsze, było więcej zabawy i śmiechu. Wirowaliśmy po całej altance. Tańczyliśmy nie tylko walca, ale także inne potrzebne mi do jutrzejszego balu ruchy. Zakończyliśmy wszystko obrotem.
- Widzisz... załapałaś wszystko za pierwszą próbą. - powiedział z uśmiechem, bijąc mi brawo.
- Tak, chyba tak. - zaśmiałam się, patrząc na zachodzące słońce. - Musimy chyba już wracać.
- Tak, masz rację. Zaprowadzę cię do krawcowych. - powiedział.
Tak jak powiedział, tak też zrobiliśmy. Zaprowadził mnie. Pożegnałam się z nim, dając mu buziaka w policzek i weszłam. Nie wiedziałam, czy to zgodne z etykietą, ale cóż... o tym nic mi nie wspomniał. Ogólnie reszta dnia przebiegła mi spokojnie. Zostałam obdarowana kilka draśnięciami po igle, gdy szyto na mnie sukienkę. Tak właściwie to krój. Nawet lustra tam nie było, więc kompletnie nie wiem jak w tym będę wyglądać. Na pewno będzie fioletowa, bo ten kolor pasuje mi do oczu. Do mojego pokoju trafiłam, na szczęście, bez problemu. Zaliczyłam wieczorną toaletę, zadzwoniłam do mamy i położyłam się spać. Księżniczka Violetta. No nieźle... Myślałam długo o moich urodzinach i balu. Wiedziałam, że przybędzie masa ludzi, a ja będę znała tylko mojego tatę oraz Diego. A może.... spotkam tego " księcia z bajki ".? Lepiej nie. Nie chcę się zakochać, bo i tak te uczucie nie miałoby prawa istnieć. Zepsuło mi to humor i zasnęłam smutna.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz