30 sty 2016

Rozdział VII





Niewiarygodne, że tak łatwo tracimy to co mamy. Jednego dnia jesteś przepełniona szczęściem i miłością, a następnego dnia po tym co czułaś nie ma nawet drobnego śladu. Wspomnienia... Tylko to ci pozostaje. A nadzieje.? Tak, one też. Niestety w moim przypadku takiej nadziei nie ma. Leon nie żyje, a ja po prostu nie mam wyjścia i muszę się z tym pogodzić, niestety. Minęło 3 dni od jego śmierci, 3 dni od kiedy straciłam najważniejszą osobę w moim życiu, moje serce i świat... Jeszcze jest to dla mnie świeże. Dzisiaj pogrzeb. Pierwszy raz zobaczę go, od tamtego momentu. Pierwszy raz ale i ostatni, bo za chwilę pożegnam go na zawsze... Dziwne uczucie. Obiecałam Fede, że się nie rozkleję doszczętnie, ale prawdopodobnie słowa nie dotrzymam. Wszystko wiruje mi w głowie niczym huragan. " On wróci ". Cały czas to sobie głupio powtarzam, ale co ja gadam, przecież on nie żyje. Z tego wszystkiego wiem jedno : nie potrafię funkcjonować bez niego. Obudziłam się. Mój pokój jednak teraz wydaje mi się obcy. Diego przeniósł mnie w nocy tutaj, bo uważał, że jak tak dalej będzie to popadnę w depresję. Ja.? Możliwe. Usiadłam na łóżku i wyjęłam pamiętnik. Otworzyłam go na pierwszej niezapisanej stronie. Wzięłam do ręki czarny flamaster i narysowałam, a raczej napisałam " Leon ". Nuciłam pod nosem " Amor en el aire ", którą zaśpiewał na gali z dedykacją dla mnie. Łza wzruszenia spłynęła mi po policzku. Nagle do pokoju wszedł Verdas, trzymający gitarę i śpiewający razem ze mną.


Przetarłam zdziwione oczy. Obraz nie zniknął, on dalej śpiewał i stał z uśmiechem w moim pokoju. To było coś niesamowitego. Wszystko wróciło, nawet on. Leon.... żyje.? Nie czekałam ani chwili dłużej, podeszłam do niego z uśmiechem, nadal śpiewając. Gdy chciałam dotknąć jego policzka, Meksykanin zniknął. Zdziwiłam się, bo przecież on nie byłby w stanie tak szybko wyjść z pokoju. Usłyszałam jego głos za sobą, więc obróciłam się. Spróbowałam ponownie, ale za każdym razem, gdy już miałam go dotknąć to on pojawiał się w innym miejscu. Przestałam śpiewać w pewnym momencie, bo zdziwienie ogarnęło mnie doszczętnie.
- Violu.? - powiedział, gdy skończył śpiewać.
- Tak.? Leon... przecież ty... - jąkałam.
- Skarbie, kocham cię. Nie zapomnij o mnie, choćby nie wiem co. Jestem blisko, bliżej niż ci się wydaje. Niedługo się spotkamy i już zawsze będziemy szczęśliwi. Do tego czasu staraj się żyć normalnie. Obiecuję, że wszystko się ułoży. Pamiętaj, Leonetta por siempre Vilu. - powiedział melodyjnym głosem.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale nagle otworzyłam oczy. To był sen.? Cholera, dlaczego... A co to w ogóle miało znaczyć.? Te ucieczki, jego słowa... Kompletnie nie rozumiem nic z tego snu. Potrząsnęłam lekko głową i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej rajstopy, czarną sukienkę oraz  bieliznę w takim kolorze. .Poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, który orzeźwił mnie tak jak chciałam. Starannie umyłam włosy, nasmarowałam się balsamem i wydepilowałam. Po spłukaniu wyszłam ostrożnie na płytki w łazience. Wytarłam się i ubrałam bieliznę. Podeszłam do lustra i wysuszyłam włosy, po czym je rozczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Nałożyłam naszyjnik, który niedawno mi podarował oraz czarne botki na koturnie. Spryskałam się moimi perfumami, które Leon ubóstwiał. Brzoskwinie... jego ulubiony owoc. Zeszłam na dół i skierowałam się w stronę kuchni.
- Hej Violu. Pięknie wyglądasz. - pocałował mnie w policzek Zayn.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie. - powiedziałam, patrząc na jego garnitur.
- Zrobiłem nam śniadanko. - odpowiedział z uśmiechem.
- Przez " nam " rozumiesz.... - zaczęłam.
- Ty i ja. Tamtym pacanom nie robię. - zachichotał.
- Niezłe podejście do kolegów z drużyny. - powiedziałam z lekkim śmiechem i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam szklankę.
- Ty tak ślicznie wyglądasz, że nie mogę ci się oprzeć... - przytulił mnie od tyłu, szepcząc mi do ucha.
- Jeśli myślisz, że teraz wpadnę w te twoje ramiona, to się gruuuubo mylisz. - przyznałam, nalewając obojętnie soku do szklanki.
- Czy ty teraz sugerujesz, że jestem gruby.? - udał urażonego.
- Przykro mi Zayn. Stwierdzam fakty. - powiedziałam z delikatnym śmiechem. - A tak serio to nie próbuj.
- Ja nic przecież nie robię. - puścił mi oczko.
- Jakbyś był trochę mniej bezczelny i bardziej ogarnięty, to może by coś między nami było. - odpowiedziałam. - Jesteś mniej bardziej.
- Co to znaczy.? - zapytał.
- Mniej siebie, bardziej kogoś innego. Otwórz się i nie graj. Jesteś piłkarzem a nie aktorem. - odpowiedziałam i usiadłam przy stole.
- Violet, czy to tak trudno dać mi szanse.? - westchnął.
- Istnieje takie coś jak zaufanie. A ja takiego czegoś do ciebie nie mam. - odpowiedziałam, jedząc sałatkę. - Temat rozmowy uważam za zamknięty.
Jadłam razem z nim, ale żadne z nas się nie odezwało. Siedzenie teraz w ciągłej ciszy mi nie przeszkadza, choć kiedyś, już dawno bym coś powiedziała. Pusty talerz umyłam i odłożyłam na suszarkę. Zrobiłam sobie jeszcze ciepłej herbaty z melisą, by uspokoić nerwy. Pogrzeb dawał się mi we znaki bardziej niż śmierć... Sama nie wiem co gorsze. Usiadłam na kanapie z kubkiem, upijając co chwilę łyk gorącego napoju. Brakowało mi Ludmiły, ona teraz było mi najbardziej potrzebna. Wyjechała wczoraj, nie mogła niestety zostać, bo kontrakt musiała przestrzegać. Blondynka nie chciała jechać, ale wyjścia nie miała. Najgorsze jest to, że dalej nie powiedziała Federico o ciąży. Ile ona ma zamiar z tym czekać.? Do porodu.? Nie rozumiem jej dziwnego toku myślenia.
- Gotowa.? - zapytał mój brat, który zszedł do salonu.
- Nigdy nie będę gotowa na to. - powiedziałam cicho i poszłam razem z resztą do samochodu.

***
Kolejka do trumny z jego ciałem malała z każdą sekundą. Byłam ostatnia. Myśl, że w kaplicy zostanę tylko ja i on, sam na sam, bardzo mnie przerażała. Serio, boję się trochę. Nawet nie wiem co mam mu powiedzieć, jak się zachować. Cokolwiek zrobię to i tak się rozpłaczę, więc każdy sposób jest dobry. Przede mną był Diego, który czule trzymał mnie za nadgarstek, dając 100% wsparcia. Puścił mnie dopiero, gdy miał podejść i pożegnać się z ciałem mojego ukochanego. Cisza tutaj dobijała mnie. Jednak od dzisiaj nie chodzę na pogrzeby... Gdy poczułam jak ręka mojego przyjaciela delikatnie mnie szturcha, otrząsnęłam się. Była teraz moja kolej. Odetchnęłam głęboko ale cicho. Diego pogłaskał mnie czule po ramieniu i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z trumną i ciałem. Ja... tu... zaraz... padnę.... ze ... strachu... Za dużo horrorów się naoglądałam, to pewne. Podeszłam do trumny i uklęknęłam. Czułam się dosyć niekomfortowo, chociaż przy Leon'ie to się nigdy nie zdarzyło. Splotłam nasze dłonie. Nie przeszkadzało mi to, bo on był zawsze dla mnie tak samo ciepły. Łza spłynęła mi wolno po policzku.
- Nawet nie wiesz, jak trudno mi żyć bez ciebie. - zaczęłam cicho, głaszcząc drugą dłonią jego policzek. - Czuję bez ciebie tak wielką pustkę... Codziennie budzę się z myślą, że twoja śmierć była tylko snem, ale jednak to prawda... Tak cholernie trudno mi teraz się z tobą żegnać na zawsze. Tak strasznie cię kocham, nie umiem bez ciebie tak po prostu funkcjonować. Zabrałeś ze sobą sporą część mnie, która umarła razem z tobą. To wszystko nadal mnie tak bardzo boli. Czuję się samotna, odkąd odszedłeś. Oby tam na górze było ci lepiej niż tutaj. Proszę, pilnuj mnie przed losem. Obiecuję, że już niedługo dołączę tam do ciebie, bo nie jestem w stanie żyć bez ciebie. Dziękuję ci za wszystko. To dzięki tobie poczułam co to jest prawdziwa miłość, dzięki tobie się uśmiechałam... Byłeś, jesteś i będziesz sensem mojego życia. Słodkich i spokojnych snów skarbie. Niech nic już nie zakłóca twojego wiecznego snu. Żegnaj.
Na ostatnim słowie załamał mi się głos. Pocałowałam jego zimne, lekko już sinawe wargi czule, ściskając mocno oczy przed łzami. Odetchnęłam lekko i ostrożnie się wytarłam. Spojrzałam ostatni raz na Leon'a, nie mogąc uwierzyć, że zaraz go stracę w każdym tego słowa znaczeniu. Wyszłam po cichu z kaplicy. Od razu podeszłam do Diego, by mocno wtulić się w niego.
***

Wróciłam do domu totalnie przygnębiona. Wciąż miałam przed oczami moment, gdy go żegnałam i moment, gdy spuszczono trumnę w dół, a potem zasypano ziemią. Na pogrzebie było masę ludzi, głównie jego fanów. Nagrobek był obsypany wieńcami, zdjęciami jego w klubie, podpisane przez niego koszulki... Każdy kto mu kibicował był na pogrzebie. Ja przepłakałam go od momentu, gdy niesiono trumnę przez cmentarz, bo na mszy byłam całkowicie opanowana. Weszłam do mojego pokoju, od razu kierując się do łóżka. Mój wzrok przykuła kartka z nutami. Podeszłam do niej i wzięłam ją.
- Podemos... - odczytałam szeptem tytuł. - Na dowód naszej miłości. Leon.
Usiadłam na łóżku, czytając słowa piosenki. Były przepiękne. Odwróciłam kartkę, by zobaczyć, czy czegoś nie ma na drugiej stronie. Nie pomyliłam się, ale to nie była już część piosenki.

Droga Violetto.!
Piszę do Ciebie skarbie ten list, by ci wyjaśnić kilka spraw, które mogą być dla Ciebie niezrozumiałe i dziwne. Z resztą, to i tak jest bardzo skomplikowane. Piosenkę, którą masz na odwrocie, napisałem jeszcze przed galą. W sumie, to nawet była już gotowa, gdy spędziliśmy nasz romantyczny wieczór. Przyśniła mi się, więc napisanie jej nie należało do najtrudniejszych. List ten, dostaniesz dopiero po moim pogrzebie. Pewnie teraz zrobię Ci mętlik w głowie, bo " niby skąd on wiedział, że umrze.? ". To trochę bardziej skomplikowane, bardziej niż Ci się wydaje. Ale spokojnie kochanie, wkrótce wszystkiego się dowiesz. Umarłem dla Ciebie. Proszę, nie rób sobie nic, ani nie próbuj odejść na tamten świat. Czekaj cierpliwie, a wszystko będzie tak jak dawniej, a może nawet i lepiej. Nie mów nikomu, bez wyjątku, o tym liście. To bardzo ważne. Do tego czasu spróbuj żyć normalnie. Zaufaj mi. Kocham Cię.
Twój, na zawsze, Leon <3

Moje serce przepełniło ciepło, bo znów mogłam poczuć jego obecność obok siebie. Czy jestem w stanie żyć normalnie.? Z jednej strony on mnie o to po poprosił... A z drugiej nie umiem ot tak szybko o nim zapomnieć. Ale dobrze, zaufam mu. Spróbuję żyć normalnie, tylko błagam Verdas, mam nadzieję, że to jest dobry pomysł... 

*kilka tygodni później*

Otworzyłam drzwi od pokoju i weszłam do środka. Byłam pozytywnie zaskoczona wystrojem. Jednak pokoje hotelowe mogą być wypasione. Podróż minęła mi dosyć szybko, ale sam lot był męczący, bo nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, a dzień wcześniej nie spałam całą noc, bo jakoś nie mogłam usnąć. Jestem w Sevilli. Jutro mam tutaj występ, który ma być takim " przedpremierowym zwiastunem mojej trasy koncertowej ", tak to nazwał mój manager. Przyleciałam tutaj z Diego i Zayn'em, bo Fede przylecieć nie mógł. Ludmiła wkońcu powiedziała mu, że jest w ciąży.! Mój braciszek ucieszył się normalnie jak wariat. Teraz nie opuszcza blondynki nawet na krok. Jak przyjadę z Sevilli, to ma się jej oświadczyć podczas wspólnej kolacji. Już nie mogę się doczekać. Pogodziłam się ze śmiercią Leon'a, głównie przez ten list. Od tamtego czasu jeszcze niczego się nie dowiedziałam niestety, ale jestem cierpliwa. 
- Twoja walizka. - powiedział Zayn, wchodząc do mojego pokoju z bagażem. - Wow... Ej, ty masz lepszy od mojego.
- I dobrze. - wybuchnęłam śmiechem.
- Pamiętaj, dzisiaj idziesz ze mną na randkę. - powiedział z uśmiechem.
- Tak, pamiętam. Wyjdź proszę, bo chcę się przespać chwilkę. - odpowiedziałam.
- Dobrze. Słodkich snów, księżniczko. - powiedział słodko i  wyszedł.


Tak, dałam mu szansę. Nie jesteśmy razem, ale pozwoliłam mu się starać o mnie. Jest mi najbliższy, a Leon sam napisał, bym próbowała ułożyć sobie życie, więc to robię. Ciągle o nim myślę i nie wiem, czy będę w stanie pokochać Zayn'a. Zobaczymy... Tylko mój świat zaraz wywróci się do góry nogami. Czy zrobię dobrze, gdy pójdę na ten występ.? Jedno wiem na pewno... Prawda wyjdzie na jaw.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz