30 sty 2016

Rozdział I




Spałam. Tak naprawdę, to kocham sen. Nic nie robisz, o niczym nie myślisz, leżysz, śnisz... Mogłabym spać tak 24 na dobę. Wszystko super, do czasu, kiedy po mojej głowie rozniósł się wkurzający dźwięk porannego budzika. Kto był na tyle  głupi, by wynaleźć to ustrojstwo.?! Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na nocną szafkę, gdzie stał cyfrowy budzik. Westchnęłam cicho. Byłam za bardzo leniwa, by sięgnąć ręką i go wyłączyć. Wyjęłam spod głowy moją małą podusię, w kształcie owieczki i rzuciłam ją w ten dzwoniący wynalazek. Trafiłam, ale budzik poleciał prosto w ścianę, po której przejechał i upadł na podłogę razem z podusią. Z moich ust wydobyło się ciche " Ups ". Zepsułam kolejny budzik, już 8 w tym miesiącu. Teraz przynajmniej było cicho. Zaśmiałam się lekko i obróciłam, by spojrzeć na mojego chłopaka. Od razu spadłam z łóżka.
- Zayn, do cholery jasnej, co ty robisz w moim łóżku.?! - zaczęłam się drzeć, leżąc na plechach na podłodze. 
Hernandez najwidoczniej usłyszał to. Albo go obudziłam, albo po prostu już od jakiegoś czasu nie spał. Oby to pierwsze, chociaż tak lekko się zemściłam. Zwinnie posunął swoje ciało na krawędź łóżka i spojrzał na mnie z tym jego bezczelnym uśmiechem.
- Może najpierw tak dzień dobry, ślicznotko.? - zaśmiał się, puszczając do mnie oczko.
- Zayn. - popatrzyłam groźnie na niego - Co ty robisz w moim łóżku, do tego w samych bokserkach.?
Spojrzałam na siebie i dopiero zdałam sobie sprawę, że jestem w samej bieliźnie. Nie mam sklerozy i wiedziałam, że nie w tej zasypiałam wczoraj w nocy. Ugh, tym razem przegięli. Wstała wkurzona i wyciągnęłam spod poduszki IPhone. Weszłam na zdjęcia, gdzie oczywiście było pełno nowych. Ogarnęłam godzinę zrobienia ich : 3:40 dzisiaj w nocy. Nie no, ja ich chyba zabiję.! Wyszłam ze zdjęć i włączyłam Twitter'a. 11 zboczonych karniaków od " 1,2,3,4,5,6,7,8,9,10 i 11-stego skarba ;* " . Byłam na max'a wkurwi... WKURZONA. Zgromiłam Zayn'a wzrokiem i wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Zeszłam prędko po schodach do salonu, gdzie zobaczyłam 10 debili siedzących na kanapie i oglądających jakiś serial kryminalny. Wyłączyłam telewizor i stanęłam przed nimi, krzyżując ręce na piersiach.
- Ejjj. - jęknęli, gdy to zrobiłam.
- Czy was już do końca poje.... pogrzało.?! - zaczęłam się wydzierać, Zayn w tym czasie dołączył do nich.
- Siostra, spuść trochę z tonu. - powiedział Fede.
- Zamknij się. - popatrzyłam na niego poważnie.
- Violet chyba ma okres. - zaśmiał się bezczelnie Zayn.
- Nienawidzę Was. Tym razem przegięliście. - spojrzałam na każdego okropnie zdenerwowana, zatrzymałam wzrok na Leon'ie, pokręciłam lekko głową i poszłam szybkim krokiem na górę.
Widziałam, że Verdas'owi zrobiło się głupio, tak jak reszcie. Ale nie obchodziło mnie to, byłam na nich tak strasznie wkurw.... wkurzona. Weszłam do pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Spojrzałam na szafkę, gdzie miał stać zegarek. Nie było go. A no tak, przecież dzisiaj rano go stąd zwaliłam. Jak na złość teraz by się przydał. Westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. 6:20. Czyli mam jeszcze 40 minut do treningu. Spokojnie zdąrzę. Podeszłam do szafy i pociągnęłam do siebie za dwie metalowe klamki. Przed moimi oczami było 8 półek, a na nich moje ubrania poskładane w nieskazitelne stosiki. Tego widoku nie cierpię, wolę jak w szafce mam wszystko porozwalane. No ale cóż, czego się nie robi dla tego durnego brata.... Wyjęłam ostrożnie białą bokserkę z zamkiem na dekolcie oraz czarne, dresowe ( choć lekko dopasowane ) rybaczki, które były mi lekko za kolano. Chwyciłam do tego czarne conversy. Pewnie myślicie " trampki na trening.?! ". Dla mnie to najwygodniejsze buty, bardzo dobrze mi się w nich biega i równie super się w nich czuję. Wyjęłam z szuflady czystą bieliznę, białe " stopki " i ruszyłam do łazienki. Gdy już się tam znalazłam, to zamknęłam drzwi na zamek i zaczęłam ściągać z siebie ubranie. Nie zeszło mi to długo, bo miałam na sobie tylko majtki i stanik. Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Po moim ciele zaczęły drążyć korytarze ciepłe stróżki wody, spływające z góry. Uwielbiam to uczucie. To druga moja ulubiona czynność po spaniu. Namydliłam się, użyłam mojego ulubionego żelu o zapachu pomarańczy i spłukałam się dokładnie. Następnie wycisnęłam na wewnętrzną część dłoni trochę szamponu i wtarłam go we włosy. Gdy już miałam pewność, że nic na nich nie zostało to zakręciłam wodę. Oczywiście nie obyło się bez depilacji i ponownego spłukania. Wyszłam z prysznica na niewielki, wodochłonny chodniczek. Zdjęłam z wieszaka ręcznik i dokładnie się wytarłam, łącznie z włosami. Powiesiłam go z powrotem i zaczęłam się ubierać. Wysuszyłam szybko włosy i uczesałam je w koński ogon. Nie malowałam się. Z resztą, nie robię tego za często bo nie muszę, a teraz i tak mam trening. Ogarnęłam łazienkę, spryskałam się perfumami, pachy potraktowałam dezodorantem i zeszłam na dół, prosto do kuchni. Na szczęście, oczywiście ich, nikogo z nich tam nie było. Wyjęłam miskę i płatki z szafki oraz mleko z lodówki. Oczywiście wiadomo co jadłam. Schowałam resztę i usiadłam na blacie, chwytając za miseczkę i łyżkę. Zaczęłam jeść, wymachując delikatnie nogami jak małe dziecko. Gdy skończyłam, ładnie za sobą posprzątałam. Właśnie wycierałam ręce ściereczką, gdy ktoś przyparł mnie do ściany. Od razu wiedziałam, że to Verdas. 
- Puść mnie, nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać. - wycedziłam przez zęby, wbijając wzrok w jego wisiorek na szyi.
- No skarbie, przepraszam. Nie gniewaj się. - szepnął tym swoim uwodzicielskim głosem.
- Leon, ja mówię poważnie. - powiedziałam wciąż zła.
Wiedział co robić, doskonale mnie znał. Musnął bardzo namiętnie moją szyję, a ja mimo tego, że próbowałam się powstrzymać - jęknęłam. Zaśmiał się lekko, bo wygrał, złamał mnie. A ja.? Stałam jak sparaliżowana i jedyne co mi się udało, to przygryźć wargę i odchylić głowę do tyłu. Oczywiście był to znak, że chcę więcej. Verdas odczytał o co chodzi i z wielką chęcią zaczął całować moją szyję. Violetta, stój.! Przestań.! Przecież jesteś na niego zła.! Obrażona.! Ale ja po prostu nie umiem, nie z nim. Nagle do kuchni wszedł Diego.
- Verdas zbieramy się na trening. - powiedział, stając w drzwiach. - Chyba w czymś przeszkodziłem.
Od razu odsunęłam od siebie Leon'a, który patrzył na mnie wzrokiem pełnym pożądania. To co zrobił teraz Diego, było dla mnie na tyle ważne, że automatycznie mu wybaczyłam.
- Diego, idę z tobą. - powiedziałam i podeszłam do niego.
- Myślałam, że jesteś na mnie obrażona. - odpowiedział z lekkim smutkiem w głosie.
- Już nie, właśnie przebaczyłam ci za to, że przyszedłeś w odpowiedniej chwili. A teraz idziemy, bo się spóźnimy. - wzięłam go za nadgarstek i wyszłam z kuchni.
Hernandez nie wiedział za bardzo, skąd ta nagła zmiana, ale mimo wszystko z uśmiechem szedł za mną. Chwyciłam za gwizdek, który leżał na komodzie oraz torbę sportową i wyszłam z nim, no i oczywiście moim owczarkiem niemieckim. Zapakowaliśmy się do autobusu. Zawsze siedziałam z Leon'em ale teraz usiadłam z psem. 
Bynajmniej miałam dużo miejsca. Nagle obok mnie usiadł Diego.
- Przyszedłem robić za adwokata. - zaśmiał się lekko.
- Yyy... mogę wiedzieć co ty znowu wymyśliłeś.? - przyznam, poprawił mi humor.
- Nie ja, tylko chłopaki. - odpowiedział.
- No to nie trać czasu, bo nic nie zdziałasz. - odwróciłam głowę w stronę okna.
- Oni proszą byś im wybaczyła. Gniewasz się na nich.? - zapytał, delikatnie się podsuwając.
- Ze wszystkich co siedzą tu w autobusie, nie gniewam się tylko na kierowcę, trenera, ciebie i mojego psa. - mimowolnie spojrzałam na niego. - Tym razem już przegięli. Diego, przepraszam ale nie chcę z nimi ani o nich gadać.
- Rozumiem. - westchnął i poszedł na tyły autobusu.
Słyszałam jak szeptem przekazuje im tą wiadomość, oraz błagania by poszedł jeszcze raz. Nie chciało mi się tego słuchać, więc wyjęłam z torby IPoda. Podłączyłam słuchawki i wsadziłam je do uszu. Patrzyłam w okno, wsłuchując się w piosenkę. Kilka minut potem byliśmy już na parkingu przed boiskiem. Schowałam odtwarzacz i wysiadłam z Alex'em ( psem ) jako pierwsza. Skierowałam się do szatni, a za mną weszło pozostała 11-stka. Nie zwracałam na nich uwagi, choć słyszałam, że chcą do mnie podejść. Odłożyłam torbę do szafki i wyszłam bez słowa, nakładając na szyję gwizdek. Stanęłam centralnie na środku boiska. Kilka metrów przede mną siedział trener z resztą " tej niegrającej " ekipy. Po paru minutach chłopcy, przebrani w odpowiednie stroje i korki, weszli na murawę, ustawiając się rzędem przede mną. 
- Na rozgrzewkę 4 kółka dookoła boiska, truchtem. - zagwizdałam gwizdkiem.
Widziałam ich zrzędnięte miny. Zawsze dawałam im tylko 2, ale to tylko jako " taryfa ulgowa ". Zaczęli biec gęsiego, a ja rozkładałam pachołki do slalomu i przyniosłam 11 piłek. Cały czas miałam ich na oku. Właśnie biegli 3 kółko. Byli centralnie obok mnie.
- Violetta proszę, wybacz mi. No błagam. - Verdas się zatrzymał i podszedł do mnie.
- Leon... zostało ci jeszcze jedno kółko. Albo idziesz biegać, albo dam ci karne 2 kółka. - powiedziałam poważnie.
Westchnął i pobiegł dalej. Po kilku minutach ćwiczyli już taktykę, slalom, rozgrzewali się i takie tam rzeczy. Oczywiście, był również krótki mecz. Po dokładnie 3 godzinach zagwizdałam, co wskazało na koniec treningu. Poszli zmęczeni do szatni a ja zostałam, by posprzątać. Byłam jakaś taka smutna. Dobrze wiedziałam dlaczego... bo się na nich gniewałam. Ale nie mogłam im też tego tak łatwo wybaczyć. Weszłam do szatni, poczułam tych 11-ście par oczu na sobie. Nie odezwałam się ani słowem, tylko podeszłam do swojej szafki, by wyjąć torbę. 
- Verdas, próbuj. - usłyszałam cichy szept Maxi'ego.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić lub powiedzieć, poczułam męskie dłonie na swoich biodrach. 
- Leon, to nie ma sensu. - powiedziałam, zamykając szafkę.
- Skarbie, wybacz nam proszę. Zachowaliśmy się tym razem jak idioci, wiemy. - odpowiedział - To ostatni raz.
- Tamtym razem mówiliście tak samo. - ściągnęłam z siebie jego ręce.
Nie złapałam nawet oddechu, a już zostałam obrócona i przyparta do szafki. Ręce miałam na wysokości głowy, trzymane przez Verdas'a za nadgarstki. 
- Ostatni raz. - powiedział. - Obiecuję.
Spojrzałam mu w oczy. Widziałam pożądanie, ale też straszny smutek i żal. Westchnęłam cicho.
- Dobra, niech wam będzie. Ale wybaczam tylko dlatego, że chcę mieć z kim potańczyć na dzisiejszym bankiecie. - lekko się zaśmiałam.
Jego wyraz twarzy od razu się zmienił i wrócił mój ukochany Leon. Szeroko się uśmiechnął i wbił się w moje wargi, namiętnie je całując. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz